Bez końca Martyn Bedford 7,3
ocenił(a) na 86 lata temu Po świetnym "Flipie", którego wręcz połknęłam, trafiła w moje ręce "Bez końca", druga w dorobku Martyna Bedforda młodzieżówka, która zaintrygowała mnie od pierwszego wejrzenia sugestywną, nieco mroczną okładką.
Fabuła tej książki to emocjonalna przeplatanka: pobyt głównej nastoletniej bohaterki w psychiatryku z iście wstrząsową terapią vs. niemal sielskie wspomnienia z wakacji w Grecji, gdzie doszło do tragedii. Dzięki temu ma się okazję samemu prześledzić bieg wydarzeń, poznać bliżej Shiv i jej młodszego brata Declana, przekonać się, jak bliskie były ich wzajemne relacje. Znajomość zawarta z młodym Grekiem sprawiła, że między zgodnym dotąd rodzeństwem doszło do pewnego rodzaju rozłamu, wzajemnych pretensji, podsycanych zazdrością, czy nawet do wrogości.
Pytanie, czy jednak Shiv słusznie się obwinia o to, co stało się później. Czy cierpienie po stracie bliskiej osoby w ogóle kiedyś się kończy? A może rację ma Mikey, najmłodszy pacjent kliniki, uważając, że jedyne wyjście, to okupić swą winę ofiarą z samego siebie? Na te oraz inne trudne zagadnienia próbują znaleźć odpowiedź zarówno młodzi bohaterowie w klinice, jak i dorośli - rodzice Shiv i Declana, których dramat rozgrywa się jakby w tle, ale również jest tu wyraźnie obecny.
Jak na młodzieżówkę, książka dość wyjątkowa, refleksyjna. Przesączona atmosferą straty. Słodycz pierwszej nastoletniej miłości, przyjaźni, mieszają się z goryczą zdrady, rozczarowania, wreszcie wielką tragedią i ogromnym cierpieniem. Realna, bolesna historia, która pozostawia po sobie burzę myśli i emocji.