Ćpun i samarytanka Jarosław Gałuszka 7,5
ocenił(a) na 97 lata temu Szary, deszczowy dzień. Wracasz zmęczony do domu. To kolokwium dało Ci popalić, dwie noce zarwałeś, żeby zapamiętać te wszystkie nazwy wyrwane wprost ze średniowiecza. Jedyne, na co masz teraz ochotę, to kubek pachnącej pomarańczą herbaty, ciepły koc i lektura książki, którą chciałeś przeczytać od wakacji, ale, że zachciało Ci się studiować, ciągle brakuje Ci na to czasu. Mieszkanie na drugim piętrze w bloku zachęca blaskiem światła w oknach już z oddali. Zostało kilka kroków i będziesz na miejscu. Już w myślach zrzucasz kurtkę, mokrą od deszczu, i wciągasz ulubione (puszyste i mięciutkie) skarpety na stopy, mama przynosi Ci talerz ulubionego rosołu, w radio sączy się dźwięk piosenki, która od kilku dni krąży gdzieś nad Twoją głową, już jest tak milusio, tak przytulnie i błogo, aż tu nagle...
- Pożycz no dwa złote, kochanieńka - ciepły koc roztapia się w oka mgnieniu, a Ty znowu lądujesz na środku ulicy. Zerkasz spod kosmków rozrzuconych przez wiatr włosów z ukosa na postać, która chyba chce wydębić od Ciebie dwa złote na piwo czy coś do piwa zbliżonego. Masz jednak pewność, że chleba za to raczej nie kupi.
W taki, mniej - więcej, sposób zderza się świat Eli i Daniela. Dziewczyna z porządnego domu i chłopak z bagażem doświadczeń na plecach. Dwie zupełnie odmienne galaktyki, które nigdy nie powinny na siebie trafić wśród setek mlecznych dróg w kosmosie. A jednak - życie gra im na nosach i sprawia, że od tej niewinnej zaczepki nie będą potrafili się od siebie odczepić na troszkę (no dobrze, całkiem więcej niż troszkę) dłużej.
Miłość - piękne uczucie. Mówią, że najpiękniejsze na świecie. Jest cierpliwa i łaskawa. To chyba też te dwa słowa, które idealnie pasują do samej Eli - Samarytanki, ruszającej na pomoc zatraconemu w uciesze narkotycznego haju Danielowi. Ela, złota dziewczyna, wyciąga rękę do Daniela w sytuacjach, gdy wszyscy inni ludzie wokół odwracają wzrok na sam jego widok. Byłbyś zainteresowany, drogi czytający ten post, dotrzymywaniem towarzystwa chłopakowi w obdartych ubraniach, "pachnącemu" wczorajszym dniem i w dodatku naćpanemu do nieprzytomności? Widzę, jak przecząco kręcisz głową! A Eli Bóg, ona bardzo w niego wierzy i bardzo na niego liczy, podpowiada, żeby miłować tego człowieka obok mnie w autobusie czy sklepie tak mocno, jak miłuję siebie samego. Nieważne, czy jest bogaty czy biedny, miły czy niemiły, znajomy czy nieznajomy. I dlatego Ela miłuje Daniela, początkowo zupełnie po chrześcijańsku, i pragnie mu pomóc z całych sił.
Daniel z kolei to dusza artysty - fotografa, koneser czarnej muzyki i narkotyków. Taki to podupadły anioł, ze zwichniętym skrzydłem i przetrąconą aureolą. Z braku problemów sam sobie jeden wynalazł i bardzo mocno się go trzyma. Narkotyki. To taki jego prywatny bóg, który w gorszej chwili znajduje się na wyciągnięcie ręki i w dodatku pomoże zapaść w letarg, gdzie każdy problem pęka jak mydlana bańka i znika.
Miłość jednak oświetla drogę tam, gdzie panuje mrok. Mówi tam, gdzie panuje cisza. Roztapia stuletni lód. Koi ból. Żegna samotność. Daje siłę. Rodzi nadzieję. Nadzieję na tęczę po burzy. Nadzieję na radość po smutku. Nadzieję, że ktoś zatrzyma Cię gdzieś tam nad przepaścią, tuż przed ostatecznym skokiem. I tak też się dzieje. W głębinach słabości, gdzie wszystko jest już Danielowi jedno, w bezdechu odgórnie przegranej walki z samym sobą (którą to walkę on w istocie kilka razy podjął),Ela zdecydowanie trzyma jego dłoń. I pomaga mu wypłynąć na powierzchnię. Pomaga mu znowu oddychać i żyć zupełnie od nowa.
Walka o normalne życie, o stanowienie o samym sobie, o wolność siebie. Morze ciepłej nadziei i miłości, które potrafią odmienić człowieka i jego los. Opowieść o tym, że tak naprawdę w każdym z nas drzemie taki poczciwy samarytanin i czasem wystarczy ten jeden, powiedzmy - przysłowiowy, ćpun, żeby go rozbudzić i z jego pomocą pokolorować czyjś świat barwami przyjaźni i wiary.
Moja ocena książki: 5+! :)