Ballada o Narayamie. Opowieści niesamowite z prozy japońskiej Lafcadio Hearn 7,1
ocenił(a) na 83 lata temu Od kiedy tylko zacząłem zbierać po antykwariatach stare wydania klasyków japońskich PIW-u kilka lat temu, "Ballada o Narayamie" była dla mnie trochę jak ta góra na obwolucie -- tajemnicza i wysoka. Tajemnicza ze względu na samą prezencję -- niepokojącą grafikę okładkową i wiele obiecujący podtytuł "Opowieści niesamowite z prozy japońskiej". Wysoka, bo wśród autorów, których opowiadania umieszczono w zbiorze znalazł się cały przekrój znamienitości, poczynając od noblisty Kawabaty, przez dwóch przedwcześnie zmarłych nieśmiertelnych Akutagawę (znanego jako mistrza krótkiej formy) i Dazaia (którego "Ningen shikkaku", po polsku niezbyt zręcznie przetłumaczone "Zatracenie" przed sześcioma laty w wydaniu Czytelnika, jest chyba najbardziej poczytną japońską powieścią po "Kokoro" Sosekiego),po płodnego Tanizakiego. A nazwisk tych jest dokładnie tuzin (przy niektórych widnieje więcej niż jeden tytuł) i zestawione razem na dwóch stronach spisu treści prezentują się ekscytująco (także ze względu na doskonale gustowny format graficzny tegoż spisu). Koniec końców wyczekiwałem tej lektury i gdy wreszcie zatroszczyłem się o swój egzemplarz postanowiłem rozpocząć od niego nowy rok, bo żywię przekonanie, że te rozpoczynające książki powinny być nieprzeciętne, aby później we wspomnieniach inspirować kolejne lektury.
Spodziewałem się, że historie będą działy się w dawnych czasach, że jak w filmach "kaidan" dziać się będą w nich rzeczy nadprzyrodzone i niedające się wyjaśnić. Czas akcji zmieniał się jednak w zależności od opowiadania i, co dobitnie pokazała mi późniejsza lektura "Opowiadań japońskich" w wyborze Krzysztofa Szpilmana, było to posunięcie doskonale przemyślane, niepozwalające znudzić mi się powtarzalną konwencją. Więcej -- samo następstwo kolejnych historii miało w sobie coś zaskakującego. I tak oto ja, który dotąd raczej unikałem krótkich form, jeśli alternatywą miała być powieść lub esej, tak się w "Opowieściach niesamowitych" rozsmakowałem, że kolejnymi dwiema tytułami, po które sięgnąłem, były zbiory opowiadań. "Ballada o Narayamie", przetłumaczona zręcznie (z wyjątkiem spolszczeń nazw własnych niezgodnych z dzisiejszą normą Heburna),choć odrobinę staroświecko (rok był 1986, na obwolucie zabrakło choćby słowa o tłumaczce i "spiritus movens" antologii -- Blance Yonekawie),jest jednak lekturą w zupełności dostępną poznawczo (różnice w kontekście historyczno-kulturowym w większości przypadków niwelują liczne przypisy) w przeciwieństwie do dzielących z nimi tytuł nieporównywalnie bardziej kultowymi "Opowieściami niesamowitymi" Poego, które poprzez archaiczny język zapadły się, podobnie jak Dom Usherów, do wnętrza świata, którego już nie ma. Świat większości opowieści z tego zbioru wydaje się natomiast zupełnie żywy, niezależnie od tego, czy sprawcami zamieszania w kolejnych opowiadaniach są zjawy i demony, czy ludzie.
Wielkie wrażenie robią klasycznie japońskie opowieści o duchach Koizumiego, od których rozpoczyna się zbiór. Zwłaszcza klasyczna opowieść o niewidomym lutniku Hoichim ("Miminashi Hoichi"),adaptowany wielokrotnie między innymi jako utwór muzyczny z rodzaju heikyoku, czyli kompozycji na głos i biwę solo opowiadających epos rycerski o rywalizacji rodów Taira i Minamoto w okolicy XII wieku ("Heike Monogatari"). Historię przedstawił na dużym ekranie także niedościgniony Kobayashi w jego kunsztownej filmowej antologii "Kwaidan" z 1965 roku. Podobnie zresztą jak inne opowiadanie Koizumiego -- "Na dnie czarki" o duchu wypitym przez lorda wraz z czarką herbaty. Kolejne historie w zbiorze powoli odchodzą od Japońskiej tradycji w stronę, najpierw pewnej abstrakcji i bezczasowości, a następnie XX wieku. "Nocny połów" Izumiego, rozpisany zaledwie na czterech stronach, urzeka i niepokoi swoją szkicowością. "Piekieł wizerunek niezwykły" Akutagawy ukazuje w pełni wirtuozerię autora jako mistrza krótkich form, prowadząc czytelnika przez małe i większe szkaradztwa i niedole do iście szatańskiej makabry. "Szkaradne oblicze" Tanizakiego to niezwykle plastycznie napisana, ze wszech miar złowieszcza historia filmu-widmo. Wyczekiwaną kulminacją musi być tytułowa "Ballada o Narayamie" Fakazawy umiejscowiona gdzieś na bezczasowym bezdrożu, gdzie starcy zgodnie z tradycją dokonują żywota na tytułowej dębowej górze (Narayamie),dziś musi stanowić bliską paralelę dla "Midsommar" Ariego Astera. Nie sposób wszystkich tych dwudziestu historii opisać, nie wszystkie zresztą równie zapadają w pamięć, ale niezależnie od tego doskonale wzajemnie się uzupełniają. To fascynująca panorama japońskiej krótkiej formy. Zbiór, który intryguje i inspiruje na wielu poziomach, po który warto sięgnąć zarówno ze względu na tajemnicę i niepokój cechujące zawarte w nim historie, jak i na ich niewątpliwe walory literackie oraz ciekawy kontekst historyczny i kulturowy.