Urodzona jako Tabitha Jane-Frances Spruce. Córka Raymonda Georga i Sarah Jane. Ma siedmioro rodzeństwa. Swą edukację zaczęła w St. Mary’s Grammar w Old Town, którą ukończyła w 1963 roku. Następnie w roku 1967 ukończyła John Bapst Memorial High School w Bangor (Maine). Do 1971 roku studiowała na Uniwersytecie Maine w Orono.
Swojego męża, Stephena King'a, poznała w czasach college'u. W 1970 roku urodziła im się córka Naomi Rachel. 2 stycznia 1971 roku Tabitha i Stephen pobrali się. Mają także dwóch synów: urodzonego w 1972 roku Josepha Hillstroma oraz w 1997 Owena Phillipa. Obaj synowie są pisarzami.
Tabitha King opublikowała dotąd osiem powieści oraz wiele nowel i wierszy. Jedyną wydaną w Polsce jest napisana z Michael'em McDowell'em "W cieniu płonących świec".http://www.stkfoundation.org
Zabrałam tę książkę w ostatnim momencie. Miałam już wychodzić z biblioteki, kiedy rzuciło mi się w oczy nazwisko King, więc szybciutko sięgnęłam po nią, nie czytając nawet opisu na okładce. Byłam przekonana, że chodzi o Stephena Kinga, którego prozę bardzo lubię. W domu dopiero zobaczyłam, że autorką jest Tabitha King (żona wspomnianego mistrza horrorów) i M. McDowell. Pomysłodawcą fabuły był właśnie McDowell, ale po jego śmierci, to Tabitha wzięła sprawę w swoje ręce i dokończyła powieść. Byłam ciekawa, czy dorówna mężowi w budowaniu napięcia i mistrzowskiej fabuły.
Główną bohaterką i narratorką jest siedmioletnia Calley Dakin. Ma kochającego tatkę, zołzowatą matkę Robertę, wrednego brata i babcię zwaną Bunią. Te dwie kobiety strasznie mnie irytowały, miałam ochotę im łeb ukręcić. Kiedy ojciec zostaje zamordowany (to był jedyny ciekawy moment w tej książce),dziewczyna wraz z matką udają się do Pensacola Beach, gdzie rozgrywa się reszta akcji. Ale zaraz… jakiej akcji?
W moim odczuciu jest to książka o niczym. Nic się tu nie dzieje. Z wyjątkiem porwania, torturowania, pocięcia ciała na kawałki i włożenia resztek do małej szafki, nie ma w tej książce nic ciekawego. Mała Calley ma dar, niesamowity słuch, słyszy nawet zmarłych. Ale co z tego? Żadnych mrożących krew w żyłach sytuacji, żadnych zwrotów akcji. Ciągłe marudzenia matki, jaka to Calley jest nieznośna i że nie mają grosza przy duszy.
Może miałam za duże oczekiwania wobec tej książki, spodziewałam się horroru, ale była to straszna nuda.
Sięgnęłam po książkę napisaną między innymi przez żonę Stephena Kinga. Tak z ciekawości- czy połowica dorówna mężowi. Mam mieszane uczucia. Moim zdaniem nastrój zbudował nieżyjący już Michael McDowell, a żyjąca autorka pani King położyła bądź co bądź dobrze zapowiadającą się fabułę. Książka niby jest trochę tajemnicza, utrzymana na krawędzi jawy i snu, rzeczywistości i wyobrażeń, ale zaczynając czytać wyczekiwałam jakichś akcji, emocji i w sumie wyczekiwałam na próżno. Mimo, że autorom udało się utrzymać tę stałą napiętą atmosferę, to jednak nie było żadnego większego woow. Czytelnika trudno zadowolić, gdyż jest przyzwyczajony do książek, w których coś po prostu musi się dziać, gdzie jest jakaś akcja, napięcie, atmosfera jeżąca włosy na głowie.
Wydaje mi się, że Tabitha King zabiła nastrój jaki budował od początku Micheal McDowell. Pozbawiła książkę energii, którą próbował nadać jej pierwotny autor. Fakt, że sama historia jest bardzo ciekawa niezależnie od sposobu, w który została ukazana. Postać małej dziewczynki, której ukochany ojciec został w brutalny sposób zamordowany przyciąga nas jak magnes i budzi opiekuńcze uczucia. Jej bystrość, oraz umiejętność postrzegania rzeczy, których dziecko ani wiedzieć ani słyszeć nie powinno budzi niepokój i ciekawość. Dziewczynka pozbawiona miłości przez zazdrosną matkę. Mentalnie pozostawiona samo sobie, podatna na wpływy innych, gdy dorośli chcą mieć nad nią władzę. Plusy i minusy tej książki chyba się równoważą.