Najnowsze artykuły
- Artykuły„Jednym haustem”, czyli krótka historia opowiadaniaSylwia Stano6
- ArtykułyUwaga, akcja recenzencka. Weź udział i wygraj powieść „Fabryka szpiegów“!LubimyCzytać1
- ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant27
- Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Katarzyna Sadowska
1
3,7/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Katarzyna Sadowska - (z domu Boczoń),na co dzień matka dwóch wiecznie rozbrykanych dzieciaczków, zawodowo spełnia się jako pielęgniarka. Przez długi czas bardziej znana jako Pleciuga z Fundacji Dr Clown. Kocha koty, dzięki czemu w dzieciństwie przylgnął do niej przydomek "kocia mama".
3,7/10średnia ocena książek autora
7 przeczytało książki autora
15 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Jamila Katarzyna Sadowska
3,7
„Jamila” jest debiutancką powieścią Katarzyny Sadowskiej. Jest to powieść fantastycznonaukowa z podgatunku space opery, więc stwierdziłam, że świetnie się nada do jednego z moich celów. Celem tym mianowicie było moje osobiste przekonanie się do gatunku SF, co przychodzi mi opornie i z trudem, bo chociaż „Diunę” i „Grę Endera” lubię, to trauma po wmuszonym w podstawówce Lemie nigdy mnie nie opuściła. „Diuna” i „Gra Endera” to jednak klasyka, dzieła kanoniczne, ergo żadno to dla nich osiągnięcie, spodobać się komuś. „Jamila” zaś to powieść nieznana i, skoro niekanoniczna, nie mogąca z klasyką konkurować. Wykoncypowałam sobie wtedy, że jeśli ta książka mnie od siebie nie odrzuci, to jest dla mnie nadzieja. I cel, przynajmniej częściowo, chociaż w bólach, został osiągnięty.
Prom kosmiczny o wdzięcznej nazwie Nora zostaje podczas lotu obrabowany przez piratów. Jednym z pasażerów Nory, a dla piratów świetnym bonusem do „towaru”, jest Jamila Campbell, młoda kobieta w drodze do swojej pierwszej pracy. I chociaż pierwsze spotkanie z piratami niesie ze sobą wiele wrażeń, niekoniecznie dobrych, to dopiero spotkanie drugie przewróci życie dziewczyny do góry nogami…
Powieść składa się z siedmiu części podzielonych na rozdziały. Z tym, że cztery pierwsze części są tak naprawdę opowiadaniami, poza miejscem akcji i bohaterami, nie powiązanymi wspólnym motywem fabularnym. Dopiero w części piątej mamy wykrystalizowany motyw przewodni powieści.
Teraz kilka słów o bohaterach. Otóż tytułowa Jamila jest postacią w najlepszym razie drugoplanową, co mnie zaskoczyło i odrobinę rozczarowało. Jednak muszę też w pewnej kategorii przyznać Jamili niekwestionowane pierwsze miejsce. Mianowicie w kategorii bohater najbardziej irytujący (ale tylko przez pierwsze 200 stron, potem sytuacja bardzo się poprawia; i moje uwagi co do postaci też odnoszą się tylko do jej wersji z początku książki). I nie tyle jest to wina samej charakterystyki postaci, co roli i sytuacji, w jakiej ją autorka obsadziła. Jamila jest bowiem filigranową i oszołamiająco piękną śniadą brunetką o szmaragdowych oczach, niezwykle inteligentną i równie niezwykle zakompleksioną. Jednak przy całej swojej urodzie ta młoda kobieta wydaje się aseksualna niczym dziecko (w aspekcie psychicznym oczywiście). Na domiar złego faceci, gdy tylko ją ujrzą, zaczynają natychmiast zachowywać się jak kocury w marcu. Wszystko to razem sprawiło, że miałam bardzo nieprzyjemne wrażenie obserwowania dziecka wpuszczonego do celi z pedofilami. Wrażenie to pogłębiał fakt, że Jamila często – gęsto jest bita, poniżana i gwałcona, co w większości przypadków nie wnosi niczego do fabuły. Nie jestem z kamienia i przy pierwszym razie nawet jej współczułam, ale później zaczęło mnie to irytować swoją rutyną. Chwała autorce za to, że postanowiła oszczędzić czytelnikowi szczegółowych opisów takich scen. Za to już żadną chwałą nie jest fakt, że do psychiki Jamili czytelnik ma dostęp szczątkowy, przez co niemożliwym staje się wyobrażenie sobie jej światopoglądu czy pobudek. Dziewczyna nie jest tu z resztą wyjątkiem, bo żadnej z postaci autorka nie poświęciła w tym względzie uwagi. A szkoda, bo mogłaby to być najmocniejsza strona książki, gdyby ją umiejętnie rozwinąć.
Co do pozostałych bohaterów, są to postacie szablonowe, co nie znaczy, że nieudane (chociaż strasznie niedopracowane – w debiutanckiej powieści mogę to jednak wybaczyć). Mamy więc dobrego kapitana piratów z całym stadem jego mniej lub bardziej dobrych piratów, mamy odpowiednik tej drużyny po zdecydowanie ciemnej stronie Mocy, znajdzie się też kilku generałów floty Federacji, pozostających w przeróżnych układach z piratami: od otwartej wrogości (odpowiedniej do zajmowanego stanowiska) do potajemnego paktowania. I w tym względzie mam do autorki o jednego z pirackich kapitanów żal.
Konkretnie o to, że dojrzały i doświadczony mężczyzna, znany z przyjaznego stosunku do załogi i umiejętności przedkładania dobra okrętu (i załogi) nad własne, nagle, gdy kobieta odmawia pójścia z nim do łóżka, wpada w szał niczym rozkapryszony bachor i wręcz ją katuje. Zupełnie ten epizod nie pasuje mi do psychologii postaci – został na siłę wciśnięty, żeby osiągnąć punkt zwrotny w fabule. Tak się przecież nie robi! Mam nadzieję, że w kolejnych próbach literackich pani Sadowska już nie będzie się uciekać do destrukcji psychiki swoich bohaterów w celach tak przyziemnych. Dla równowagi dodam, że była też pewna postać epizodyczna, która szczerze mnie zaintrygowała. Chodzi mianowicie o Tamar. Tutaj świetnie wyszło oddanie reakcji kobiety niegdyś bardzo skrzywdzonej, która, ponieważ nie może mścić się na oprawcach, mści się na tych, na których może. Jednocześnie jednak współczuje ofiarom, co tworzy bardzo ciekawy paradoks. Szkoda, że autorka nie dopracowała strony wewnętrznej Tamar i że była to tylko bohaterka poboczna. Miała ogromny potencjał.
Fabuła powieści, chociaż przewidywalna i mało zaskakująca, wciąga. Mimo, że na początku nieco kuleje, później nabiera tempa (i wyzbywa się beztroskiej przemocy, co niewątpliwie wychodzi jej na plus). Autorka wykorzystuje motywy obowiązkowe dla kosmicznych (i nie tylko) powieści awanturniczych: napady, ucieczki, pościgi, porwania i potyczki. Niektóre z tych scen można uznać za nad wyraz udane, a czasem nawet przewinie się jakiś naprawdę zabawny motyw humorystyczny. Problemem dla mnie był tylko brak opisów. Nie jestem fanką kilkustronicowych wywodów na temat widoku zza okna, ale czasem warto by było w kilku słowach chociaż napomknąć, jak dany obiekt wygląda. W przeciwnym razie czytelnik odnosi wrażenie, że wydarzenia na pustym, szarym tle odgrywają szare postacie za pomocą szarych rekwizytów.
Język powieści również jest prosty, ale mi osobiście to nie przeszkadza. Poza tym, wychodzę z optymistycznego założenia, że autorkę jednak stać na więcej, co, mam nadzieję, zaprezentuje kiedyś. Jedynym, co doprowadzało mnie do pasji, było stosowania z uporem godnym lepszej sprawy pleonazmów „cofać się do tyłu” i „poderwać się do góry”. Jest to jednak moim skromnym zdaniem również wina braku odpowiedniej korekty.
Skoro już o korekcie mowa, to był ona (jeśli w ogóle była, bo nie znalazłam nazwiska korektora) niewystarczająca, delikatnie mówiąc. W książce jest bardzo dużo literówek, a i błędy gramatyczne nie są rzadkością. To jednak pikuś. Najgorsze, że nie zastosowano oddzielenia wątków. Kiedy więc akcja przeskakuje z jednego miejsca na inne, czytelnik nie jest o tym informowany i odnosi absurdalne wrażenie, że np. poufna rozmowa kapitana z medykiem odbywała się w sali pełnej jego zaprzysięgłych wrogów. Za taką gimnastykę mózgu podczas lektury to ja serdecznie dziękuję.
Podsumowując, książka mimo swoich braków, mogłaby być niezłym czytadłem na długi, jesienny wieczór, ale nadaje się raczej dla początkujących czytelników SF, weterani gatunku mogliby się poczuć znudzeni. I jeszcze trzeba by pierwsze 200 stron skrócić co najmniej o połowę i zsyntetyzować w spójne wprowadzenie. Jednak Mam wrażenie, że w autorce drzemie potencjał, jednak trzeba weń włożyć jeszcze dużo pracy. Widać już po tej książce, że pani Sadowska jako pisarka rozwijać się potrafi (zakończenie o niebo lepsze od rozpoczęcia),mam więc nadzieję, że nad następnym tekstem porządnie i ciężko popracuje. Wtedy sprawdzę, co z tego wyjdzie.
Jamila Katarzyna Sadowska
3,7
Czytanie „Jamili” Katarzyny Sadowskiej przypomina przegląd kultowych filmów SF. Bohaterka, zagubiona i przestraszona niczym Leeloo z „Piątego Elementu”, kosmiczni piraci, szlachetni w głębi serca przemytnicy i złodziejaszkowie w prostej linii wywodzący się od Hana Solo, nadprzestrzenne podróże doskonale znane miłośnikom „Star Treka”. Jest nawet wątek żywcem przejęty z „Avatara”.
W myśl zasady inżyniera Mamonia lubimy te piosenki które już znamy – historia wchodzącej w życie Jamili już na progu dorosłości porwanej przez piratów i targanej kaprysami losu, popadającej z jednych tarapatów w następne i spod ciężkiej jednej ręki jednego pirackiego kapitana pod inną – jeszcze cięższą, to książkowy miks takich samograjów. Dzięki temu książkę Katarzyny Sadowskiej czyta się szybko, pędząc razem z akcją, która niczym Sokół Millennium nie zatrzymuje się nawet na chwilę... niestety pęd fabularny pęd i kalejdoskop zdarzeń nie przysłania wszystkich braków tej książki.
Już pierwszych parę stron skutecznie zniechęca przyciężkawym językiem, przypominającym miejscami wypracowanie gimnazjalisty na temat „Jak wyobrażam sobie życie w kosmosie za tysiąc lat”, a w innych z kolei poradnik pierwszej pomocy. I mimo, że w miarę czytania widać, że autorskie pióro potrzebowało rozbiegu i po rozgrzewce styl wchodzi na stały poziom, to nawet w najciekawszych momentach nie wzbija się ponad kategorię prozy znośnej.
Już pobieżny rzut oka i lektura okładkowego tekstu wprowadzają w konsternację, sugerując młodzieżową powieść o dojrzewaniu w wydaniu SF – „...musi rozpocząć walkę o przeżycie... na nowo pozna znaczenie słów przyjaźń i lojalność...” – średnio oryginalne, prawda??
Po tym pierwszym kroku czytelnik, który zdecydował się już przekroczyć barierę okładki, nie zawiedzie się ani na jotę – prostota i przewidywalność historii są jeszcze do przełknięcia, nawet z momentami kulminacyjnymi załatwionymi mocno wyświechtanymi chwytami w stylu „znam jeszcze jedno tajne przejście o którym nikt nie wie” albo „I am your father Luke”. Poważny zawód przynosi fasadowość świata przedstawionego – cały kosmiczny kostium powieści służy tylko temu, żeby akcja mogła się dziać gdzieś – „dawno, dawno temu w odległej galaktyce”, czyli gdzie? Nie ma miejsca na wyjaśnienie, kto skąd i po co. Ciężko też pogodzić się z tym, że „Jamila” jest napisana „na serio”, bez lekkości i dystansu, pozwalającego odciążyć melodramatyczny, bombastyczny ton i zamienić go w nić porozumienia z czytelnikiem. To samo niestety tyczy się postaci – papierowych i jednowymiarowych – jak ktoś jest zły to do szpiku kości, jak ktoś się zmienia, to dla tego, że mu wyprano mózg albo dzięki okładkowym „przyjaźni i lojalności”, bez refleksji i odcieni szarości.
Jeżeli czytelnik widział „Gwiezdne wojny” to „Jamila” nie zaskoczy go niczym. Może poza wrażeniem pewnej bezsensownej przemocy. W „Jamili” – natężenie „szmat” i „suk”, wobec zachowawczego i raczej ugrzecznionego języka całości po prostu przygniata, a autorski pomysł przeczołgania bohaterki przez kosmiczne piekło (znany już z „Achai” Andrzeja Ziemiańskiego),chyba miał coś udowodnić, tylko co i komu?
Szkoda trochę, bo byłem na prawdę szczerze zaskoczony, kiedy pierwszy raz zobaczyłem zapowiedź tej książki – nie dość, że polskie SF (z naprawdę oryginalnymi i niezwykłymi nazwiskami – pozwolę sobie tylko wymienić Lema, Zajdla i Dukaja),pomyślałem że to na pewno będzie coś niezwykłego, zwłaszcza że autorka, a nie autor – kobiecy punkt widzenia i tak dalej, w końcu kobiety są z Wenus... widocznie na Wenus też ogląda się Georgea Lucasa, tylko że u Lucasa, nawet C3P0 i R2D2 mieli charakter i dystans a świat posiadał reguły, zręby własnej filozofii i punkty odniesienia, czyli to wszystko czego „Jamila” nie posiada.
Słowo jeszcze o wydaniu, bo to właśnie ono jest niestety jest największa wada „Jamili” – bo przecież nawet byle czytadło można włożyć w ciekawe opakowanie. Zamiast dać czytelnikowi znośne w gruncie tramwajowe czytadło bez pretensji do wielkości, wydawca „Jamili” wydał książkę, która sprawia wrażenie jakby przedryfowała piętnaście ostatnich lat w lodowatej kosmicznej próżni. I to nie jest jedyny grzech popełniony na tej książce przez wydawcę – absolutnie zawalono kwestię redakcji i korekty książki. Kwiaty w stylu „Ciałem olbrzyma wstrząsnął dreszcz, gdy pocisk sięgnął jego ciała”, to w tekście „Jamili” normalka, podobnie jak literówki i błędy gramatyczne (zdecydowanie słabo brzmi „pięćdziesiąt ludzi”) – całość wygląda jakby pierwsza wersja, bez żadnych poprawek, zmian poszła do druku.
Ja tym kosmolotem więcej nie lecę – nabawiłem się lęku przestrzeni.