Marilyn i JFK François Forestier 6,0
Nie dajcie się zwieść opisowi książki - relacji Marilyn i JFK jest opisane w tej książce tyle, że nawet na pięć kartek by nie starczyło... Poczułam się oszukana przez notkę z tyłu książki, ponieważ nie o tym to było. Chyba nawet nudnych lektur szkolnych nie czytałam z taką nieprzyjemnością, jak to.
Ale po kolei - zacznijmy może od tego, jak książka jest napisana - a napisana jest bez.na.dziej.nie. Naprawdę nie mam na to żadnych innych słów. Postanowiłam sobie ułatwić te tortury, więc prezentuję listę:
- chociaż to przeszłość, pisane jest w czasie teraźniejszym z okropnie bezsensownie umiejcawianymi akapitami
- od samego początku jesteśmy zasrywani ilością ludzi, którzy nie mają absolutnie znaczenia dla historii, po którą tu przyszliśmy, czyli po romans Marylin i JFK
- książka jest podzielna na 2 części, które tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia
- wiele wątków jest zaczynanych, a potem zapominanych, pozostają niewyjaśnione, podczas gdy bohaterowie w niego wplątani są zaraz wspominani tak, jakby nigdy nic nie miało miejsca
- wiele elementów kultury tamtych czasów jest wspominane bez jakichkolwiek wyjaśnień, jakbyśmy powinni oczywiście wiedzieć, o co chodzi...
Ale to można przypisać również do tłumaczenia, a to... Też nie jest dobre. Zaczynając od tego, że kilka instancji słowa "dwóch" (wynikało z kontekstu, że powinno zostać użyte) było zapisane jako "dwu", przez zostawianie angielskich określeń bez przypisu tłumaczenia (sama znam dobrze angielski, więc nie było to kłopotem, ale... nie każdy się zna, więc do dupy takie tłumaczenie),po to, że czasem określenia... Hiszpańskie? Włoskie? Nie wiem, nie znam języka, pozostawały bez notki. Tłumacz zakładał, że sama będę sobie tłumaczyć z googlem w ręku, co czytam?
Przechodząc jednak do samej treści to szczerze ręce mi opadają. Opisywane jest wszystko, absolutnie wszystko oprócz tego, co obiecuje opis książki. Często jest ograniczenie do napisania, przykładowo, "spotkali się tego dnia w Nowym Yorku"... WOW CÓŻ ZA SUPER OPIS ICH ROMANSU, NORMALNIE TERAZ WSZYSTKO JEST JASNE! Tak naprawdę to książka o tym, ile ludzi się kręciło w ich okolicy i ile podsłuchiwało, nic poza tym.
Do tego aż mi się scyzoryk w ręku otwierał czytając, jak ten człowiek, zwany autorem tej szmiry, poniżał Marylin. Nie jestem jakimś jej stanem, dużo o niej nie wiem, ale wiem, że nie była tylko wiecznie śmierdzącym brudasem, który potrzebował 38 ujęć, żeby powiedzieć 2 słowa do kamery, ponieważ była tak pełna prochów i alkoholu. Nie nieguję jej problemów ani tego, że nadużywała czy była brudniejsza niż przeciętny człowiek żyjący w tych czasach... Ale ona jest sprowadzana do tego - brudnej głupiej puszczalskiej ćpunki, która robiła wszystko, by być symbolem seksu.
A skoro już mowa o rzeczach wyprowadzających z równowagi... Tłumacz używał sobie słowa 'murzyn' tak o, żeby opisać kogoś ciemnoskórego. Padło nawet określenie "murzyński murzyn" jeśli mnie pamięć nie myli... Naprawdę można było to określić inaczej.
Gdyby można było, dałabym tej książce 0 gwiazdek, ale niestety się nie da, więc w drodze wyjątku ma 1. Męczyłam się czytając to i jest to chyba pierwsza książka w moim życiu, której nie chcę zachować w mojej bibliotece po przeczytaniu. Chciałabym sprzedać ten chłam, ale jestem gotowa nawet oddać za darmo - byle się go pozbyć.
Najgorzej wydane 16 złotych mojego życia....