Autorka książki „Diary of a South Beach Party Girl” (2007),która zyskała wiele pochlebnych opinii w Stanach Zjednoczonych. Przez wiele lat pracowała w organizacjach non-profitowych i udzielała się jako wolontariuszka na rzecz niewidomych, ubogich, potrzebujących i zwierząt. Właścicielka trzech kotów: Scarlett, Vashti i Homera. Obecnie mieszka na Manhattanie wraz z mężem Laurence’em Lermanem. „Odyseja kota imieniem Homer” to jej druga książka.http://
Spotkałam dwie osoby, które bardzo wzbraniały się przed przeczytaniem tej książki, "bo ona jest taka smutna! no jak to, bez oczek? to książka o nieszczęśliwym kocie :(". Obie te osoby zapewniłam, że to bardzo pozytywna i optymistyczna historia, i rzeczywiście - przyznały to samo po przeczytaniu.
Tak że czytajcie bez wahania, bo serce rośnie, gdy śledzi się historię Homera - dzielnego, wesołego, mądrego, a przede wszystkim stuprocentowo szczęśliwego kota :).
Książka w rezultacie bardzo udana, a jednak początek mocno rozczarowujący i męczący. Już miałam zarzucić czytanie, gdy akcja przyspieszyła, a książka nagle stała się mocno wciągająca. Opowieść o kocie, adoptowanym w odruchu serca z lecznicy. Kociak stracił wzrok i nawet wyleczony miał nikłe szanse na adopcję. Znalazł kochającą "mamę" w osobie autorki, a w pakiecie trafiły mu się dwie charakterne "siostry". I tak Homer, Washti i Scarlett razem ze swą panią mieszkają w kilku kolejnych domach, przeżywają na koci sposób wydarzenia z życia swej pani i kraju w którym żyją. Poruszający opis 11 września, oczami i emocjami narratorki, która mieszkała ze swoimi ulubieńcami blisko strefy zero... Układanie życia i rozkwit miłości z trójką wymagających asystentów. Od pewnego momentu zgrabnie połączona historia żyjącej dążeniami do samodzielności kobiety i jej trzech mruczących wspomagaczy, pocieszaczy i grzejniczków..