Najnowsze artykuły
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać1
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński7
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać12
- Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Lucy Edge
2
5,0/10
Pisze książki: literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,0/10średnia ocena książek autora
109 przeczytało książki autora
81 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Najgorsza w szkole jogi Lucy Edge
4,8
Dziesięć lat w firmach reklamowych, daremne poszukiwanie mężczyzny życia, pocieszanie się drinkami - taki jest punkt wyjścia, gdy Lucy rusza w kilkumiesięczną podróż po aśramach Indii szukając w jodze sensu życia, zmiany siebie, doskonalenia ciała, by stało się atrakcyjniejsze dla mężczyzn, ich samych wreszcie, ich fascynacji nią, zatrzymania się przy niej, wybrania jej. Powróciwszy pisze o swoich wrażeniach. Pełnym humoru językiem, zabawnie podsumowując białych z Zachodu szukających w Indiach rozwiązań dla swojego życia, ale i ludzi Wschodu handlujących czasem jogą jak towarem, robiących pieniądze na wschodniej duchowości. To, co mnie przy tej książce trzymało to zabawny język i ciekawość miejsc, które Lucy przedstawia. Wędrując po całych Indiach w poszukiwaniu ośrodków wtajemniczających ją w jogę. Jej podróż zaczyna się w Karnatace w Mysore,
potem Kerala i - Trivandrum
- Varkali
- Allapuzha
- u Ammy w Vallikkavu
- Kochi, a potem Maharasztra i u Osho w Pune
- a na północy - Riszikeś
- Kumbh Mela w Haridwar
- Delhi - Madras - aśram Sri Aurobindo w Auroville w Pondicherry,
Tiruvannamalui w Tamil Nadu
- w końcu powrót do Londynu. To opowieść o tym, jak ludzie w poszukiwaniu siebie, starają się być kimś innym, wchodzą w cudzą skórę, w obce im tradycje, szukają jak najdalej od swych korzeni, łapczywie biegną próbując czegoś z obcej im kultury. Maski, szczudła i kule podtrzymujące własnego ego. To dla mnie pytanie o skrzydła i korzenie. Co z obcej kultury może nas uskrzydlić, nie wykorzeniając z własnej? Raziła mnie w tej opowieści pewna powierzchowność przeżyć i relacji bohaterki. Czy szuka ona więzi, czy przyjemności i potwierdzenia siebie? Czy szuka Boga czy tylko guru, przewodnika, który powie jej autorytatywnie, co ważne, co nie, jak żyć? Książka jest zadedykowana Mamie i Tacie jej pierwszym guru, a zabawnie, z kpiną sformułowane tytuły rozdziałów dają już smak tego, o czym jest ta opowieść: "Fioletowe wibracje otwierają mi czakrę korony na całą szerokość", "Połączmy się ze źródłem kosmicznej szczęśliwości czyli z wszechświatem", "Przychodzić duży seks, przychodzić duże pieniądze." Czasem myśli głoszone w aśramach podobają mi się, np odróżnić to, czego chcę od tego, czego potrzebuję - teraz jednak wydaje mi się, że to spotkałam u czytanego równolegle psychoterapeuty Yaloma. Ujmuje w tej książce szczerze - i często zabawnie - przedstawiony obraz ograniczeń, z jakimi boryka się bohaterka. W aśramie w Mysore, którego doświadczenia Lucy przeplata z wrażeniami z Ortario and Magdali's Cafe konfrontuje się ona ze swoją słabością w ten sposób: "Wszystko na próżno. Kiedy mówił, że mam zrobić wdech i otworzyc się na nowe doświadczenia, ja robiłam wydech. Kiedy mówił, że mam zrobić wydech i odciąć się od przeszłości, ja wstrzymywałam oddech i szczelnie zamykałam w sobie wszystkie przeżycia". Lucy z trudem, najczęściej daremnie dąży do ćitta writti nirodhah - "kontrolowania aktywności umysłu", w którym nie chodzi o wypieranie myśli, ale o "zachowanie uważności, obserwowanie tej aktywności i rozwijanie umiejętności usuwania mentalnej gadaniny, która jest przeszkodą na drodze do wewnętrznego spokoju".
Lucy wydaje się być w swoich poszukiwaniach imponująco systematyczna. Wędruje od jednej do drugiej szkoły jogi po całych Indiach. Którą ścieżka jogi pojść? Drogą królewskiej naukowej radźa jogi z Desikacharem w Madrasie?
Drogą samopoznania - dźnana joga - w Tiruvannamalai?
A może wybrać bhakti jogę - ścieżkę miłości i oddania z Przytulającą Matką w rozlewiskach Kerali?
Jogę integralną Sri Aurobindo w Aueroville?
Tandrę - uwielbienie ciała, które jest rozkoszą boskości u Osho w Pune?
Precyzję jogi Iyengara też w Pune?
Aśtangę w Mysore czy śivanananda w aśramie Kerali.
Lucy pisze o pięciu stanach mentalnych:
- ksiptam - stan wielkiego pobudzenia, w którym umysł przypomina motyla
- mudham - regularna chandra, w której umysł jest stępiony, bezwładny i zachmurzony
- viksiptam - umysł jest w stanie się skupić, ale koncentruje się na robieniu czegoś albo myśleniu, ale nie na medytacji
- ekagrata - stan, w którym umysł skupia się w jednym punkcie i może się skoncentrować w stanie wyższej kontemplacji
- nirudddham - stan, w którym umysł widzi wszystko jasno, bez zniekształceń ćitta writti
Znam tylko trzy pierwsze, a Wy?
Najgorsza w szkole jogi Lucy Edge
4,8
Hmmm... Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron myślałam tak: "No, to nie jest dla osoby, która nie miała styczności z jogą. Te całe nazwy asan, swami, aśramy i inne "ś" są raczej nie do przejścia w tej książce dla nie-jogina (niekoniecznie praktykującego). Jestem ciekawa czy coś wyniknie z całej tej opowiastki, bo na razie to ta Lucy tak sobie gada, żeby gadać... W sumie chyba raczej niszowa książka, bo a) dla tych co kumają jogę b) dla tych spośród tych w a) którym nie przeszkadza takie lajtowe głupkowate podejście..." Po przeczytaniu całości okazuje się, że kawałek ostatniego (!) rozdziału rehabilituje poprzednie 343 stron i to "lajtowe głupkowate podejście". Ale tylko trochę. Jeśli to ma być powieść, to nadal twierdzę, że za dużo jest fachowego słownictwa związanego z jogą. Jeśli to ma być przewodnik po szkołach jogi w Indiach - ok, może się nada dla kogoś, kto tego poszukuje, ale będzie mało przydatne, bo książka nie ma formy przewodnika (nie ma np. podziału na rejony Indii ani konkretne szkoły; spis treści jest tu nieprzydatny bo to tylko tytuły rozdziałów; na końcu książki są adresy szkół, ale po to nie trzeba jej czytać). Generalnie to raczej swobodny dziennik podróży. Dość bełkotliwy, bo nie zapadają w pamięć ani jakieś sceny, ani miejsca, ani ludzie. Niestety. Trochę czuć atmosferę Indii, ale mogłoby tego być więcej, autorka często traktuje opisy pewnych charakterystycznych miejsc dość skrótowo a skupia się na tym, czego szukała i na tym czy w danym miejscu to znalazła czy nie (z reguły nie). Jak pisze wydawca:
"Po dziesięciu latach spędzonych na pracy w agencjach reklamowych i piciu drinków Lucy ma już dość rozmów na temat śpiewających słoneczników na reklamach margaryny i postanawia poszukać innej drogi życiowej. Chce znaleźć guru, który pomoże jej odzyskać duchowy spokój i kosmiczną szczęśliwość w harmonii z samą sobą i innymi. Marzy jej się zostanie boginią jogi, ucieleśnieniem kobiecej doskonałości - spokojnej, spełnionej, czułej. A przy okazji z ciałem jak precel, pozbawionym tłuszczu, giętkim i silnym. Jednak to, co znajduje po dotarciu do Indii, przerasta najśmielsze wyobrażenia. Wszechobecna obsesja samodoskonalenia, płytkie oświecenie, blichtr i pozory. Zachwycające są jedynie Indie same w sobie. Czy Lucy wróci do domu, wyglądając jak modelka? Czy osiągnie wewnętrzny spokój? Czy też wydarzy się coś znacznie zabawniejszego, bardziej interesującego i skomplikowanego? "Najgorsza w szkole jogi" to emocjonujący dziennik z podróży, zabawna historia o poszukiwaniu sensu życia na Dalekim Wschodzie, o uprawianiu jogi i o miłości do Indii."
Odpowiedziami na te pytania jest: nie. Kończąc lekturę nie mamy poczucia, że oto przeczytaliśmy czyjąś historię, wymyśloną czy nie, która miała początek i koniec, i ten koniec jest satysfakcjonujący. Przeczytaliśmy historię kogoś, kto szukał sam niezbyt dobrze wiedząc czego, i w końcu nie znalazł, wrócił do domu. Ech, książka nie jest zła, jest średnia (ale nadal przy założeniach z początku tego opisu),szkoda jednak że lepiej jej nie zredagowano. Jest trochę chaotyczna i przydługa. Po co 377 stron, żeby się dowiedzieć, że nic wielkiego się nie wydarzy? Czytamy o Lucy, singielce bardziej chyba pasującej do "Seksu w wielkim mieście"... Towarzyska, lekko roztrzepana osóbka. Nie wiemy dlaczego poszukuje najlepszej dla siebie szkoły jogi. Nie wiemy właściwie dlaczego zaczęła praktykować. Nie znamy głębszych przemyśleń bohaterki, oprócz tych końcowych wniosków.
Dla zainteresowanych jogą opisy życia w aśramach i adresy na końcu mogą być przydatne. Dla pozostałych książka będzie bezsensowną paplaniną.
Gdyby mi jej nie pożyczono, raczej bym po nią nie sięgnęła. A jeśli bym się skusiła i kupiła ją - żałowałabym wydanych pieniędzy.
I założę się, że w oryginale lepiej by się czytało, chociaż te wszystkie "swami i aśramy" pewnie sprawiałyby trudność...