Violetta Villas - tygrysica z Magdalenki Witold Filler 5,5
ocenił(a) na 47 lata temu Bardzo chciałem mieć tę książkę. Dziwi mnie fakt, że o Villas praktycznie nie ma książek. Gdyby była Amerykanką - możnaby dostać o niej albumy, pamiętniki, relacje, biografie, zbiór wycinków. Ale była Polką, do tego tragicznie niedocenioną. Villas to szamanka, jedyna, prawdziwa diva, kłamczucha jakich mało, ikona. Ta książka jest skąpa, zresztą pisana ponoć pod bacznym okiem artystki, aż do momentu, kiedy pokłóciła się z autorem i wtedy dopiero napisał kilka zdań, które z pewnością nie przypadłyby jej do gustu. To taki trochę literacki lumpeks. Mnie kojarzy się z tekstem z gazet z PRL'u. Nie ma w niej nic odkrywczego, autor czasami kompletnie gubi się w zeznaniach, to wszystko jest nijakie, miałkie, o dupę obić. Brawa za ciekawe zdjęcia. No i fakt, że jest to pozycja praktycznie niemożliwa do dostania. Unikat. Mam, nie oddam, ale nie wrócę do tej książki, tak jak chętnie wrócę do pozycji "Violetta Villas. Nie mam nic do ukrycia". Mam nadzieję, że w bliskiej przyszłości, ktoś zbierze wszystkie fotografie, wspomnienia, pamiętniki, bazgroły i wyda upasione tomisko o Villas. Taki literacki pomnik jej świetności. Na który Violetta zasługuje.