Marianna i Róże Janina Fedorowicz 7,6
ocenił(a) na 66 lata temu Opowieść o codziennym życiu w wielkopolskich dworkach na przełomie XIX i XX wieku czytałam - z przerwami na inne książki - około roku. Dozowałam sobie ową "naturalizowaną" biografię rodziny Jasieńskich. Dlaczego? Czytana z marszu, przyznam, nużyła mnie. Nawet odłożyłam pewnego dnia na półkę na wieczne niedoczytanie... Szybko jednak powróciła na nocną szafkę z mocnym postanowieniem przeczytania od deski do deski, na co na pewno owa pozycja zasługuje.
Mamy w niej przedstawione życie zamożnej rodziny Polaków żyjących pod zaborem pruskim - od momentu lat nastoletnich Marianny Malinowskiej do okresu (podówczas) późnej starości. Interesująca podróż do dworków wiejskich, posiadłości ziemskich, zwyczajnego, spokojnego życia na wsi, z piastunkami, służbą, parobkami, guwernantkami, potem - wyjazdami dzieci małżeństwa Jasieckich na pensje (i jakże urokliwy sposób bycia matki jednej z autorek - Stefanii).
Opowieść owa może niektórych czytelników nużyć monotonią. Nie ma w niej nagłych zwrotów akcji, choć mają miejsce wydarzenia dramatyczne, lecz cóż - życie samo w sobie jest dramatem bez happy endu...
Parę razy się głośno zaśmiałam, niekiedy - popadłam w zadumę, innym razem z kolei - zdumienie...
Niech zachętą do sięgnięcia po w quasi-pamiętnik (Dlaczego "quasi"? Odpowiedź znajdą Czytelnicy już we wstępie) będą poniższe fragmenty:
1. s. 317:
Niedawno "Kronika Rodzinna" pisała, że nasza młodzież męska coraz częściej brzydko się wyraża. Na przykład na rodziców mówią "starzy", nauczyciel to "belfer", zakonnik przezywany jest "mnichem", o księdzu mają odwagę mówić "klecha". Każda starsza osoba to "stary piernik", a własna siostra to w ich języku "facetka". Przecież to straszne! Młodzież męska podobno używa też słów nieprzyzwoitych, jak wyrażenia "dał dęba", "każ się wypchać", "nie zawracaj mi kontramarki", "trzeba sprawić mu lanie", "wzięli go na fis" i tak dalej.
2. s. 394
Stefcia i wiersze! Stefcia, przepisująca z własnej woli wiersz sobie na pamiątkę! (...) Na wszelki wypadek dałam jej przez ostatnie trzy dni wieczorem na przeczyszczenie. Przy wszystkich wyskokach dziewczynek od tego zaczynam. Uważam to za środek wypróbowany i prawie niezawodny. Bo jeżeli nie pomoże, w każdym razie na pewno nie zaszkodzi.
I jeszcze, na koniec, uwaga dla edytorów portalu: otóż tytuł książki, co wyraźnie widać na okładce, brzmi "Marianna i Róże" - Róże pisane dużą literą, nie zaś "róże". Dlaczego? Odpowiedź znajduje się w posłowiu, i dopiero na końcu należy ją przeczytać...
Polecam na zbliżające się jesienne i zimowe wieczory.