Horace McCoy urodził się w r. 1897 w Peagram (stan Tennesee). W czasie pierwszej wojny światowej był pilotem; dwukrotnie ranny, odznaczony został Croix de Guerre. Potem pracował jako komiwojażer, reporter, aktor i redaktor. Zaczął też pisać opowiadania i publikować je w czasopismach wydawanych na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, a to utorowało mu drogę do Hollywood. W ciągu dwudziestu lat pracy w Hollywood - do swej śmierci w r. 1955 - napisał blisko 70 scenariuszy filmowych.
W Czyż nie dobija się koni? zobaczymy zupełnie inną stronę Hollywood. Horace McCoy przenosi nas do lat 30., gdzie poznaje się dwójka głównych bohaterów – Gloria i Robert. Dziewczyna wyniosła się z domu, żeby przebić się do świata filmu, a chłopak marzy o zostaniu słynnym reżyserem. Oboje utknęli w miejscu, a ich walka nie przynosi efektów. Postanawiają razem wziąć udział w maratonie tanecznym. Tańcząc do utraty sił, jedynie z krótkimi przerwami w ciągu dnia, mają nadzieję, że zostaną zauważeni przez kogoś ze świata filmu siedzącego na widowni.
Na kartach tej krótkiej książki znajdziemy opis wydarzeń dotyczących maratonu, przeplatanych z fragmentami wyroku w sprawie morderstwa. Nie ma tutaj jednak tajemnicy związanej ze zbrodnią, czytelnik od początku będzie wiedział kto pociągnął za spust i dlaczego. Autor da nam jednak wgląd w życie bohaterów, żebyśmy mogli zrozumieć skąd wzięły się uczucia, które popchnęły do tego zachowania. Bez szczegółów, bo nie znajdziemy tutaj długich opisów, czy rozbudowanej historii z przeszłości postaci. Dane nam będzie poznać jedynie strzępki odczuć, jak tęsknota za czymś nieuchwytnym, kiedy Robert patrzy w stronę oceanu.
Powieść McCoy'a uważana jest za pierwszą amerykańską powieść egzystencjonalną. Bohaterowie książki są przeraźliwie samotni i zagubieni, wydaje się, że maraton taneczny utrzymuje ich przy życiu. Ratują ich codzienne czynności, które muszą w kółko powtarzać. Oddzieleni od prawdziwego świata, zamknięci w kręgu tego rozrywkowego, a dla nich – wykańczającego zajęcia, mogą na chwilę przestać myśleć o tym, co dzieje się na zewnątrz. Kiedy jednak wydarzenie dobiega końca muszą wybrać dalszą drogę. Jaka ona będzie, przekonajcie się sami.
Aż nieswojo się czuję wystawiając tej książce tak niską ocenę. Niemniej w moim odczuciu książka "Czyż nie dobija się koni" jest naprawdę przeciętna. Nie spowodowała we mnie żadnych refleksji na temat życia, jego sensu, relacji międzyludzkich itp. A nadmienię, że jestem osobą z tych "rozkminiających" wszystko i widzących "drugie dno". Zatem nieco byłam zaniepokojona swoim płytkim - bądż co bądź - odbiorem książki. Musiałam odnieść się do recenzji w internecie żeby w ogóle zrozumieć, co autor miał na myśli. Całkiem możliwe, że zwyczajnie rzuciłam się na nią jak szczerbaty na suchary i są to za wysokie progi na moje krótkie nóżki. Ale postanowiłam mimo wszystko podzielić się swoimi wrażeniami.
Z tego wszystkiego postanowiłam również obejrzeć film. Otóż nie wytrwałam do końca.
Książka trafiła w moje ręce od koleżanki, która zachwycona owo lekturą uznała, że mi również nie spodoba ;)
Nie żałuję czasu poświęconego na czytanie, ale jednocześnie cieszę się, że książka nie należy do grubych...
Pozostawiła mnie z takim: "no okej...". Także tak.