Kiedy dzieje się cud Robert J. Wiersema 7,1
ocenił(a) na 89 lata temu Do sięgnięcia po tę pozycję zachęciły mnie dobre opinie tutaj i urocza okładka. Sama fabuła tez jak najbardziej mnie zaciekawiła. Początkowo zaczęłam szukać w katalogu swojej biblioteki, która notabene jest całkiem dobrze wyposażona i wiele książek czytam wypożyczonych z niej i jeszcze innej, pobliskiej filii. Na szczęście była, ale wypożyczona, dlatego jak to często robię zamówiłam ją przez Internet, za jakiś czas wróciła do biblioteki i ją odebrałam.
O czym jest książka? Nie będę pisać Wam wiele, bo dla mnie lepiej nie zdradzać zbyt dużo. Jest to pozycja o Karen, Simonie i 3 letniej Sherry, która pewnego dnia wpada pod samochód. Od tej pory rozpoczyna się walka o jej życie. Walka, która okupiona jest wieloma trudami, gdyż okazuje się, że mózg dziewczynki mógł całkiem obumrzeć. Niedługo zaczynają dziać się cuda...
Książka napisana jest z perspektywy wielu osób, ale inaczej niż np u Picoult, bo wyrywkami, takimi krótszymi fragmentami. Jednak, moim zdaniem nie przeszkadza to w jej odbiorze i nie ma chaosu, mimo wielu wypowiadających się postaci itp. Oprócz tragedii dziewczynki wydarza się inna, małżeńska. Przy czytaniu o tym towarzyszyło mi również wiele emocji i przyznam, nie mogłam zrozumieć Simona, ale także zaskoczyło mnie zachowanie Karen i to, że potrafiła być ogólnie tak opanowana. Wydaje mi się, że aż tak opanowanych ludzi w tak trudnych sytuacjach za bardzo nie ma, dlatego to nie do końca mnie przekonało. Poza tym wszystko jest na swoim miejscu i na pewno książka niesie wiele życiowych przesłań. Niezależnie od tego czy wierzymy w cuda czy nie, to poczujemy pewnie jakąś nadzieję na przyszłość. Mi ciężko jednoznacznie powiedzieć czy wierzę w cuda, nie jestem katoliczką raczej, ale powiem Wam, że nie wykluczam istnienia cudów. Zresztą możemy nazwać to jak chcemy, np wydarzeniami, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć.
W końcu świat na pewno kryje przed nami wiele tajemnic i nie wykluczam tego. Poza tym książka pokazuje jak czasem np w walce o dziecko małżeństwo oddala się od siebie. Gdy Simon i Karen starali się o Sherry, zanim się urodziła oblecieli wiele klinik, przeżyli wiele nerwów. To niezauważalnie, ale jednak oddaliło ich od siebie. Nadal nie jestem w stanie zrozumieć wszystkich ich zachowań, ale na pewno każda para powinna wziąć to jako przestrogę, by w każdym momencie życia dbać o relacje. Nikt z nas nie jest niezniszczalny i to jest jasne. No i co jeszcze? Pozycja bardzo mnie wciągnęła ogólnie, przeczytałam praktycznie na jednym tchu. Rozpłakałam się dopiero pod koniec, ale cały czas niezmiennie i tak w środku czułam wzruszenie, smutek, gammę wielu różnych emocji.
Dobrze autor przedstawił też fanatyzm religijny, który jak każda obsesja może prowadzić do tragedii. A już na pewno zaskoczy Was kim jest tak naprawdę ks Peter, mnie zaskoczyło. Ciężko w to uwierzyć, ale niewątpliwie mnie to nieźle zaskoczyło. A zakończenie to już wyciskacz łez, łzy leciały mi już mocno. Może trochę szybko rozwiązali to zakończenie, tak niespodziewanie, ale i tak bardzo mi się podobała.
Cała książka zapadnie mi na długo, długo w pamięć, jest dla mnie przepiękna i bardzo dobra, mimo drobnych mankamentów, jakie podałam. Moja ocena 8/10, to jedyna książka autora jak widzę, ale jeśli napisze więcej, to na pewno sięgnę. Polecam!