Meksykański powieściopisarz i nowelista, fotograf. Jeden z najwybitniejszych pisarzy hiszpańskiego kręgu językowego drugiej połowy XX wieku. Rulfo jest uważany za jednego z prekursorów realizmu magicznego, a jego twórczość – skromna pod względem objętości – doczekała się szeregu rozpraw krytycznych i została przetłumaczona na wiele języków.
Na tę książkę trafiłam za pośrednictwem "Królowej Południa" Arturo Perez-Reverte, i to właściwie główny plus "Królowej" ;-) Opowieść jest krótka, ale skoncentrowana. Odpowiednio straszna, chwilami groteskowa. Najciekawiej chyba potraktować ją jako przypowieść, coś w rodzaju filozoficznych powiastek Paulo Coelho...
Chyba jeszcze nigdy nie trafiłem do tak demonicznego miasteczka i muszę przyznać, że przypadł mi do gustu ten sposób opowiedzenia historii. Skądinąd miłosnej. To rozpisanie jej na echa. Ma się wrażenie, że autor na własne uszy słyszał te wszystkie szepty, czuł zgniłe wonie, i że doskonale wie, jak to jest, kiedy popsuje się trumna.
Pedro Páramo to taki meksykański Jacek Soplica, który nie zmienił się w meksykańskiego księdza Robaka. Nie dość, że sam bezterminowo pozostał lokalnym okrutnikiem i złem wcielonym, to jeszcze dochował się wartego siebie potomka. A i tak miał przechlapane, bo z Susanitą mu się rozminęło, na latawcach z dzieciństwa poprzestało, więc skończył jako „chodząca po ziemi uraza” i straszydło na ptaki. Wpierw jednak tragicznie naznaczył sobą losy całej społeczności. Uruchomiona przez Juana Preciado i deszcz lawina informacji składa się na imponująco precyzyjny i szczelnie zaludniony obraz, a puzzle układają się takoż wdzięcznie, jak rozkładają się świadkowie i uczestnicy tamtych wydarzeń.
I żadna z księgarnianych okładek nie oddaje nastroju powieści równie udanie jak znaleziony w Sieci fanart wykorzystujący rysunek Laurie Lipton.