W kole Robert Cormier 7,4
ocenił(a) na 910 lata temu Od czasu gdy przeczytałam "W kole" ponad 5 lat temu, książka jest przeze mnie gloryfikowana. Wywarła ona na mnie tak wielkie wrażenie, że z obawy przed zatarciem tego doznania, dopiero teraz odważyłam się przeczytać ją ponownie.
Powieść zaczęłam z mocno bijącym sercem i w jednej chwili znalazłam się w stanie Massachusetts, na rowerze, jadąc drogą do Rutterburga. I choć Adam opisywał, że jesień jest zimna i wilgotna, ja jednak poczułam ten "październik palonych liści i widmowych wiatrów". Jako że rower nie jest mi obcy, od razu wczułam się w stan towarzyszący szybkiej jeździe w dół - pęd i wiatr we włosach.
Adam wyruszył na wyprawę rowerową by odwiedzić przebywającego w szpitalu w Rutterburgu ojca. Trasa ma ponad 100 km dlatego do podróży specjalnie się przygotował. Ubrał starą czapkę i kurtkę ojca, zapakował dla niego prezent, pigułki nie zażył, całą fiolkę wysypał do zlewu.
I tutaj pojawia się pierwsze pytanie - co? Jakie pigułki, dlaczego, po co je wysypywał, o co chodzi? Temat jednak nie zostaje rozwinięty, Adam rusza dalej.
Tak właśnie zaczyna się pełna pytań, ale nie natarczywych, samotna wyprawa wzdłuż pustej drogi, przerywanej co jakiś czas pewnymi zdarzeniami, wyprawa której towarzyszy wiele wspomnień, która rodzi i przywołuje emocje, wyprawa która być może jest czymś zupełnie innym niż się wydaje.
Podróż opisywana z punktu widzenia Adama, początkowo przypominająca narrację Holdena z "Buszującego w zbożu", nie jest jednak jedyną, a może nie jest nawet główną częścią tej książki.
Taśm z dyktafonu jest 16. Zarejestrowana jest na nich rozmowa dwóch osób, niejakiego Brinta i Adama. Nie jest to jednak beztroski Adam poznany wcześniej podczas podróży rowerowej. Jest to zagubiony, nie wiele pamiętający chłopiec, który w rozmowie z Brintem próbuje przypomnieć sobie swoje życie. Początkowo wzięłam Brinta - w dialogu określanego literką "T" - za psychiatrę, który prowadzi z chłopcem terapię po jakimś ciężkim wypadku. Jednak im więcej stron pozostawiałam za sobą, tym bardziej zaczynałam wątpić w swoje założenie. Owy T, chce czegoś więcej, w końcu już trudno powiedzieć czy to ja, czy Adam, zaczynamy podejrzewać rozmówce o ukryte cele, raz z ufnością, raz kryjąc nowe wspomnienia, rozmowa posuwa się do przodu odkrywając po kawałku, w dowolnej kolejności, różne dziwne zdarzenia z przeszłości Adama, pojawiają się 'wskazówki', wspomnienia Adama tworzą mnóstwo teorii na temat celu do którego wiodą. Cała powieść przybiera nagle postać intrygi szpiegowskiej, kryminału, a wręcz thrillera.
Na początku nic nie wydawało się zrozumiałe, ale wciąż towarzyszyło mi uczucie, że pod tymi słowami kryje się coś większego, jakaś otchłań, która na końcu wybuchnie. Ale nie wybuchła, pod koniec to ja wpadłam do tej otchłani, tak, że już nie wiedziałam gdzie jest góra, a gdzie dół. Zakończenie z jednej strony jest ewidentne, ale z drugiej pozostawia tyle pytań i wątpliwości, że zaraz po pierwszym razie musiałam książkę przeczytać ponownie i jeszcze raz i dopiero wtedy zauważałam ilu drobnostek zdradzających sens tej historii nie dostrzegałam wcześniej.
Co mogę powiedzieć po przeczytaniu tej książki po tylu latach? Wciąż uważam ją za niesamowitą! Jestem pod ogromnym wrażeniem jak autor posługuje się językiem. Nie mam na myśli tylko doboru słów, które układają się w ładne zdania, nie tylko umiejętność oddania specyficznego klimatu tak mnie zachwyciła. Przede wszystkim urzekło mnie to, jak autor, posługując się trzema różnymi narracjami, stworzył tak niejednoznaczną intrygę. To jak wszystkie te składowe utworzyły niesamowitą całość jest godne podziwu. Mam tu na myśli drobnostki, krótkie utarczki słowne, urwane myśli, czasem pojedyncze słowa, opis jakiegoś zdarzenia przebiegającego gdzieś w tle, to, że wszystko można było tak wieloznacznie interpretować , i że za każdym kolejnym razem, byle rzecz nabierała nowych wymiarów. Po kolejnym przeczytaniu oczarowało mnie to, że mogę w tej książce wciąż doszukiwać się nowych rzeczy, o których być może nawet sam autor nie pomyślał, ale napisał to w taki sposób, że to doszukiwanie się jest możliwe i nie sprawia ono wrażenia przypadku. To wpływa na tak wysoką ocenę tej książki i to każe przeczytać mi "W kole" jeszcze nie jeden raz w przyszłości.
Gdy po niedawnym przeczytaniu zastanawiałam się, czy ta książka naprawdę jest tak wyjątkowa, czy tylko sentyment każe mi się nią zachwycać, przypomniał mi się pewien dość znany film, który obejrzałam jakiś rok temu, była to ekranizacja już pewnie mniej znanej książki i uświadomiłam sobie, że sedno obu dzieł jest podobne, że ktoś mógł się na kimś wzorować. Z ulgą stwierdziłam, że jednak "W kole" na pewno było pierwsze. Podczas czytania zupełnie tego nie widać, akcja naprawdę równie dobrze mogłaby się rozgrywać w dzisiejszych czasach, ale książka została wydana już dość dawno temu, w roku 1977 w Ameryce. Ogromnie żałuje, że nie mam dostępu do drugiej wydanej w Polsce powieści Roberta Cormiera "Czekoladowa wojna". Jestem pewna, że ona również zrobiłaby na mnie duże wrażenie.
"W kole" polecam każdej osobie, która nie żąda od książki pędzącej akcji i której nie przeszkadza duża ilość historii z życia wziętych. Z pewnością spodoba się ona miłośnikom tajemnic i tworzenia własnych teorii podczas czytania. Gwarantuje wam, że zakończenie was zaskoczy :D
Jako że zakupić już jej teraz nie można, polecam szukanie w bibliotekach, naprawdę warto!
Polecam, książka jest w okolicach szczytu moich ulubionych.