W Szwecji mamy do siebie pretensje, że nie rozmawiamy o śmierci. To jednak najmniejsze z naszych uchybień, a na naszą obronę trzeba rzec, że...
Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 19 kwietnia 2024LubimyCzytać204
- ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Będzie dobrze” Aleksandry KernLubimyCzytać1
- Artykuły100 najbardziej wpływowych osób świata. Wśród nich pisarka i pisarz, a także jeden PolakKonrad Wrzesiński1
- ArtykułyPięknej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu – wywiad z autorką „Króla Pik”BarbaraDorosz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Carl-Henning Wijkmark
1
6,7/10
Pisze książki: literatura piękna
Urodzony: 21.11.1934Zmarły: 04.09.2020
Johan Carl-Henning Wijkmark - szwedzki pisarz i tłumacz.
Przyszedł na świat w Sztokholmie, a jego ojcem był teolog i wykładowca akademicki Henning Wijkmark (1875-1936),który w chwili narodzin syna miał już 61 lat. Absolwent Uniwersytetu Sztokholmskiego (Stockholms universitet). Po studiach przez pewien czas mieszkał w Niemczech i Francji. Jego pierwsza książka ukazała się drukiem gdy miał 38 lat. Tłumacz literatury niemieckiej (m.in. Fryderyk Nietzsche) i francuskiej na język szwedzki. Laureat licznych nagród literackich, takich jak Nagroda Doblouga (Doblougska priset) i Nagroda Augusta (Augustpriset). Carl-Henning Wijkmark żył 85 lat. Wybrane publikacje książkowe: "Jägarna på Karinhall" (1972),"Litteratur och människovärde: essayer 1977-87" (1988),"Omsvängningarnas år: kommentarer: Europa 1988-91" (1991),"Stundande natten" (2007, polskie wydanie: "Nadchodzi noc", Wydawnictwo Czarne, 2010),"Vi ses igen i nästa dröm" (2013).
Przyszedł na świat w Sztokholmie, a jego ojcem był teolog i wykładowca akademicki Henning Wijkmark (1875-1936),który w chwili narodzin syna miał już 61 lat. Absolwent Uniwersytetu Sztokholmskiego (Stockholms universitet). Po studiach przez pewien czas mieszkał w Niemczech i Francji. Jego pierwsza książka ukazała się drukiem gdy miał 38 lat. Tłumacz literatury niemieckiej (m.in. Fryderyk Nietzsche) i francuskiej na język szwedzki. Laureat licznych nagród literackich, takich jak Nagroda Doblouga (Doblougska priset) i Nagroda Augusta (Augustpriset). Carl-Henning Wijkmark żył 85 lat. Wybrane publikacje książkowe: "Jägarna på Karinhall" (1972),"Litteratur och människovärde: essayer 1977-87" (1988),"Omsvängningarnas år: kommentarer: Europa 1988-91" (1991),"Stundande natten" (2007, polskie wydanie: "Nadchodzi noc", Wydawnictwo Czarne, 2010),"Vi ses igen i nästa dröm" (2013).
6,7/10średnia ocena książek autora
66 przeczytało książki autora
43 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Właściwie chciałbym żyć , tak długo jak się da. Dobija mnie jednak to, że wola życia okazuje się najsilniejsza wtedy, kiedy bol jest najwięk...
Właściwie chciałbym żyć , tak długo jak się da. Dobija mnie jednak to, że wola życia okazuje się najsilniejsza wtedy, kiedy bol jest największy, kiedy, zdjęty paniką, staram sie bronić. A gotowość śmierci, tęsknota, aby zanurzyć się w głębi, przepełnia mnie niepodzielnie wtedy, gdy zstępuje błogi spokój po morfinie.
2 osoby to lubią
Najnowsze opinie o książkach autora
Nadchodzi noc Carl-Henning Wijkmark
6,7
Nadchodzi noc to opowieść o człowieku i o tym jak walczy on z nadchodzącą śmiercią. Walczy nie tyle z nią, co z samym sobą. Narrator stara się pogodzić z nieuniknionym. Cała jego walka rozgrywa się w głowie. W zasadzie domyślamy się na co cierpią bohaterowie, ale choroba sama w sobie nie jest istotna. Liczy się to w jakim stanie człowiek konfrontuje się z faktem, że odchodzi.
Obraz szpitala w powieści Wijkmarka nie jest tak przytłaczający jak u Sołżenicyna. Pacjenci, mimo że umierający, mają w sobie więcej romantyzmu. Książka jest na swój sposób ciepła, chwilami wręcz melancholijna. Nie oznacza to bynajmniej, że jest to proza miła i łatwa w odbiorze. Owszem, niektóre opisy rozkładu ciała mogą przygnębić i sprowadzają czytelnika na ziemię. Rozważania głównego bohatera powodują, iż łatwo można popaść w klimat teatralno filozoficzny. Być może autorowi o to właśnie chodziło, jednak takie właśnie momenty przeplata on bardzo surowymi opisami dogorywania.
"Nadchodzi noc" to powieść pisana piękną, przemyślaną frazą. Autor jest osobą wykształconą, co widać na każdym kroku. Znajdujemy liczne nawiązania do literatury, mitologii czy muzyki. Wijkmark nie przypadkowo za powieść Nadchodzi noc otrzymał w 2007 roku Nagrodę Augusta, czyli najbardziej prestiżową nagrodę literacką w Szwecji.
Lubię książki, które zmuszają do refleksji. Nadchodzi noc niewątpliwie do takich należy. Literatura skandynawska w ostatnim czasie jest bardzo popularna w Polsce, ale głównie za sprawą kryminałów. Tutaj mamy do czynienia z zupełnie innym kawałkiem literatury, ale sądzę, że warto zapoznać się z twórczością Wijkmarka.
Całość recenzji na blogu: http://temporrada.blogspot.com/2013/10/nadchodzi-noc-carl-henning-wijkmark.html#more
Nadchodzi noc Carl-Henning Wijkmark
6,7
"Nadchodzi noc" jest drugą książką z serii Przez rzekę, jaką udało mi się przeczytać. Obecnie jestem w trakcie składania zamówienia na kolejną dokładkę książek, tym razem z myślą o prezencie świątecznym. I tam także znajduje się książka z tej serii. Pierwszą, jaką przeczytałam, było "Cień mojego dziecka". Do tej pory jestem zafascynowana tą pozycją. Pamiętam jak opowiadałam wszystkim znajomym (którzy mieli jeszcze siłę mnie słuchać),że ta książka jest niesamowita, ale jednocześnie przejmująco smutna i tragiczna. Pamiętam, że mówiłam o niej dużo. I w wakacje, dostrzegając kolejną książkę z serii, nawet się nie zastanawiałam. Po prostu ją kupiłam i czekałam na odpowiedni moment, aż ją zachcę przeczytać. I tak - zachciałam.
"[...] tylko ten, kto jest wolny od iluzji, jest naprawę wolny." (str. 24)
Zaczęłam czytać tę książkę w trakcie jazdy do miasta. Rano spojrzałam na stos książek przy łóżku i zgarnęłam tę. Tak samo niepozorną jak inne książki z tej serii. Tak samo jak wcześniej, nie miałam zielonego pojęcia co w niej znajdę. Czy cokolwiek znajdę. Czy mnie poruszy, czy może nie. Dopiero po kupnie dotarło do mnie, że przecież nie mam gwarancji, iż i ona całkowicie mi się spodoba. Ale tak to już ze mną jest. Jeśli chodzi o książki - nie bardzo się zastanawiam przed kupnem.
"Kiedy już nie jest się kochanym, nic nie pomoże, że kocha się nadal, zakradł się chłód i czas zatrzymał. W sprawach zasadniczych jest się już martwym." (str. 51)
Na sto czterdziestu dwóch stronach znalazłam wiele uczuć. Marzeń. Wyobrażeń. Myśli. Prawdę powiedziawszy, znalazłam tam wszystko. Wszystko co smutne i bolesne, niestety. Nie będzie żadnym zaskoczeniem stwierdzenie, iż narratorem i głównym bohaterem jednocześnie jest jeden z pacjentów sali numer pięć. Sala numer pięć (w moim wyobrażeniu) jest "salą z tragicznymi przypadkami". Zero nadziei, zero leczenia, zero walczenia, rokowanie beznadziejne. W tej sali utrzymują życie pacjenta bardziej znośnym dzięki licznym zastrzykom przeciwbólowym. W tej sali troszczą się o ludzi, gdyż doskonale zdają sobie sprawę, że ci nie przeżyją dużej ilości dni. Wszyscy bez wyjątku są na straconej pozycji. I nic nikt na to nie poradzi. Tak to już tam jest.
"Bardziej osobliwe i wstrząsające od samych słów było uczucie, że widzą na wskroś to, czego już nie ma, ale co było mną. Dokonywali cichego pośmiertnego streszczenia mojej osoby." (str. 90)
Hasse jest jednym z nich. Może brzmi to trochę tak, jakby został wybrany do misji, ale jego jedyną misją było życie. A każda, jak wszyscy wiemy, misja kiedyś się kończy. Jego, nieszczęśliwie, kończy się chorobą przewlekłą, na którą nic nie ma wpływu. Oprócz jego raczej tragicznego końca, pojawiają się także inni, którzy sami widzieli metę swojego istnienia, ale nie byli gotowi na to, by ją przekroczyć. Zdawać by się mogło, że Harry, były włóczęga zrobiłby wszystko, by tylko w jakiś sposób siebie od tego uchronić, ale jednocześnie wiedząc, iż nie da się zrobić absolutnie nic, dokładnie i w szczegółach planował swój ostatni dzień. A wraz z nim Börje, nałogowy hazardzista, który przyjmował zakłady o życie wieczne. Ta trójka spotyka się. Odnajdują w sobie dawno zapomnianych przyjaciół, którym można, a nawet należy ufać. I liczyć na pomoc.
"[...] wola życia okazuje się najsilniejsza wtedy, kiedy ból jest największy, kiedy, zdjęty paniką, staram się bronić. A gotowość śmierci, tęsknota, aby zanurzyć się w głębi, przepełnia mnie niepodzielnie wtedy, gdy zstępuje błogi spokój po morfinie." (str. 105)
Temat śmierci spowodowanej nieuleczalną chorobą nie jest mi obcy. Wiem, iż choroba nie niszczy tylko jednego człowieka. Niszczy całe rodziny, wszystkich znajomych, wszystkie emocje. I nagle okazuje się, że człowiek umiera samotnie, gdyż nie ma przy sobie nikogo bliskiego. Nikogo, to by go odwiedził, pocieszył czy potrzymał za dłoń. Tak nieodmiennie było z pacjentami sali numer pięć. Każdy pogrążony w swojej prywatnej samotności, pomimo naturalnej bliskości pielęgniarek niepotrafiący pogodzić się z obecną sytuacją. Jednak jestem w stanie uważać, iż każdy z bohaterów w pewien sposób przysłużył się do tego. Nie wiemy tego na pewno, mamy jedynie kilka informacji na temat każdego z nich. Ale choćby Harry. Kto miałby odwiedzić bezdomnego narkomana? A Börje? Tak naprawdę nie wiadomo, czy rodzinę ma, a gdy to się wyjaśnia, tak naprawdę powstaje jeszcze więcej zagadek wokół tej postaci. Ponadto pewna melancholia, która towarzyszy każdemu z nich nie ułatwia poznania drugiego człowieka. Z drugiej strony, kto miałby ich poznawać? Inny, cierpiący niewyobrażalne bóle chory?
"O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć." (str. 111)
Historia jest jedną z wielu, jakie pisze los. Sama miałam do czynienia z ludźmi nieuleczalnie chorymi, dla których każdy kolejny dzień z jednej strony był darem, a z drugiej niesamowitym obciążeniem dla zmęczonych już ciał. Taki człowiek chciałby odejść, bo czuje, że staje się ciężarem nie tylko dla samego siebie, ale i wszystkich naokoło. Każdy bliski odczuwa odrobinę bólu, powietrze nabiera smrodu śmierci, a gorące dni nadal posiadają chłód, przed którym nie ma ucieczki. Ale Hasse idealnie obrazuje pewien problem, jaki posiadają tacy ludzie. Jednocześnie chcą i nie chcą rozstawać się z życiem. Każdy kolejny dzień jest pogodzeniem się ze zbliżającą się śmiercią, ale i walką o kolejny. Hasse nie potrafił się pogodzić, nie w sposób, w jaki uczynili to jego towarzysze. Ale tak naprawdę, czy w takiej sytuacji ma znaczenie, czy człowiek przeżył tydzień czy dziesięć dni? Wymęczone do granic ciało tak czy inaczej będzie musiało odpocząć. W takim wypadku, skończy się to zawsze tak samo.