Najnowsze artykuły
- ArtykułyRozdajemy 100 książek i konta premium w aplikacji. Konkurs z okazji Światowego Dnia KsiążkiLubimyCzytać2
- ArtykułyCi, którzy tworzą HistorięArnika0
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Spotkanie“ Agnieszki PtakLubimyCzytać2
- ArtykułyŚwiętujemy Dzień Ziemi 2024. Oto najciekawsze książki dla każdego czytelnikaAnna Sierant18
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Damon Knight
28
6,0/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,0/10średnia ocena książek autora
230 przeczytało książki autora
280 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Creating Short Fiction: The Classic Guide to Writing Short Fiction
Damon Knight
6,0 z 1 ocen
2 czytelników 0 opinii
1981
Najnowsze opinie o książkach autora
Wielka Księga Science Fiction, t.1 Peter F. Hamilton
6,3
Chociaż antologia prezentuje utwory pisarzy z wielu różnych czasów, od żyjących na przełomie XIX i XX w. aż po całkiem współczesnych, nie widać między zebranymi tu opowiadaniami jakichś uderzających różnic stylu czy języka, pod tym względem wybór wydaje się bardzo spójny. Mozaikę stanowi tematyka opowiadań, bardzo różnorodna. Znajdziemy tu i wyprawy na inne planety, i obraz przyszłości Ziemi oraz człowieka, i kontakty z obcymi, i podróże w czasie, i wizje apokaliptyczne.
Wbrew zdeklarowanym przeciwnikom gatunku, według których sf to jedynie jałowe gdybanie i wyssane z palca podróże kosmiczne, okazuje się także (nie po raz pierwszy!),że literatura science fiction poświęca tyle samo uwagi odległym galaktykom co człowiekowi i ostatecznie to on znajduje się w centrum jej zainteresowań i w odniesieniu do niego czyni ona swe wszelkie "kosmiczne" spostrzeżenia. Choć autorzy zerkają w teleskopy i na ekrany komputerów, skupiają się na ludziach. Niestety, wnioski są zwykle mało budujące, a nasz PR wyjątkowo marny. W rzadkich przypadkach ludzie decydują się na czyny wzniosłe czy choćby altruistyczne, częściej dążąc do zniszczenia innych ludzi i/lub przedstawiciela innej rasy i/lub całej obcej rasy i/lub całego życia na obcej planecie i/lub w ogóle całej planety (w tym ostatnim przypadku nawet niekoniecznie obcej, własna też może być).
Tym, którzy zdecydowanie nie zgadzają się z takim obrazem, zwracam uwagę na znaczenie literki "f" w skrócie "sf". Wystarczy jednak wziąć do ręki pierwszą z brzegu gazetę, włączyć dowolny program informacyjny w telewizji czy poczytać kilka newsów na jakimkolwiek portalu informacyjnym w internecie, by zauważyć, że nie taka to znowu fiction... I być może dlatego ogólny nastrój zebranych w tej książce opowiadań, choć niektóre nie stronią od dowcipu, jest jednak smutny, a ich wymowa gorzka.
Gdybym miała wyróżnić opowiadania, które podobały mi się najbardziej, wskazałabym "Drzwi wyjściowe do wewnątrz" Philipa K. Dicka (nawet ten jeden utwór na tle paru innych w tym niewielkim w końcu zestawieniu daje pojęcie, dlaczego Dick uważany jest za jednego z najlepszych i najoryginalniejszych autorów) oraz całkiem współczesne, przejmujące i piękne "Ul-la, ul-la" Erica Browna. Myślę jednak, że cały tom bardzo przypadnie do gustu wielbicielom "twardej" sf, w jej klasycznej formie.
___________________________________
Opinia wysłana także na konkurs "Czytelnik Roku 2017/2018" Biblioteki Kraków
Hybryda Clifford D. Simak
7,0
Generalnie są to nowelki ciekawe i zajmujące - czy to po prostu fajne, czy też (takich jest większość) mądre i dające do myślenia i pochodzące z lat 50. i 60. (jedno z 1981). Autorzy - znani, cenieni, ważni. Dwóm nie dopisało szczęście (pisali tylko opowiadania) i dotychczas nie doczekali się zbioru podsumowującego ich dorobek: James McConnell (konsekwentnie - copyright, spis treści, żywa pagina - pisownia nazwiska z dwoma błędami - jako Mc Connel!!!) i Henry Slesar. Prawie wszystkie opowiadania pochodzą z miesięcznika "Problemy" (i były w większości zamieszczone w almanachu Kroki w nieznane).
Ach, jak to łatwo i wygodnie robić powtórki, brać teksty i pakować do antologii - w większości nazwiska tłumaczy pominięto (wiadomo, co to oznacza!),a jak dodaje się tekst nowy, którego przekład zapewne powstał na zamówienie (może z poślizgu?) i który nie wszedł do dotychczasowych wyborów Murraya Leinstera (nierównych, dodajmy),wtedy się okazuje, że ten najdłuższy w antologii utwór jest kompletnie przypadkowy i pasuje do reszty jak pięść do nosa.
No bo niestety, prawda jest taka, że Leinster pisał za dużo i przed wojną, i później - praktycznie do końca l. 60. - i choć sprawdził się po wojnie (wielu międzywojennych pisarzy nie zdołało się dostosować do wymogów nowej epoki),to wiele jego tekstów było pisanych na siłę (i wiele straszliwie się zestarzało, jak choćby klasyczny zabytek z 1945 pt. "Pierwszy kontakt") - i "Planeta strachu" jest tego najlepszym przykładem. To aż 70 stron nudnych, głupawych perypetii, żwawej bieganiny wte i wewte, drewnianych postaci plus obowiązkowy, wysilony happy-end. Całość jest piekielnie naiwna, prymitywna, na chybcika posklejana do kupy jak układanka i w ogóle ma się wrażenie, że powstała w surowych latach 30. Po co takie knoty w ogóle tłumaczyć? Przecież u Leinstera jest jeszcze trochę dobrych tekstów - a nawet znakomitych? Ale tych już pewnie nie poznamy, bo został najwyraźniej odfajkowany - a był wydawany z puli dostępnych w internecie tekstów, które weszły (w Stanach, a nie w Polsce!) do domeny publicznej; w Polsce trzeba za nie płacić - ale po co to robić, skoro ryzyko wpadki niewielkie, a jeśli nawet, zapewne można się dogadać bez uruchamiania machiny sądowniczej...
Ale oprócz Leinstera pozostałe nowelki są naprawdę warte przeczytania. I praktycznie wszystkie je pamiętam, choć czytałem je w l. 70/80. Generalnie odczucie mam takie, że opowiadania sf sprzed 90. roku były zdecydowanie wyrazistsze i co lepsze z nich zdecydowanie lepiej zapadały w pamięć. Dzisiejsza sf - nawet ta najlepsza, przeważnie znakomita literacko, psychologicznie, socjologicznie, etc. przy czytaniu sprawia ogromną przyjemność, ale potem wpada do morza "dobrej sf" i się w nim jakoś rozpływa.
Mamy tu opowiadania naukowców (James McConnell, Martin Gardner),solidnych i pomysłowych twórców sf "środka", znanych i cenionych do dziś za wyśmienite nowelki z puentą - zwłaszcza Keith Laumer (napisał też sporo niezłych czytadeł) i twórców zaliczanych do czołówki amerykańskiej sf: Alfred Bester, C. M. Kornbluth, Clifford Simak (w nietypowej dla siebie nowelce zbliżonej do grozy) i - last but not least! - Damon Knight. Jest też paru Angoli na okrasę: James Blish (co prawda mieszkał jednak w USA),Eric Frank Russell - też konsekwentnie występujący z błędem! - który pisał przede wszystkim na rynek amerykański, oraz nowofalowiec John Sladek.
Używam określeń "znany", "uznany", "czołówka", ale prawda jest taka, ze są to wszystko autorzy b. słabo znani w Polsce. Najczęściej z nich wydawany był u nas Simak, ale i tak nie mamy przekładów kilku znakomitych jego powieści (nie mówiąc już o opowiadaniach!!!, a tacy np. Rosjanie wydali mu "po prostu" - obok wszystkich powieści - wszystkie opowiadania...). Na drugim miejscu pod względem ilości przekładów plasuje się James Blish, ale to tylko oznacza, że brakuje nam kilku dobrych powieści i wielu opowiadań. Jeśli chodzi o pozostałych autorów, to znamy raczej ich pojedyncze powieści i/lub po parę opowiadań.
Czy można się spodziewać, że Solaris naprawi tę sytuację? Niestety nie, ponieważ jego twórca i szef jest przekonany, że praktycznie wszystko co dobre już wyszło po polsku (a nowi znakomici autorzy nie pojawiają "codziennie", co też jest znamiennym przykładem nieznajomości dzisiejszego stanu rzeczy)...
Zatem zachęcam do czytania tego, co on nam łaskawie "odcedza" (bo poza nim właściwie nikt w Polsce starszej sf nie wydaje). Ze świadomością, że robi masę powtórek (po sobie też!),co mu nabija ilość tytułów w serii.