Życie biurowe Keith Waterhouse 6,3
ocenił(a) na 79 lata temu Główny bohater tej powieści 41 letni pracownik biurowy zostaje pewnego dnia nagle zredukowany. Szukając nowej pracy trafia na firmę o enigmatycznej nazwie "Brytyjski Albion" i szczęśliwym trafem zostaje w niej zatrudniony. Już jego pierwszy dzień na nowym stanowisku przedstawia się dość niekonwencjonalnie - nie dość, że tymczasowo musi rezydować przy biurku kolegi na urlopie i nie ma właściwie nic do roboty, to na dodatek nie jest w stanie wykupić posiłku na stołówce, bo nie zaopatrzył się wcześniej w specjalne kartki żywieniowe. Z czasem odkrywa, że firma ta jest pełna różnego rodzaju nonsensów, z których najważniejszy brzmi - czym właściwie ona się zajmuje?!
Muszę przyznać, że książkę odebrałam jako swoistego rodzaju satyrę na współczesny rynek pracy, w którym główny sektor stanowią różnorako pojęte usługi. Powstaje wiele firm, które nie wytwarzają już niczego, a w których dominuje tzw. praca papierkowa. Codziennie rzesze pracowników biurowych zasiadają przed swoimi biurkami, by spędzić 8h na... "nicnierobieniu", czyli tzw. pracy umysłowej (co sprowadza się do: przyjdę, wypiję kawę, przejrzę dokumenty na biurku, będzie przerwa śniadaniowa, spotkanie, znowu kawa, potem może przyjmę jakiegoś interesanta, przerwa obiadowa itp. itd.). Główni bohaterowie "Życia biurowego" mniej więcej tak spędzają każdą dniówkę, z tym że robią jeszcze mniej. I właściwie nikt się tym nie przejmuje. Ciekawie zostaje tu zaprezentowany również obraz przeciętnego "pracownika biurowego", którego całe życie kręci się właściwie wokół firmowego biurka.
Troszkę przeszkadzało mi tu tłumaczenie. W książce tej każdy z bohaterów ma swój szczególny sposób wypowiedzi, a w przypadku dwójki z nich ma to szczególne znaczenie. Domyślam się, że ciężko przetłumaczyć "beblanie" jednego z nich, w wyniku którego główny bohater częstokroć rozumie zupełnie inne rzeczy, niż faktycznie wypowiadane. Tłumacz zdecydowała się na oddanie tego poprzez wypowiedzi podobnie brzmiące, co miało sens we wszystkim poza nazwami własnymi. Gorzej przedstawiało się to w przypadku bohatera posługującego się czymś w rodzaju gwary, bo już w jego przypadku przełożenie tego na coś a la gwara śląska wyszło raczej kiepskawo (choć trzeba przyznać, że z pomysłem).
Po książkę sięgnęłam w sumie z przypadku i chyba częściej będę musiała wybierać lektury "na chybił trafił", bo dzięki temu może odkryję więcej tego typu interesujących, a mało znanych pozycji. Z pewnością jest to tytuł wart polecenia^^