Wielka księga ekstremalnego SF, tom 2 Clifford D. Simak 6,7
ocenił(a) na 75 lata temu "Jeśli science fiction jest literaturą przedstawiającą pomysły, ekstremalne science fiction przedstawia pomysły ekstremalne."
Doprawdy nie rozumiem, w czym zebrane w tej antologii opowiadania mają być ekstremalne... Co zrobiło takie wrażenie na autorze wyboru, Mike'u Ashleyu? To, że niemal u wszystkich autorów widać fascynację nanotechnologią? Że opowiadają o ekstremalnych perspektywach czasowych (miliardy lat do przodu)? Że ludzie w nich pozbywają się cielesności, płci, pozostając jedynie w sferze wirtualnej?
A może tym, że chyba we wszystkich zamieszczonych tu opowiadaniach przedstawiono społeczeństwa, w których jednostka i indywiduum zostały całkowicie odrzucone na rzecz świadomości kolektywnej, która, jak w systemach totalitarnych, decyduje arbitralnie o ich życiu i śmierci tylko ze wzgl. na przydatność tych jednostek dla ogółu? Poza tym jeszcze zagęszczenie pomysłów technologicznych i wątków zaczerpniętych z nauk ścisłych bywa tu na tyle ekstremalne, że przeciętnemu czytelnikowi może to stwarzać problemy z rozumieniem, o co właściwie chodzi. Zadziwiająca jest w znacznej większości tych opowiadań pozycja wszechobecnej i wszechdostępnej biblioteki.
Jak zwykle w antologiach, poziom zebranych utworów nie jest równy. Mnie najbardziej podobały się środkowe opowiadania: "Świat pomiędzy", "Tydzień Solomona Gursky'ego" i "Dywany Wanga".
B.Vallance: Nowi ludzie (The New Humans, 1909) ******
Historyjka opowiadana jak w 18 w., kiedy wymyślano niestworzone podróże - jak przygody Guliwera. Podkreśla to dodatkowo naiwna stylizacja, jakoby opowieść była odnaleziona w porzuconym na pustyni dzienniku, którego autor, Montmerency Merrick, dotarł do ukrytego za niedostępnym łańcuchem gór w Afryce osiedla potomków naukowców, którym zakazano eksperymentowania na ludziach, więc usunęli się poza zasięg cywilizacji. Odizolowawszy się, wymyślili sobie prawa spoza tradycyjnej moralności, za nadrzędne prawo przy arbitralnym uśmiercaniu dzieci i członków swej społeczności uznając wyłącznie eugenikę. Pozostawszy wyłącznie w swym gronie, eksperymentowali do woli na sobie i swych rodzinach, doprowadzając członków społeczności do pozbycia się kośćca, by dowolnie móc zmieniać ich galaretowatą postać. Ponieważ seks jest przyczyną zbrodni, ludzie rozmnażają się tam przez podział lub składają jaja, płeć zmieniają dowolnie, ale zachowali podział na mężczyzn i kobiety - ze wzgl. czysto sentymentalnych. Wszystko podporządkowane jest oszczędności i absurdalnym założeniom naukowym. W parlamencie nikt nikogo nie słucha: argumenty są nieważne - i tak każdy musi głosować na swoją partię. Przy czym najgorszym przestępstwem jest chęć odejścia od powyższych "osiągnięć". Autor najwyraźniej przewidział stosunki społeczne w komunizmie.
Clifford D. Simak: Stwórca (The Creator, 1932-8) ****
Kilka miliardów lat wprzód pod gasnącym Słońcem wśród skarlałej rasy ludzkiej, oczekującej zagłady lub spełnienia się absurdalnych legend o odrodzeniu się ludzkości dożywa swych lat wynalazca-psycholog, który niegdyś z inżynierem, kolegą ze studiów, po latach eksperymentów i wyrzeczeń skonstruował maszynę czasu, jaka przeniosła ich do...laboratorium Boga. Nie trafili tam zresztą sami, dotarły tam jeszcze 2 inne ekipy kosmitów - dzieci tego samego stwórcy, z którymi jednak nie sposób się porozumieć. Zgodnie z niektórymi wyobrażeniami ze Starego Testamentu Bóg wyglądał jak stożek światła i był bogiem egotycznym, zazdrosnym (i małostkowym) i stojącym poza czasem... Okazał się jednocześnie naukowcem wykorzystującym maszyny (do syntezy wszystkiego),eksperymentatorem decydującym arbitralnie o stworzeniu lub zniszczeniu swych dzieł. Odkrywszy boski spisek, zmierzający do zniszczenia ich świata, goście w laboratorium buntują się i unieszkodliwiają chwilowo Boga, ale wskutek zadania maszynie czasu błędnych danych lądowania podczas ucieczki, koleś ląduje za daleko w przyszłości... Teraz może już tylko czekać na zbliżający się kres świata ze skarlałymi ludźmi, którzy obwołali go bogiem.
Ramotka, bez żadnego zaczepienia w nauce, czysta wyssana z brudnego palca fantastyka.
Theodore Sturgeon: Dziewczyna z bebechami z żelaza *******
(The Girl Had Guts, 1956)
Biohorror międzygalaktyczny, który mógł zainspirować scenarzystę "Obcego", ze znakomitym wyczuciem suspensu i elementami humoru. Rutynowa ekspedycja na planetkę Mullygantz II natrafiła na nieznaną formę życia, która ostatecznie okazała się przenośnym żołądkiem, szukającym nowego żywiciela w sytuacji zagrożenia nosiciela. Wydarzenia opowiada uczestnik wyprawy, prosty i dość jurny kapitan Gargan. Ma dość jednoznaczne poglądy na seks pozamałżeński: "Jeśli jesteś singlem, jesteś całkowicie wolna. Jeśli jesteś mężatką, jesteś całkowicie zobowiązana. Jeśli jesteś mężatką i coś zaczyna cię swędzieć, masz wolny wybór - albo nią pozostajesz i niczego nie drapiesz, albo rzucasz małżeństwo w cholerę i drapiesz do woli. Jeśli jesteś singlem, szanujesz więzy małżeńskie." (s.106) Ale jeśli już drapiesz, to lepiej to traktować jako zabawę, niż się potem zadręczać poczuciem winy. I generalnie ludzie sobie z tym radzą, narrator jednak zdaje się przestrzegać przed ekologami, czyli biologami - ci są generalnie szurnięci... (s.109)
Harlan Ellison: Świat pomiędzy (The Region Between, 1970) ***********
Historia Baileya, gościa, który miał w sobie boski pierwiastek: gen sprzeciwu i niezadowolenia. Zabawne, że cała historia zaczyna się od jego eutanazji na życzenie, a później obserwujemy jego bujne życie po śmierci na niechcianej służbie u Sukuba, międzygalaktycznego handlarza duszami poprzez miliardy lat... Dla mnie najbardziej odjechany i najciekawszy koncept tej książki. Niezła orientacja autora w problemach nauki, olbrzymia wyobraźnia, przewrotny humor. Nawet typografia musiała się podporządkować koncepcji autora.
Ian McDonald: Tydzień Solomona Gursky'ego *********
(The Days of Solomon Gursky, 1998)
Sol (nomen omen, gdy będzie odtwarzał postać króla-słońce w szesnastowiecznej Francji),tytułowy bohater, inżynier korporacji zajmującej się nanotechnologią, w trakcie wyczynowej wycieczki rowerowej ze swą narzeczoną Eleną przez góry Sierra de la Sangre de Cristo (ok.1200 m n.p.m) w Meksyku łamie ośkę, co prowadzi do nader dramatycznych wypadków, sięgających miliardy lat w przyszłość...A wszystko zaczyna się od zmonopolizowania przez jego szefa, Adama Teslera, procesu klonowania - wymuszanej na ludziach za wielkie pieniądze nieśmiertelności. Każdy z kolejno przedstawionych 7 dni tygodnia to - jak w Biblii - eon w życiu Sola. Spora wyobraźnia, inspiracja mitologią Blake'a (Urizen, Ulro itp.),kabalistyką i książkami fizyka Franka J. Tiplera, niezgorsza orientacja w problemach fizyki połączona z chwilami niestandartowym, gwarowym słownictwem (autor przekładu pochodzi najwyraźniej z Poznania...),całkowicie konfigurowalni ludzie... A wszystko to oscyluje wokół miłości do jednej kobiety.
Greg Egan: Dywany Wanga (Wang's Carpets, 1996) ********
Jest rok ok. 4500. Jedna z tysięcznych załóg transludzi - sklonowanych Ziemian, wysłanych w kosmos dla poszukiwania obcego życia, natrafia na obcą inteligencję - wbrew temu, co twierdzi antropokosmologia, aksjomatycznie utrzymując, że wszelka inteligencja pochodzi tylko od ludzi. Ci transludzie należą akurat do stronnictwa polis Carter-Zimmerman, które uznało, iż cielesność jest ważną tradycją (mimo, że zamienili ją na oprogramowanie). Dlatego w dobrym tonie jest powracanie od czasu do czasu do niewygodnej cielesności, ale rodzaj ciała i płeć są już całkowicie dowolne ("konwencja względności seksualnej weszła w modę w 23 wieku", s.326;). Dlaczego? Ano ponieważ "fizyczny wszechświat ma trzy wymiary plus czas. (...) Zabawy w wyższe wymiary przeznaczone są dla wyznawców solipsyzmu". (s.334) Są naukowcami, więc nie są wierni aksjomatom, zgodnie z zasadą, że "nie ma Jedynej prawdziwej Ścieżki, na którą niewiernych trzeba zapędzać kopniakami".(s.310) Większość życia ekspedycja spędza w symulacjach, łączenie się w pary jest czasowe - kiedy strony się pokłócą, wymazują na żądanie partnera wspomnienia. Możliwe jest także scalenie umysłów - całkowite i niezależne od płci, zaś różnice wieku (np. rodziców i dzieci) liczy się przy tak długich okresach co najwyżej w procentach. Poprzez zabarwienie skóry, jak poprzez ikony na facebooku, można komunikować rozmówcy kilka standardowych emocji i nastrojów. Każdy naukowiec od razu publikuje w tzw. egzobycie, który potem poprzez Bibliotekę jest dostępny każdemu i tłumaczony automatycznie na wszystkie języki.
A tu okazuje się, że odkryte w morzu planety Orfeusz jednokomórkowe algi złożone z cukrów układają się wg systemu formalnego Hao Wanga...Co świadczy o tym, że się komunikują, ale tylko ze sobą - nie interesując się nic a nic badaniem świata dokoła nich. Czyli solipsyści. Co jest sensem takiego wsobnego bytu, bytu który zamyka się w sobie, jak ofiara rzeczywistości wirtualnej?
James Patrick Kelly: Misja *******
O Madzie z Kolebki (czyli Ziemi),o bombach tożsamościowych i o wartości komentarza dnia 23 czerwca 19834004 roku...(no cóż, "w gospodarce zorientowanej na przyciąganie uwagi liczy się tylko publiczność", s.362) Czyli jak być w związku z własnym statkiem kosmicznym i odlecieć z nim w kosmos (pomimo tego, iż "większość Inteligencji Zależnych nie umie opowiadać dowcipów, ale też nie potrafi popełniać zbrodni", s.355),a jednocześnie znaleźć i wychować sobie faceta, urodzić 50 dzieci i zaludnić opustoszałą w międzyczasie Ziemię. Obowiązują Trzy Uniwersalne Prawa:
1. Niezależne istoty rozumne powinny mieć wolność zachowania indywidualności,
2. mają też wolność manipulacji swą strukturą molekularną,
3. oraz wolny dostęp do szlaków czasowych (podczas i nadczas).
Greg Bear: Mechanizm osądu (Judgment Engine, 1995) *****
W opowiadaniu Beara otrzymujemy obraz ludzkości w przyszłości po tym, jak ta "w ciągu wieku zrzuciła ograniczenia narzucone przez biologię i stała się formami społeczno-umysłowymi, te zaś łączyły się, tworząc Biblioteki, znajdujące się na szczycie hierarchii". A w opowiadaniu jesteśmy świadkami jak przeciw siłom kierującym taką Biblioteką buntują się młodzi adepci i pierwiastek żeński. Występują oni przeciw ideologii Centrali Nauczycieli, jaka stworzyła Naszość, rodzaj jedynej partii kierującą się autorytarnym przekonaniem, iż "w systemach podlegających prawom czasu, w których zachodzą dynamiczne zmiany, niemożliwe jest zaistnienie ostatecznego etycznego rozwoju" a więc "zwiększenie komplikacji bytu (a w efekcie przyrost inteligencji) prowadzi do nieuzasadnionego niszczenia bytów podrzędnych" (s.411) - czyli że błędy są nieuniknione a sprawiedliwość nierealna, że jedne narody żerują na innych i to jest naturalne (to już zgodne z ideologią nazistów). Innymi słowy znana zasada każdej rewolucji: "gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą". Zasada ta jest wpajana młodym na siłę na zasadzie aksjomatu, wszelkie inne poglądy traktując jako błąd. Jednym z trybutariuszy Naszości jest nauczyciel, którego przodkiem był Wasilij - apodyktyczny i egotyczny naukowiec i profesor, który był bardziej lojalny wobec swej formacji społecznej niż żony. Na chwilę przed Ostatecznym Przejściem, czyli jakimś rodzajem Sądu Ostatecznego, którym kieruje Koordynator Przejścia, okazuje się, że ów Koordynator jest związany ze świadomością żony Wasilija, Elizawiety, jaka się z nim rozwiodła i pamięta ich małżeństwo jako traumę. A ponieważ Wasilij nie był zdolny do miłości - więc i całe z niego czerpiące dziedzictwo - Naszość - skazana jest na zagładę - nie dostąpi zbawienia, nie przejdzie przez ucho igielne... No chyba, że Elizawieta jeszcze raz poczuje los kobiety radzieckiej i się ugnie. Trudno się oprzeć wrażeniu, że nie mówi się tu o mocarstwowym i agresywnym bycie i działaniu współczesnej Rosji oraz o dziedzictwie twórców państw autorytarnych, tyle że w wymiarze fantastyki.
Jerry Oltion: Nażarci ***
Jakiś pierd - anglosaski, fekalny żart.