ks. prof. dr hab. Wincenty Wilhelm Myszor - polski duchowny katolicki i teolog chrześcijański. Przyszedł na świat na Śląsku, w czasie trwania II wojny światowej.
Absolwent Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie.
Specjalista z zakresu historii Kościoła Katolickiego i literatury starochrześcijańskiej.
Opublikował polskie przekłady tekstów z Nag Hammadi (kolekcja trzynastu starożytnych ksiąg odkrytych w roku 1945 w okolicach miejscowości Nag Hammad spisanych na papirusie w języku koptyjskim).
Członek Polskiej Akademii Nauk (PAN) oraz Association Internationale des Etudes Byzantines.
Odznaczony przez Stolicę Apostolską godnością kapelana Jego Świątobliwości.
Wybrane publikacje książkowe: "Chrestomatia koptyjska. Materiały do nauki języka koptyjskiego" (z Albertyną Dembską, (Wydawnictwo Akademickie "Dialog", 1998),"Ewangelia Judasza" (Księgarnia Św. Jacka, 2006),"Biblioteka z Nag Hammadi. Kodeksy I i II" (Księgarnia Św. Jacka, 2008),"Religie starożytnego Bliskiego Wschodu" (Wyd. Wojskowej Akademii Medycznej, 2008).http://nauka-polska.pl/dhtml/raporty/ludzieNauki?rtype=opis&objectId=27685&lang=pl
No więc tak: najwyższa ocena należy się Myszorowi za kawał porządnej i żmudnej roboty. Nie tylko przetłumaczył na polski ową „Ewangelię Judasza”, ale także opatrzył ją naukowym (i pozbawionym ideologicznych bądź religijnych uprzedzeń!) wstępem oraz dodatkiem w postaci przetłumaczeniu – mówić najprościej – wszystkich tych starych pism, które o tejże ewangelii w jakiś sposób traktowały. Podsumowując, profesor dostarczył nam kawał solidnej literatury!
Inna sprawa, jeśli chodzi o samą ewangelię. Jestem laikiem w kwestii tekstów gnostyckich, więc przyciągnęła mnie do tego tekstu możliwość zobaczenia żywota Jezusa z nieco innej strony, z innej perspektywy. To ciekawe, prawda? No więc właśnie, tu pojawia się pierwsze zastrzeżenie. „Ewangelia Judasza” bowiem... nie jest ewangelią! I bynajmniej nie napisał jej Judasz.
Tak naprawdę to tekst setycki (taki odłam gnostyków, co to kochają Seta). To treść rozmowy pomiędzy Jezusem (który kompletnie nie zachowuje się jak Jezus) a Judaszem, po której to rozmowie dwunasty apostoł zdecyduje się wydać zbawiciela. W wielkim skrócie: Jezus uznaje w niej Judasza za bystrzachę i postanawia opowiedzieć mu wielkie tajemnice świata. Tak się też składa, że te wielkie tajemnice to skrócona wersja setyckich wierzeń.
Z perspektywy osoby wierzącej mogę powiedzieć, że takie teksty pociągają. Kręci nas możliwość znalezienia jakiegoś nowego tekstu religijnego. Czegoś, co rzuci nowe światło na pewne kwestie. Czy „Ewangelia Judasza” jest właśnie takim tekstem? Z czystym sercem mogę powiedzieć, że nie. Trzeba być bardzo, ale to bardzo wielkim fanem teorii spiskowych, żeby uznać te bzdurki za prawdę objawioną. Serio, dużo łatwiej byłoby mnie przekonać, że Jezus był podróżnikiem w czasie bądź kosmitą niż w to, że w tekstach gnostyckich (a przynajmniej tych setyckich) jest cokolwiek mądrego.
Podsumowując: nie warto. Jeśli ktoś jest zainteresowany tą pozycją z tych samych powodów, z których sam byłem nią zainteresowany, zawiedzie się. Zdaje się, że na necie można znaleźć gdzieś darmową elektroniczną wersję tego tekstu, więc polecam zerknąć najpierw tam, żeby się przekonać, z czym się to je. Niemniej pozycja ta i tak zasługuje na najwyższą możliwą ocenę, bo choć tekst źródłowy rozczarowuje, to i tak bardzo fajnie, że ktoś go przetłumaczył i opatrzył tak wyczerpującym i obiektywnym wstępem.
Praca zbiorowa „Religie starożytnego Bliskiego Wschodu” stanowi spójny i kompetentnie opracowany zarys tytułowej problematyki. Można ją uznać za przykład bardzo dobrej współpracy polskich badaczy z różnych ośrodków naukowych. Doczekała się zresztą pozytywnej recenzji ze strony tak uznanego badacza Bliskiego Wschodu w starożytności jak M. J. Olbrycht (a pewnie i kolejnych, ale tylko tę miałem okazję przeczytać). Trzeba bowiem przyznać, że w polskiej literaturze przedmiotu brakowało tego rodzaju opracowania syntetycznego, co podkreślali Autorzy we wstępie. Książka składa się z ośmiu rozdziałów poświęconych odpowiednio religii Egiptu, Mezopotamii, hetyckiej Anatolii, potraktowanych zbiorczo religii Palestyny, Syrii i Arabii, Iranu, Izraela, wreszcie zaś chrześcijaństwu i – ponownie ujętych razem – gnostycyzmowi, manicheizmowi i mandaizmowi. Chronologicznie Autorzy ujęli ich historie od początków po koniec starożytności.
Przez pierwszą część „Religii starożytnego Bliskiego Wschodu” przebiegłem dość szybko. Chyba spodziewałem się większego nacisku na mitologie, a te były uwzględnione w niewielkim tylko zakresie. Cóż, może to i lepiej, wszak prac o mitologiach różnych religii akurat nie brakuje. Zresztą problematyka Egiptu, Mezopotamii, czy Hetytów interesuje mnie trochę mniej, tak więc nie bez pewnej satysfakcji doszedłem w lekturze do rozdziałów poświęconych zaratusztrianizmowi, judaizmowi i chrześcijaństwu. Myślę, że Autorom udało się bardzo dobrze skondensować najważniejsze problemy tych religii w naprawdę niezbyt długich rozdziałach. Należycie uwzględnione zostało tło „ogólnohistoryczne”, sporo miejsca poświęcono archeologii. Odnoszę wrażenie, że nieco bardziej mógł zostać uwzględniony kontekst porównawczy. Kolejną rzeczą, której brak odczułem, było nieuwzględnienie przez Autorów kultów wschodnich (misteryjnych i nie tylko) na obszarze Cesarstwa. To dwie drobne rysy na tej skądinąd świetnej syntezie religioznawczej. Zdecydowanie można polecić tę publikację zainteresowanym dziejami religii starożytnych.
Tomasz Babnis