Sebastian Mila już za czasów swojej kariery piłkarskiej sprawiał wrażenie gościa z nieco innej gliny niż większość jego kolegów z ligi czy reprezentacji.
Niezwykle szczera autobiografia potwierdza, że to wrażenie nie było przypadkiem. Widzimy więc wrażliwego, utalentowanego chłopaka, który nie do końca odnalazł się w świecie wielkich pieniędzy, ale też ogromnej presji - najpierw ze strony ojca, który też kiedyś grał w piłkę, a potem oczekiwań kibiców, którzy - tak jak ja - widzieli w Mili rozgrywającego kadry na lata. Mimo wszystko Sebastian zrobił nienajgorszą karierę, a jego dwa piękne gole - z Manchesterem City i Niemcami kojarzą wszyscy.
W autobiografii "Milowy" nie unika trudnych tematów, jak np. zapomniany już nieco spór Gikiewicza z Mrazem, rzuca też ciekawe światło na postać Stanislava Levy'ego, kultowego przed laty trenera Śląska. Słowem, jest to historia faceta z krwi i kości, pełna emocji, a przede wszystkim ciekawa.
Po Sebastianie można się spodziewać, że wiele najciekawszych, zakulisowych historii zostawił jedynie dla siebie. Kontrowersji w samej książce faktycznie nie ma wielu, natomiast wydaje się, że książka perfekcyjnie odzwierciedla charakter i osobowość Sebastiana Mili. Normalny facet, któremu udało się spełnić swoje marzenia w najmniej oczekiwanym momencie. Po przeczytaniu książki na prawdę ucieszyłem się, że w meczu z Niemcami padło właśnie na niego. Bez wielkiej pompy i zbędnego nadęcia, co w autobiografiach piłkarzy zdarza się niezwykle często.