Bezwstydnica Jennifer Blake 6,0
ocenił(a) na 85 lata temu Widziałam dwie okładki do tej książki. I co jedna to lepsza. Ktoś powinien ponosić karę za takie rzeczy. Ale miało być o książce.
Jak dla mnie było dobrze. Żeby nie powiedzieć, że na początku nawet bardzo dobrze. W dalekim skojarzeniu pomyślałam na początku o Brown i jej książce Piekło i niebo. Oczywiście, nie w sensie porównania tematyki, ale relacji między bohaterami. To coś co iskrzyło między nimi, coś co wyczuwało się od pierwszego momentu, było bardzo znajome. I jak dla mnie bardzo do lubienia. Odpowiadają mi takie relacje między bohaterami, lubię chemię przeskakującą między oczami, spojrzeniami, najprostszymi gestami. Nie mam wtedy „pretensji” za pójście choćby „już, już” do łóżka. Choć trzeba przyznać, że często to „już, już” jest „na wieki, na zawsze”. I wtedy jeszcze lepiej.
Historia przeszła dwójki młodych ludzi, którzy jak to zwykle bywa w takich wypadkach, nie potrafią się dogadać. Dzieli ich historia rodzin, zadawnione żale, rozdrapywane rany, które budują coraz większy mur. A jednocześnie coraz silniej rodząca się fascynacja, pewne oczarowanie i na pewno przyciąganie. Koniec – on wyjeżdża bo nie może być z nią, ona wychodzi za mąż za innego, bo on wyjechał. Znane? Znane, ale w sumie lubiane. Spotykają się po latach, które dodały im lat, sprawiły, że nabrali trochę rozumu, ale i niepewności. Trochę zatracili się w kimś kim się stali. Nadszedł czas, aby przypomnieli sobie o tym, jacy byli przed tym rozstaniem.
Rzadko to piszę, ale podobały mi się ich zbliżenia. To pierwsze, jedynie w celu rozładowania emocji, zyskania chwilowego poczucia bezpieczeństwa. I może dlatego, że wcześniej nie było im to dane. Poranek samotny i bez żalu, bo on szybko wyszedł kiedy ona spała z nadzieją, że ona się nie obudzi. Ona pewnie budziła się z nadzieją, że jego nie ma. Nadzieja obojga spełniła się. I w sumie mogą z tym żyć. Ale nie do końca. I to dlaczego nie mogą jest ciekawe.
W tle, ale nie tak do końca, historia ich rodzin kładąca się cieniem na teraźniejszości. Źli ludzie, którzy próbują zaprowadzić swoje rządy. Trupy się pojawiają, złe emocje również. W sumie dobrze poczytać o bohaterach, którzy nie są tak kryształowi, jak niektórzy autorzy próbują nam wmówić.
Coś na co niezbyt często zwracam uwagę w romansach, a tutaj jakoś spodobało mi się szczególnie, to zmiana czasu narracji, czy jak to się nazywa fachowo, czego ja nie potrafię odpowiednio nazwać. Niby zmienia się tylko raz (chyba, chyba) ale dzieje się to momencie kiedy czas teraźniejszy ma kluczowe znaczenie i dociera do odbiorcy znacznie lepiej niż przeszły. Jak dla mnie było to ciekawe i mam nadzieję, że wynikało z zamysłu autora, a nie błędu tłumacza. Choć to stare tłumaczenie, więc może kiedyś nie zdarzały się takie kwiatki.
Podsumowując, jak dla mnie była to bardzo dobra lektura. Zasadna, ciekawa, dopracowana, interesująca fabularnie, zaspokajająca emocjonalnie, ze scenami płomiennymi, który nie musiałam omijać wzrokiem, miłą dla oka chemią, ciekawymi trudnymi bohaterami. Dobra (w odróżnieniu od nadzwyczajnej).
Pokazująca urok powieści z lat 90.