Ciało z jej ciała Slavenka Drakulić 6,2
ocenił(a) na 738 tyg. temu „Nietrudno było dostrzec w jej słowach uniwersalną ludzką tęsknotę za znaczeniem, której się z jakiegoś powodu po niej nie spodziewałam – niesłusznie, przyznaję. Trudno człowiekowi przejść przez życie bez poczucia sensu. Uciekamy się do rozmaitych określeń – siły wyższej, cudu – wciąż jednak chodzi o sens życia, o znak, kierunek, wskazówkę”.
Jak można przeczytać na okładce, „Ciało z jej ciała” to „historie ludzi, którzy podarowali komuś część siebie”. W tym króciutkim opisie zawiera się właściwie cała treść książki. Autorka sama przeszła transplantację, a potem postanowiła poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego dawcy zostali dawcami. Skontaktowała się z wieloma osobami, z niektórymi na żywo, z niektórymi wyłącznie mailowo czy telefonicznie. Z niektórymi wcale. Do dziś wyrzuca sobie brak choćby listu, choćby pocztówki z podziękowaniami, którą powinna wysłać do rodziny zmarłego dawcy pierwszej nerki. Dawczynię drugiej poznała osobiście. Ona była ogniwem, które niczym łańcuch pociągnęło za sobą dalsze działania – wyruszenie w podróż dosłowną oraz emocjonalną.
Jednocześnie mam sporo przemyśleń i niewiele pytań, więc nie będę się rozwlekać. Tak jak Slavenka Drakulić dziwiłam się, czytając wyjaśnienia niektórych z tych ludzi. Próbowałam je zrozumieć, choćby częściowo spojrzeć na ten temat z ich perspektywy. W grupie darczyńców znalazł się kontrowersyjny milioner, bohater głośnego wywiadu, dzięki któremu wielu ludzi po raz pierwszy usłyszało o przeszczepach od niespokrewnionych dawców. Była też młoda dziewczyna, która swoją decyzją sprzeciwiła się woli dziadka, głowy patriarchalnej rodziny. Była studentka i osoba duchowna, wyznawcy jakichś religii oraz osoby niezwiązane bliżej z żadnym kultem (niekoniecznie ateiści). Każda z nich miała własne powody do oddania nerki komuś zupełnie obcemu. Dla jednych była to wdzięczność, dla innych gest altruizmu, dla jeszcze innych czyn oczywisty. Po prostu trzeba było to zrobić.
Autorka poruszyła wiele ciekawych tematów, w tym kwestię obaw, które żywi zarówno dawca, jak i biorca. Pierwszy może zakładać, że drugi będzie zobowiązany do wdzięczności, że zacznie czuć „brzemię daru”. Drugi z kolei może się obawiać, że pierwszy będzie oczekiwał od niego kontaktu, dbania o otrzymany narząd, udowodnienia, że na niego zasługuje. Niby różne lęki, a mogą ciążyć tak samo. Sama pewnie miałabym podobne obawy jako biorczyni. A jako dawczyni? Jestem w stanie zrozumieć, że „poprzedni właściciel” chciałby mnie poznać. I zapewne w jakiś sposób ocenić, do kogo trafił jego dar.
Książka czekała na półce kilka lat, aż wreszcie się doczekała. Jeśli interesujecie się taką tematyką i odpowiada Wam spokojna narracja, polecam.