999 tom 1 Nancy A. Collins 6,3
ocenił(a) na 55 lata temu Zaskakująco marny zbiór opowiadań. Po pierwsze - ponieważ wiele z zawartych w nim tekstów rozczarowuje niskim poziomem, mimo że ich autorami są pisarze o ugruntowanej już renomie. Po drugie - bo "antologia opowieści niesamowitych", opatrzona tytułem "999", który "po odwróceniu daje 666", absolutnie nie jest antologią grozy. W środku, i owszem, jest kilka takich nowelek, ale większość mieści się raczej w konwencji fantasy. Po trzecie - tłumaczenie zbioru jest takie sobie, z wyskakującymi tu i ówdzie kiksami (Grand Am czy GTX to nie marka samochodu, a co najwyżej model; nie Santa Ana wyleciała w powietrze, a dom w Santa Anie, etc). Po czwarte wreszcie - redaktor zbioru, Al Sarrantonio, jest beznadziejnym showmanem i tak wstęp jego autorstwa, jak i zaserwowane zamiast autorskich biogramów wstępiki do opowiadań, są co najwyżej czerstwe, a nie dowcipne.
Książkę otwiera "Trup Amerykańca w moskiewskiej kostnicy" Kima Newmana, tekst klimatyczny i sugestywny, tyle że lekko mylący (Amerykańce to po prostu zombie, tyle że pisane czemuś wielką literą),niejasny w kwestii realiów (jakie lata?) i zakończony w sposób skandaliczny z psychologicznego punktu widzenia (serio? i wszyscy sobie tak stali?). "Ruiny Contracoeur" Oates, drugi i zarazem najobszerniejszy tekst zbioru (ponad 60 stron),opowiadający o rodzinie, która w związku ze skandalem dotyczącym ojca wyniosła się do zrujnowanego domu na prowincji, trapi ten sam problem - niejasność realiów. Dlaczego na terenie posiadłości czas płynie inaczej? Skąd się wziął mężczyzna bez twarzy? Co w ogóle było sednem niepotrzebnie rozwlekłego, notorycznie gubiącego poboczne wątki opowiadania? No i ten finał, który absolutnie niczego nie wyjaśnia. Trzeci tekst, "Sowa i kotek" Discha, też jest słaby, co jest już karygodne w przypadku antologii, bo mocno podwyższa szanse ciśnięcia przez czytelnika książki w kąt. Jest to osadzona w niejasnych realiach opowiastka, którą można zaliczyć co najwyżej do surrealizmu. No bo jak inaczej potraktować strzępy przemyśleń pluszowej sowy i pluszowego kota, które być może są po prostu pluszowymi misiami, a które - trudno stwierdzić, czy faktycznie, czy umownie - mogą się poruszać? Odrębną sprawą jest fatalne opisanie pary, u której pluszaki siedzą, bo w którymś momencie okazuje się, że zgorzkniały alkoholik i jego druga żona, całymi dniami rozwiązująca krzyżówki i bujająca się w fotelu, nie mają nawet... 30 lat.
Dopiero czwarty w kolejce, "Road Virus jedzie na północ" Kinga, mówiący o przeklętym obrazie z wampirzym kierowcą samochodu, potrafi dać trochę czytelniczej satysfakcji, i to mimo dość przewidywalnej puenty. Nie ma się jednak co łudzić, że odtąd wszystkie teksty są przynajmniej przyzwoite. Te - niestety - można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki. Z pewnością będzie to "Miły piątek" F. Paula Wilsona, o zakonnicy skonfrontowanej ze światową inwazją wampirów. Tekst wartki, mięsisty, z bardzo ludzkimi, zwyczajnymi bohaterami. Zaskakująco dobra jest też "Egzaltacja jędz" Lustbadera, inteligentnie skonstruowana i finalnie całkiem wzruszająca historia z pogranicza sf. Co więcej - opowiadanie ma mądre przesłanie. Dobrze wypadają także spokojny, gawędziarski "Blues sumdziewczyny" Nancy A. Collins, z mieszkającym nad Missisipi wędkarzem, grającym sobie na gitarze podczas przesiadywania na rzecznym pomoście, a także "Rozrywka" Ramseya Campbella, z niepokojąco tajemniczym pensjonatem pełnym sędziwych dziwaków. Owszem, w sumie nie za bardzo wiadomo, jakie konkretnie siły maczają tam swoje macki, ale podczas lektury "Rozrywki" nie raz, i nie dwa, można poczuć się mocno nieswojo.
Reszta to mniejsze lub większe rozczarowania. "Pamiątki i skarby: Opowieść o miłości" Gaimana, pisane niemal telegraficznym skrótem, próbują epatować pedofilią i rozmaitymi seksualnymi zboczeniami. Z Gaimanem koresponduje "Oddział zamknięty" Edwarda Lee, także epatujący pedofilią, aczkolwiek przynajmniej zakończony w dość przewrotny, mimo wszystko zabawny sposób. "Coś rośnie" Kleina wcale nie jest fantastyką - ot, facet czyta stare ogłoszenia o grzybie w mieszkaniu. Niby miało być klimatycznie, ale autor sam chyba do końca nie wiedział, w jakim kierunku zmierza. "Wyjątki z kronik Nowego Zodiaku i dziennika Henry'ego Watsona Fairfaxa" Cheta Williamsona próbują grać groteską (głównie kręcącą się wokół kanibalizmu),ale są lekko przekombinowane i przypominają bardziej szkic do opowiadania, niż opowiadanie. "Szlak" Tima Powersa, chwilami posiadający ciekawy klimat, oparty na znośnym pomyśle, pod koniec zaczyna fatalnie mętnieć i mieszać czas i rzeczywistość, przez co po lekturze zostaje wyłącznie mętlik w głowie. "Grób" P. D. Cacek jest tylko zabawą konwencją (czy zaniedbywana córka może być dobrą matką),i to zabawą pozbawioną najmniejszego nadprzyrodzonego akcentu. "Cień i ciemność" Ligottiego, mimo że lepiej przetłumaczona niż w wydanym ostatnio u nas autorskim zbiorze opowiadań, drażni głównie przesadną objętością, nawet jeśli wyjściowy pomysł był interesujący, a kończące zbiór "Pukanie" Ricka Hautali jest w miarę udaną próbą zaserwowania czytelnikowi psychologicznego thrillera w kostiumie postapo. W miarę, bo finał nie daje żadnego klucza do rozwiązania zagadki.
Z 16 opowiadań można więc polecić ledwie 5 tekstów, a to bardzo marna średnia jak na zbiór zawierający dzieła tylu znanych i utytułowanych autorów. W tej sytuacji nie jestem pewien, czy chcę sięgać po drugie pół antologii - bo warto pamiętać, że "999" wyszło u nas podzielone na dwie części...