W 80 dni dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu) Jarek Sępek 6,1
ocenił(a) na 610 lata temu Pierwsze moje spotkanie z Londynem to wrażenie przejmującego chłodu, deszczu, mocnego wiatru i wilgoci, w czasie kiedy w Polsce majowe ciepłe słońce wkurza uczących się maturzystów. Przemieszczanie się pomiędzy miejscami-które-trzeba-w-Londynie–zobaczyć odbywało się zatem metrem. Fakt, to „krwiobieg” metropolii, który warto zobaczyć, wziąć udział w tym pędzie tłumu i podziwiać piękno niektórych budynków stacji. Z okien wagonu jednak widać tylko ciemność. Najciekawsi do obserwowania w metrze są zatem ludzie różnych nacji, którzy na innych nie zwracają uwagi. Ogólnie czułam się nieswojo, w jakiś sposób przytłoczona tym wielkim miastem. Nie ogarniałam go. Aczkolwiek zabytki ciekawe, a niedaleki park rozrywki Adventure Island - ekstrrremalny.
Druga wizyta w Londynie była zatem już całkiem inna: podziwianie nowoczesności wkomponowanej w zabytkowe budynki (nie zniszczone podczas wojen światowych) z okien piętrowego czerwonego autobusu! To dopiero frajda! Okazało się, że to przepiękne miasto. Wręcz przeurocze, z wieloma cudeńkami, jak kolorowe drewniane wejścia do pub’ów i sklepików obwieszone mnóstwem kwiatów, szereg różnorakich świątyń. A dzielnica Notting Hill, mmm… piękna i jeszcze ten targ staroci na Portobello. Do tego niedalekie miasteczko Brighton sprawiające wrażenie, jakby na plaży z morza miał wyjść zaraz jegomość w dużym jednoczęściowym kostiumie w paski. Po prostu przeniesienie się w czasie wstecz o ponad 100 lat. Niesamowity klimat.
Londyn to jedno z najbardziej wielokulturowych i etnicznie zróżnicowanych miast na świecie. Idąc ulicą odnosi się wrażenie, że to wręcz wielonarodowy, wielowyznaniowy kocioł. Dopiero tam się zauważa, że w Polsce wszyscy wyglądają tak samo (naprawdę! - w końcu w większości jesteśmy Słowianami) w porównaniu do mieszkańców Londynu.
Wybierając się tam zatem po raz trzeci dzięki dobroci mieszkającej tam mojej siostry i przyjaciółki, poszukiwałam inspiracji, smaczków tego miejsca w znaczeniu dosłownym i w przenośni. Po to, by zanurzyć się w egzotyce przywiezionej tam ze świata, by dotrzeć do oryginalnych miejsc, których nie znajdzie się w standardowych przewodnikach.
Z tego względu sięgnęłam po książkę Jarka Sępka p.t.”W 80 dni dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu)” z reportażowo-podróżniczej serii „Bieguny”. Książka powinna mieć tytuł „W 80 języków…”, ponieważ autor postawił sobie za cel nagranie próbek 80 języków świata od osób, które uczyły się mówić w swoim ojczystym kraju, a to wszystko w 80 dni. Ambitne i niezmiernie ciekawe zadanie. Nawiązań do Fileasa Fogga jest w książce bardzo dużo. Miałam nadzieję, że Jarek Sępek który jest podróżnikiem i dziennikarzem, będzie rozmawiał z ludźmi na ulicach zaglądając do dzielnic, w których skupiają się poszczególne narodowości. Częściowo tak właśnie jest. Jednak na przykład przebogate kulturowo Bałkany „załatwił” udając się do placówek dyplomatycznych (!),a z kolei wiele stron książki niepotrzebnie poświęcił tematowi Zimbabwe, które kiedyś odwiedził. Nie ma zatem w książce wyważenia proporcji pomiędzy poszczególnymi zagadnieniami.
Przyznać jednak trzeba, że jak na profesjonalistę przystało, autor zawarł w swojej pracy również wiele ciekawostek i cennych, frapujących informacji. Należą do nich np. historia metra, karnawał w Nottihg Hill, polonia, hinduskie święto diwali. Między innymi społeczność hinduska jest pokazana w sposób pełny i cudownie, ciekawie opisana.
Na uwagę zasługuje również zachwycająco przedstawione dzieje miasta, zajmujące dużą część książki. Nie jest to historia nużąca, bowiem usiana ciekawostkami. Jak dla mnie, to tylko na wielki plus.
Z kart książki można wyłuskać podpowiedzi dotyczące zwiedzania miasta, jednak nie ma ich wiele, bowiem skupianie się przez autora na podstawowym jego celu, powoduje, iż w pewnej mierze mija się z moimi oczekiwaniami.
Myślę, że gdyby nie przymus zbierania próbek języków narzucony sobie przez pana Jarka Sępka, jego książka byłaby wspaniałą opowieścią. Moim zdaniem, rezygnacja z pewnych fragmentów książki, nie wnoszących żadnej konkretnej wiedzy, stworzyłaby świetną pozycję o historii Londynu oraz jej mieszkańców, o imigrantach chcących kultywować swą tradycję, o tym jak oceniają Londyn, z jakimi problemami muszą sobie radzić i co ich w tym mieście fascynuje.
Pamiętajmy, że wielokulturowość i związane z tym skupisko w jednym mieście ludzi o różnych wyznaniach, to nie tylko feeria barw. Na tym tle dochodzi również do poważnych, negatywnych w skutkach konfliktów.
Przyznać trzeba, iż autor to świetny reporter z dystansem do siebie, z lekkim piórem i poczuciem humoru.
Książkę polecam, aczkolwiek do przeczytania z innym nastawieniem niż pierwotnie moje. Londyn polecam tym bardziej. Oryginalnego po nim przewodnika szukać będę nadal.