Jestem stary, a starość, podobnie jak dzieciństwo, ma to do siebie, że człowiek broi: maluch obżera się lodami, a w sześćdziesiąt lat późnie...
Najnowsze artykuły
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński7
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać9
- Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Gil Courtemanche
2
6,7/10
Pisze książki: literatura piękna, reportaż
Urodzony: 18.08.1943Zmarły: 19.08.2011
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,7/10średnia ocena książek autora
101 przeczytało książki autora
66 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Popularne cytaty autora
Cytat dnia
Liczyliśmy w głębi duszy, że śmierć zakradnie się i ulotni po cichu jak złodziej. Ale na nieszczęście taty, mamy i w pewnym sensie reszty ro...
Liczyliśmy w głębi duszy, że śmierć zakradnie się i ulotni po cichu jak złodziej. Ale na nieszczęście taty, mamy i w pewnym sensie reszty rodziny złodziej, zamiast uciec z łupem, zadomowił się u nas na dobre.
1 osoba to lubiNie zestarzejemy się razem Oto dzień O jeden za dużo: czas się przelewa Moja miłośc tak lekka ciąży niczym męka". Paul Eluard, Le temps debo...
Nie zestarzejemy się razem Oto dzień O jeden za dużo: czas się przelewa Moja miłośc tak lekka ciąży niczym męka". Paul Eluard, Le temps deborde
1 osoba to lubi
Najnowsze opinie o książkach autora
Niedziela na basenie w Kigali Gil Courtemanche
7,1
Trudno było mi zacząć czytanie tej książki, gdyż spodziewałam się nagromadzenia krwawych opisów ludobójstwa i innych masakrycznych zbrodni. Owszem, nie zabrakło ich, jednak na początku "Niedziela..." w dużej mierze skupia się na genezie wojny w Rwandzie, opisuje zepsucie społeczeństwa, od władz począwszy, a kończąc na głupocie ludu omamionego durnymi przekonaniami na temat swojego pochodzenia, pozycji w kraju i praw przynależnych(jakby) z natury, które doprowadziły do tragedii. Ta będzie przyczyną wstydu jeszcze wielu pokoleń. Czyta się tę książkę z wypiekami na twarzy, ze złością, z poczuciem smutku, zwłaszcza dlatego, że Courtemanche nie pisze o tłumie, a przedstawia historie poszczególnych osób, ponadto wspominając, że osoby te istniały naprawdę.
Niedziela na basenie w Kigali Gil Courtemanche
7,1
Jestem wrażliwa na drastyczne sceny, dlatego bałam się tej książki jak ognia. Sama ją kupiłam na aukcji charytatywnej, a potem bałam się ją czytać. W końcu stwierdziłam - wóz albo przewóz, albo czytam teraz, albo odkładam na kupkę „do posłania dalej” bez czytania. Ale to by było tchórzostwo, bo tę książkę należy przeczytać.
Akcja powieści rozgrywa się wiosną 1994 w stolicy Rwandy. Trzeba dodawać coś jeszcze?
Okej, no to główna oś fabuły jest fikcyjna (historia miłości pomiędzy białym Kanadyjczykiem i Ruandyjką, która jest prawdziwą Hutu, ale wygląda jak 100% Tutsi),choć jej smutne zakończenie jest zdecydowanie bardziej prawdopodobne, niż hipotetyczny happy end, na który troszkę mimo wszystko liczyłam. Większość postaci w powieści jednak istniała naprawdę. Wszystko, co stanowiło tło dla fikcyjnego wątku miłosnego, wydarzyło się naprawdę. W książce są oczywiście sceny brutalne, sceny koszmarnej przemocy i gwałtu. Musiały być i liczyłam się z tym, rozpoczynając czytanie. Chyba udało mi się przygotować na nie psychicznie, bo nawet z ulgą stwierdzam, że nie było ich aż tyle, ile się spodziewałam i jakoś przebrnęłam. Wspaniale oddany paradoksalny klimat poprzedzający pogrom, który był do przewidzenia, o którym się mówiło, plotkowało, a mimo to ludzie starali się cieszyć życiem, dopóki mogli. Ludobójstwo, od którego ONZ odwróciło się plecami. Metody nakręcania spirali nienawiści te same, skuteczne, sprawdzone przez nazistów – wywoływanie strachu przed grupą przeznaczoną do eksterminacji poprzez rozsiewanie na jej temat oszczerstw, nazywanie „karaluchami”, dehumanizacja.
„To, że metody zdawały się tak nieludzkie, że mordercy zabijali z taką dzikością, nie znaczy wcale, że improwizowali lub działali w przystępie szaleństwa. Znaczy to jedynie, że byli zbyt biedni, by wybudować komory gazowe.”
Jest tam też sporo na temat seksu i AIDS, a nade wszystko ta książka jest też o tym, że tam, gdzie eksploduje przemoc, największe cierpienie spada na kobiety.
Nie wiem, co napisać jeszcze o tej książce.
Ogólnie to jest taka książka, po której trochę brakuje w głowie właściwych słów.