Jak z każdym harlequinem i w tym przypadku mamy do czynienia z pięknie ukazaną, miłością, która spada na jednego z bohaterów, bez żadnego ostrzeżenia. "Ślubny kontrakt" jest typową transakcją, która ma odbyć się między dwojgiem osób. Niestety po przyszłej małżonce pozostaje tylko list z przeprosinami, więc przyszły milioner musi w bardzo szybkim czasie poszukać nowej wybrani. Tak się składa, że obok zjawia się siostra niedoszłej panny młodej, która zgadza się na tą maskaradę.
Nie trudno się domyślić, że wszystko kończy się bardzo dobrze. Trudno też szukać w tej opowieści jakiś górnolotnych sformowań, czy zdań z przesłaniem, który może ci, drogi czytelniku, towarzyszyć na lata. Ale taka jest własnie magia harlequinów. Musi być na nie zapotrzebowanie, skoro kolejni "pisarze" tworzą takie historie jak ta.
Dawno nie czytałam tak dobrej książki od której trudno się oderwać. Luke zostaje wystawiony przez swoją partnerkę do udawanego małżeństwa za pieniądze (by zdobyć majątek po dziadku). Z pomocą przychodzi jej siostra, która wręcza mu list od narzeczonej. Cat potajemnie podkochuje się w mężczyźnie i proponuje mu siebie jako jego przyszłą żonę. Mimo że dziewczyna nie jest w jego typie i jest o wiele młodsza, Luke zgadza się ponieważ jest w kropce. Z czasem orientuje się ze dziewczyna jest bardzo żywiołowa i cieszy się z najmniejszej błahostki, jednak nie widzi najważniejszego- że jego żona się w nim zakochała. Luke jest mężczyzną który cały czas przypomina Cat że ich małżeństwo to układ i że dostanie za to spore wynagrodzenie, jednak z czasem sprawy się komplikują i gdy los sprawia że zostaje sam zaczyna tęsknić za życiem którego nie chciał mieć. Jak dla mnie całą ta opowieść to strzał w dziesiątkę :) polecam