Zdecydowanie gorsza niż pierwsza część. Mam wrażenie, że pisana trochę na siłę.
Mocną stroną "Dzieci Beowulfa" jest pewna zagadka wyspy, która stopniowo, strona za stroną, zdawkowo jest obnażana przed czytelnikiem. Tę samą konwencję autorzy chcieli zastosować w "Dziedzictwie Heorotu". Czy im to wyszło?
Moim zdaniem efekt nie jest już tak porywający jak poprzednio. Mimo to książkę czyta się przyjemnie i polecam ja osobom, którym podobała się pierwsza część.
Książka opisuje wydarzenia dziejące się na Cestusie, planecie, która zajmuje się produkcją robotów ochronnych, które po odpowiednich modyfikacjach mogą stać się Zabójcami Jedi. Rada Jedi wysyła tam Obi-Wana, Kita Fisto, prawnika Snoila i grupę żołnierzy-klonów na misję dyplomatyczną. Ich celem jest powstrzymanie planów Pięciu Rodów, najbardziej wpływowej grupy, która faktycznie sprawuje władzę na Cestusie. Nie wiedzą oni jednak, że swoje interesy chce realizować tam także hrabia Dooku poprzez wysłanego przez siebie szpiega.
Pierwsza połowa książki jest dosyć powolna, nudna, akcji jest jak na lekarstwo. Poznajemy intrygi, sieci zalezności, interesów i wpływów na Cestusie. W dalszej części akcja przyspiesza ale tylko odrobinę. Zakończenie natomiast całkowicie mnie rozczarowało i nie było tym czego oczekiwałem. Wygląda to wręcz tak, jakby pisarzowi zabrakło czasu na epickie zwieńczenie fabuły i poganiały go terminy, więc napisał zakończenie w jeden wieczór.
Pomimo słabego zakończenia jest to przyzwoita pozycja. Szkoda tylko, że nie jest to już kanon.