Późne życie Inga Iwasiów 6,3
ocenił(a) na 526 tyg. temu 1. Dlaczego?
Książka zakupiona 22 maja 2023 przed spotkaniem z autorką w Kanie w Szczecinie, a przeczytana porządnie teraz na spotkanie DKK w Gryfinie. Inga Iwasiów –chyba najpopularniejsza pisarka ze Szczecina, znana dobrze w całej Polsce (felietony, Nike).
2. I jak?
Przeczytałam właśnie „Yellowface” i obiecuję sobie, że będę bardziej uważać na to co piszę, chociaż zasięg rażenia moich opinii jest nieistotny. Jednak lepiej uważać. Zbyt często czytam teksty, które w atrakcyjnej, zwięzłej formie błyskotliwego aforyzmu wyśmiewają / potępiają / ośmieszają książkę lub film, jednak… Bardziej w celu promocji przenikliwego autora opinii niż rzetelnego ocenienia tekstu kultury. I wciąż łapię się na tym, że też tak chcę.
„Późne życie” – tyle oczekiwałam, tyle miałam nadziei, obserwowałam atmosferę podniosłego oczekiwania na genialne dzieło uwielbianej autorki, za dużo! Od razu zaznaczę, że tropy autobiograficzne, choć pociągające niespecjalnie mnie interesują. I tak, książka jest wyciszona tak bardzo, że aż nudna niestety. Obyczajowa opowiastka, dająca głos wielu narratorom, którzy dużo mówią, oj, dużo. I może lepiej byłoby to wszystko pociąć na kawałki? Dać publiczności literackiej w postaci nowelek, felietonów? Albo – taki mój pomysł, pewnie absurdalny – opublikować tylko drugą część, „H`otelisko”? Czytałam uważnie (połowę książki dwa razy),robiłam wykresy ukazujące związki między bohaterami, rekonstruowałam tę odrobinę akcji… OK, wiem, kto z kim, dlaczego i jakoś mnie to nie ciekawi. Nie tylko mnie. Uwaga, nie twierdzę, że „Późne życie” jest nudne, Po prostu akcji brak.
Bohaterowie książki robią wrażenie pogrążonych w letargu, zawieszonych, czekających – bez niecierpliwości – na jakieś rozstrzygnięcie. To jakiś duchowy („Osada”) lub cywilizacyjny („H`otelisko”) czyściec. Wszystko jakoś się toczy, ale dokąd zmierza? Bardzo dużo tu sygnałów wskazujących na śmierć, śmierć jednostek, śmierć społeczności, śmierć cywilizacji. „Wylogowywanie”, śmiertelna choroba jednej z bohaterek, oczekiwanie na „wielki cień”, motyw „malarstwa suicydalnego”… „Wilgoć przenika mnie do kości”… I świat wcale nie odchodzi ze skowytem czy bez huku. O, nie. Bohaterowie słyszą przerażające dźwięki, obserwują stopniowe wygasanie świata. Czasem ktoś zapyta: „Co w końcu jebnęło?”, ale nie próbują wyrwać się z letargu, przystosowują się do warunków gasnącego świata. Albo śnią sen (Wiktor pije kakao, które nigdy się nie kończy): „Czy mi to się śni?”. Pory roku się gubią (jesień, ale mówi się o rozsadach). Ludzie chronią się w nowych formach społeczności (nowa nomenklatura: sąsiad, sąsiadka),szukają ucieczki w alternatywnych historiach swojego życie (Małgorzata),prowadzą dotychczasową działalność w zmienionych warunkach (chłopak z radia Natura),wspominają dawne romanse (teraz już ze spokojem),opiekują się bliskimi. I czytają.
Czytają wszyscy. Książki są wszędzie. „Zaczął się bezterminowy turnus”. Kiedy by-łam dzieckiem, jeździłam z rodzicami nad morze na słynne wczasy pracownicze. Na początku turnusu chodziliśmy do lokalnej biblioteki i po uiszczeniu kaucji korzystaliśmy z jej zbiorów. Wakacje nad morzem kojarzą mi się z książkami. Więc wcale mnie nie dziwi to, że bohaterów książki Ingi Iwasiów także. Nie omijam nigdy outletów książkowych w miejscowościach nadmorskich czy uzdrowiskowych. I w „Późnym życiu” też są wspomniane. Ale to czytanie niczego w życiu bohaterów nie zmienia. Cóż, to nie jest czas „relaksu i odpoczynku”. To czas wymierania, zagłady gatunków. Cholerny antropocen się kończy.
W „H`otelisku” bohaterowie koncentrują się na tym co materialne, praktyczne, przy-datne. Upiorny obiekt mający służyć odpoczynkowi zaczyna pełnić inne funkcje, ale nikt do końca nie rozumie, jakie ma miejsce, jaką funkcję pełni w maszynerii wszechświata rzeczy. Desperacko próbują posortować, poukładać, ogarnąć, ale to proces, który się nie kończy. Świat rzeczy próbuje funkcjonować dalej, wykorzystując do tego ludzi? Brakuje mi pociągnięcia przez autorkę wątków charakterystycznych dla klimatów postapo, bo przecież coś się zdarzyło, miała miejsce katastrofa (ale w sumie to przecież nie bardzo wiadomo, kto, gdzie i kiedy burzył wspomniane w tekście miasta).
Wygasanie, zamieranie. Naszego ciała, naszych umysłów, naszych emocji, naszego świata. Świat kończy się powoli. A ostatni rozdział, opisujący drogę jednej z narratorek do nadmorskiego baru kojarzy mi się, i nie mogę się tego skojarzenia pozbyć, z zakończeniem „Procesu”. Jakiś człowiek w oknie. „Byłaż jeszcze możliwa pomoc?” (to Kafka, nie Iwasiów) „(…) trzeba mi teraz szklanki piwa i żywego człowieka” (Iwasiów, nie Kafka)
3. Dokąd mnie to prowadzi?
Do ponownej lektury opowiadani Teda Chianga „Wydech”. Oddychając, umieramy. Umierając, zbliżamy nasz świat do równowagi. To nie wyklucza radości i tworzenia.
4. Cytat:
„(…) dla ludzi jestem panią Antoniną, już na zawsze panią Antoniną, nawet nie Tosią. Szacunek wylewa się z każdych ust, aż boli. W lustrze widzę przecież Antylopkę”.