Najnowsze artykuły
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński7
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać9
- Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Marek Łaziński
3
7,6/10
Pisze książki: językoznawstwo, nauka o literaturze, popularnonaukowa
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,6/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
9 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Słownik zapożyczeń niemieckich w polszczyźnie
Marek Łaziński
9,0 z 2 ocen
6 czytelników 0 opinii
2008
Najnowsze opinie o książkach autora
O panach i paniach Marek Łaziński
6,7
Marek Łaziński, wchodząc w „zdroworozsądkowy” tryb argumentowania dochodzi do momentu, w którym – po przytoczeniu i raczej obśmianiu niż zbiciu tez badaczy i badaczek zajmujących się seksizmem języka – przyznaje się do całkowitej wiary w przeźroczystość medium. Język jest dla Łazińskiego jedynie narzędziem, za pomocą którego podmioty nadają komunikaty (i dopiero na poziomie intencji jakakolwiek dyskryminacja może dochodzić do głosu). Potwierdza to w kolejnych podrozdziałach: dowodząc między innymi, że rodzajowość danego języka nie wpływa na utrwalenie się stereotypów płciowych (przytacza próby wykonane na języku tureckim).
Jednak mimo ideowych deklaracji, do których posuwa się autor, oddaje on słuszność pewnym feministycznym nurtom dążącym do wyrugowania generycznego maskulinum. Przytacza i analizuje niesłowiańskie realizacje takich reform (głównie z bezrodzajnikowego angielskiego oraz rodzajnikowego niemieckiego) i opisuje propozycje wysunięte na polskim gruncie przez badaczki: Gabrielę Koniuszaniec oraz Hannę Błaszkowską na początku pierwszej dekady XXI wieku. Sam Łaziński prezentuje jednak dążący do zachowania status quo sceptycyzm, między innymi wielokrotnie podkreślając nienaturalne brzmienie reformowanych fraz. Powołując się na uzus, jakby nie zauważa, że ten uzus charakteryzuje się niesłychaną elastycznością i dynamiką. Alternatywnym stanowiskiem byłoby np. to prezentowane przez prof. Mirosława Bańkę, który w wielu wypowiedział medialnych podreślał, że kłopotliwe brzmienie feminatywów zostanie w miarę wejścia do uzusu zneutralizowane – i że jest to projekt, którego należy się podjąć celem zwiększenia symetryczności relacji kobiet i mężczyzn w społeczeństwie. Na marginesie dodam, że koncepcja pracy w języku jako projektu dążącego do równości i społecznej akceptacji jest eksploatowana w formach artystycznych i jako taka ma się dobrze (a także odczytywana jest bez większych wątpliwości). By nie być gołosłowną, warto przytoczyć choć jeden przykład z literatury: w 2018 roku ukazał się tom poetycki autora/autorki o nieokreślonej płci podpisanej/podpisanego jako Ł.K. (inicjały te mają dwojakie rozwinięcie: Łukasz Kaźmierczak oraz Łucja Kutting),w którym autor(ka) nie tylko nie dopuszcza żadnych form czasowników i przymiotników dookreślonych rodzajowo, ale także wskrzesza na potrzeby projektu liczbę podwójną; krytyka odczytała bez najmniejszych wątpliwości ten idiom poetycki jako zmaganie się ze społeczną recepcją nienormatywności płciowej.
Autor książki O panach i paniach dąży jednak głównie do opisu stanu rzeczy (przy czym rzeczą jest system języka polskiego w jego najbardziej uzusowym wymiarze; uchwycony „tu i teraz”) i stara się wystrzegać jakiejkolwiek postulatywności w swoim tonie. Ta naukowa strategia w przypadku tematu, którym zajmuje się Łaziński, zdaje się o tyle bezproduktywna, o ile – parafrazując Chmielowskiego – „język jaki jest, każdy widzi”. A przynajmniej – każdy świadomy użytkownik tegoż języka. Badacze, których z taką lekkością krytykuje autor, zostają odrzuceni ze względu na zdroworozsądkowe wątpliwości (a nie – jak to powinno mieć miejsce w naukowej książce – ze względu na merytoryczny spór pomiędzy prezentowanymi przez nich postulatami a stanowiskiem Łazińskiego) i zastąpieni wizją prowadzenia deskryptywnej nauki. Z argumentami Łazińskiego w większości miejsc nie da się spierać, ponieważ nie sposób podważać jednostkowych przekonań autora, że jakieś koncepcje są „przesadzone” (str. 200) albo niektóre propozycje „trudno przecież zaakceptować” (str. 210).
W rozdziale Nazwy żeńskie w słowotwórstwie Łaziński pisze: „Jeśli same kobiety traktowały w pierwszej poł. XX w., pomijanie informacji o płci i stanie cywilnym w nazwisku niesufigowanym jako przejaw językowego równouprawnienia płci, to jest możliwe, że tak samo traktowane było pomijanie informacji o płci w nazwach zawodowych”, tym samych dość spektakularnie ignorując informacje na temat fal feminizmu, co prowadzi go do zarysowania błędnej paraleli, choć z prowadzącym w dobrym kierunku wnioskiem. Gdyby autor nie zignorował podstawowej dla historii feminizmu informacji, że praca emancypacyjna sufrażystek opierała się w dużej mierze na upodabnianiu się do mężczyzn (co zostało zrewidowane już w latach szcześćdziesiątych XX wieku),tendencja do odchodzenia od feminatywów w nazwach zawodów wydałaby mu się oczywista (wszak jeżeli za prawdziwą uznamy właściwość, że wszystko, co kobiece, wartościowane jest niżej, dojdziemy do wniosku – jak pierwszofalowe feministki – że należy się wystrzegać tego, co kobiece). Nie jest to jednak sprawa pokrewna z problemem odmężowskich czy odojcowskich sufiksów przy nazwiskach, które przecież konotują przynależność do któregoś z mężczyzn (ojca, później męża),co w oczywisty sposób budzi sprzeciw emancypujących się kobiet. Nie jest to być może sprawa kluczowa dla rozpoznań Łazińskiego, jednak wyłuskuje charakterystyczna dla tego autora skłonność do „zdroworozsądkowych” uproszczeń, mogących prowadzić do poznawczych błędów.
Dopiero w przedostatnim, szesnastym rozdziale, autor dodaje do swoich rozważań konteksty kulturowego użycia języka. W tym miejscu zauważa znaczące dysproporcje i przyklaskuje tym samym butlerowskiemu rozpoznaniu opozycji kobieta-mężczyzna jako antytezy niosącej za sobą gotowy system performowanych wartości. Robi to jednak niechętnie, broniąc się stale przed sprecyzowaniem jakichkolwiek jednoznacznych wniosków. Dobrze podsumowuje to zdanie z Zakończenia pracy O panach i paniach: „w książce tej podjęto próbę opisu dwóch zawiłości polskiej gramatyki, które od dawna prowokują pytania o związek struktury języka z myśleniem, a konkretniej z tym, co myślimy o bliźnich” . Łaziński najwyraźniej doskonale zdawał sobie sprawę z istnienia pewnych niedomkniętych problemów, nieustalonych odpowiedzi – a jednak jako badacz językoznawca postanowił ograniczyć się do ich opisowego potraktowania, nie podejmując trudu odpowiedzi na te prowokujące pytania. Ponieważ jednak każde neutralne i neutralizujące stanowisko jest z gruntu konserwatywne, gdyż dąży do zachowania status quo, ale bez oficjanej deklaracji własnej zachowawczości – nie mogłam się powstrzymać od wyrażenia krytyki. Marek Łaziński jest bez wątpienia uzdolnionym portrecistą, a O panach i paniach. Polskie rzeczowniki tytularne i i ich asymetria rodzajowo-płciowa – rzetelnym obrazem. Trzymając się jednak tej artystycznej metaforyki nie mogę nie zapytać: po co komukolwiek w XXI wieku takie malarstwo?