Najnowsze artykuły
- ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Spotkanie“ Agnieszki PtakLubimyCzytać2
- ArtykułyŚwiętujemy Dzień Ziemi 2024. Oto najciekawsze książki dla każdego czytelnikaAnna Sierant17
- ArtykułyPokaż książkę, zgarnij kawę! Lubaszka łączy siły z Wydawnictwem W.A.B i UroborosLubimyCzytać2
- Artykuły„Muzea to miejsca cudów w zasięgu ręki” – wywiad z Thomasem Schlesserem, autorem książki „Oczy Mony”LubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
German Peralta
6
7,2/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,2/10średnia ocena książek autora
203 przeczytało książki autora
66 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Moon Knight: W noc Cullen Bunn
7,0
Brian Wood również szybko przestał być scenarzystą serii „Moon Knight”. Jego miejsce zajął Cullen Bunn znany w Polsce z serii „Hrabstwo Harrow” czy „Szósty rewolwer”. Podobne jak w przypadku pierwszego tomu jest to zbiór jednozeszytowych historii. Co ten autor będzie miał do powiedzenia w przygodach księżycowego rycerza?
W pierwszej opowieści główny bohater musi się zmierzyć z… porywaczami duchów. Pomysł jest bardzo interesujący, ale moim zdaniem niewykorzystany i Moon Knight zbyt szybko radzi sobie z problemem. Podobało mi się jednak nakreślenie jego relacji z duchami, które w jakiś sposób wydają się z nim związane.
W drugiej historii Moon Knight bada sprawę doniesień o licznych atakach psów na ludzi. Ostateczne rozwiązanie jest dosyć proste, ale zawiera pewne przesłanie dotyczące znęcania się nad zwierzętami. W tej opowieści powraca też bardziej bezwzględny aspekt bohatera, który nie wierzył w drugą szansę dla przestępców.
Następny rozdział to już bardziej typowy horror. Bohater musi stawić czoła… potworowi spod łóżka. Niestety obiecujący pomysł jest moim zdaniem zbyt szybko zamieciony pod dywan. Historię ratuje zakończenie, także sceny z duchami znanymi z poprzednich historii.
Kolejna historia początkowo wygląda na prosty sensacyjniak rodem z historii o Spider-manie czyli bohater kontra grupa przestępców z nowoczesną technologią. Rzeczywiście, jest bardzo dynamicznie i nie ma ani chwili na odpoczynek. Jednakże w końcowej części opowieści bohater odkrywa coś bardzo niepokojącego, co kolejni scenarzyści mogą rozwinąć w innych historiach.
Tom zamyka opowieść, w której Moon Knight musi zinfiltrować kościół wyznawców Khonshu czyli egipskiego boga, w którego on sam wierzy. Tutaj można było naprawdę rozwinąć ten pomysł. Pojawiają się tajemnicze postacie i elementy, które aż proszą się aby umieścić je w szerszym kontekście. Z drugiej strony jednak dzięki temu można zachować pewne wahanie czytelnika co do tego, co tak naprawdę wydarzyło się naprawdę.
Za rysunki w tomie odpowiadają Ron Ackins i German Peralta. Postacie w wykonaniu Rona Ackinsa moim zdaniem są zbyt kanciaste, ale jest za to szczegółowy, a sceny akcji w jego wykonaniu są bardzo dynamiczne. Z kolei German Peralta świetnie rysuje różne fantastyczne motywy, jak chociażby potwór spod łóżka czy niepokojąca wersja Khonshu. Również sceny akcji dobrze mu wychodzą – wystarczy wspomnieć starcie bohatera z latającymi przeciwnikami.
Podobnie jak dwaj poprzedni scenarzyście również Cullen Bunn zakończył pracę nad serię „Moon Knight” po jednym zeszycie. Trochę szkoda, bo autor miał wiele świetnych pomysłów, ale zabrakło miejsca aby je w pełni rozwinąć i wydają się pospiesznie zakończone. Jest moim zdaniem trochę słabszy tom niż dwa poprzednie, ale dalej niezły.
Avengers: Impas. Atak na Pleasant Hill Mark Waid
7,0
Lubię sięgać po komiksy Marvel lub DC, które są crossoverami, bowiem wtedy poznaję najwięcej postaci z tych uniwersów. Jest to też okazja, aby ujrzeć protagonistów lub antagonistów z niszowej półki, pojawiających się w komiksach epizodycznie, a w filmach po prostu nie występujących. Lub ewentualnie mających raz jakąś krótką scenkę, o której szybko się zapomina (patrz występ Dazzler w "X-Men: Dark Phoenix"). Dlatego ochoczo rzuciłem się na "Avengers Impas", który faktycznie początkowo bardzo mnie wciągnął, finał też miał przedni, ale w środku mocno wymęczył. Czemu? Cóż, za dużo powtórek.
Tytułowe Pleasant Hill to miasteczko gdzie wszyscy żyją szczęśliwie, są pomocni, nie ma przestępczości i w ogóle ziścił się amerykański sen. Brzmi jak iluzja? Owszem, bo nią w praktyce jest. Tak naprawdę to zręczna manipulacja oraz zakłamanie rzeczywistości, gdyż całe miejsce oficjalnie nie istnieje i tak naprawdę jest super tajnym więzieniem SHIELD przeznaczonym dla najgorszych i najniebezpieczniejszych złoczyńców tego świata. Brzmi trochę jak Guantanamo, tyle że więźniowie żyją w wiecznej iluzji. Co jednak się stanie gdy ta opadnie? Cóż, wtedy mamy chaos, a w nim nie trudno o rewolucję super złoczyńców. Szczególnie gdy są srogo wkurzeni.
Sam pomysł bardzo mnie zaciekawił, ale jeszcze bardziej osoba odpowiedzialna za stworzenie całej iluzji. Nie będę wam jej zdradzał, bo jest świetnie napisana, przemyślana i poprowadzona. Niestety, a raczej stety, takie postacie często nie zdają sobie sprawy jak ogromną mocą dysponują, dlatego ciężko im wytłumaczyć, że robią coś, co jest złe. Nawet jeśli szefowa SHIELD wmawia, że to dla dobra społeczeństwa. Ta linia konfliktu również została bardzo umiejętnie napisana oraz przedstawiona czytelnikowi. Podobnie jak starcie o samo Pleasant Hill. Niestety nie można tego samego powiedzieć o środkowej części opowieści, gdzie akcja strasznie się wlecze.
Wadą całego tomu, jest fakt, że historia pierwotnie byłą opowiadana w wielu różnych seriach. Zatem mamy tutaj zeszyty z Avengers Standoff, Illuminati, New Avenger czy Agents of S.H.I.E.L.D. Skutkuje to powtarzaniem się na przykład danej sceny, tylko z punktu widzenia innej ekipy, a tych jest od cholery. Po pewnym czasie zaczęło mnie to męczyć. Do tego, nie zrozumcie mnie źle, ale część postaci była jak dla mnie bardzo... głupia. Słyszałem o dziwacznych bohaterach czy złoczyńcach z uniwersum Marvel, ale koczkodan w stroju agenta SHIELD, wchodzący w skład oddziału Wyjący Komandosi (sama nazwa jest tak durna, że aż wybuchłem gromkim śmiechem) zwyczajnie do mnie nie przemawia. A i tak natrafiłem tam na jeszcze bardziej, moim zdaniem, porąbane postacie. Czasami mam wrażenie, że po prostu twórcom komiksów się nudzi i tworzą dla zabawy takich bohaterów.
Niemniej lekturę muszę zaliczyć do udanej. Była to z pewnością jedna z dłuższych pozycji komiksów Marvel jakie przeczytałem, choć nie najdłuższa. Z pewnością będę szukał w przyszłości podobnych crossoverów, licząc ze mniej mnie wymęczą, jeśli idzie o pewne wątki. Z tego tomu zapamiętam jednak kilka postaci oraz wątków, dlatego ciesze się, że go przeczytałem. Trochę żałowałem, że Deadpool miał tutaj tak mały wkład, podobnie Iron Man, ale i tak było ciekawie.