Jak upolować pisarza? Sally Franson 6,1
ocenił(a) na 43 lata temu Czego spodziewałam się, patrząc na okładkę (pudrowy róż, tego nie widać na zdjęciu) i czytając opis z tyłu? Lekkiej obyczajówki, komedii romantycznej. A co dostałam? Hm... No właśnie.
Książka dotyka wielu problemów. Moim zdaniem zbyt wielu. Co my tu mamy?
1) Główną bohaterkę dotkniętą traumą z dzieciństwa:
- matka, której nigdy nie była w stanie zadowolić;
- ojciec wiecznie nieobecny, bo woli pomagać obcym ludziom, niż zająć się własną rodziną; w dodatku kobieciarz i alkoholik.
Z tego powodu z jednej strony szuka w otoczeniu kobiety, która zastąpiłaby jej matkę (stąd niewolnicze oddanie szefowej),a z drugiej obawia się związku z każdym facetem (bo na bank ją w jakiś sposób skrzywdzi).
Bohaterka wydaje mi się bardzo niepoukładaną, bardzo niekompletną postacią. Możliwe, że był to zabieg celowy, aby podkreślić jej problemy z własną tożsamością, ale bardziej wydaje się, że autorka nie miała na nią pomysłu. W swoim zachowaniu i wyborach jest bardzo irytująca.
W dodatku ta przebojowa niby postać nie ma bladego pojęcia o ludziach. Ja się od razu domyśliłam, że Wolf przywłaszczy sobie wiersze, które Casey wręczyła mu tylko po to, by wsparł karierę jej przyjaciółki. Rany, jakaż ona była głupia. Nie polubiłam tej dziewczyny. Skoro tak bardzo przejechała się na mężczyznach, to dlaczego nadal im tak ślepo ufała? Nie potrafiłam tego zrozumieć.
2) Wykorzystanie władzy. O dziwo, nie tylko przez mężczyzn, ale i przez kobiety. A właściwie przez jedną kobietę. Szefowa Casey to typ baby, która kroczy po trupach do celu.
3) Potęgę mediów społecznościowych, które w jednej chwili mogą zrobić z ciebie gwiazdę, albo ściągnąć na dno i doprowadzić do samobójstwa. Ludzie w sieci czują się bezkarni i bardzo łatwo im osądzać innych. Kolejny spłycony temat, a szkoda.
4) Wykorzystanie seksualne kobiet przez wpływowych mężczyzn. Tutaj zaczęło się robić poważnie, ale moim zdaniem autorka strasznie spłyciła temat. Zaczynam sądzić, że Amerykanie nie potrafią porządnie opisać tak trudnych spraw (w "13 powodach" było podobnie). Jeżeli już zamierzała pójść w tym kierunku, trzeba było nie silić się, by zrobić z tego jakiekolwiek romansidło. No właśnie...
5) Wątek romansowy. Tak, w tej powieści jak dla mnie mógłby nie istnieć. Autorka mogłaby się skupić lepiej na tym, co chciała tu przekazać - jak ciężko jest kobiecie w świecie wpływowych mężczyzn, jeżeli chce coś osiągnąć. Ben z założenia miał być tym intrygującym pisarzem, który okazał się zbyt łatwy i taki jakiś... rozlazły. Nie potrafiłam go polubić i nie potrafiłam kibicować tej dwójce. Ten wątek jest tak bardzo opisany po łebkach, że lepiej by zrobiło nie włączanie go do powieści.
Książka z założenia ma pewnie traktować o tym, że kobiety powinny trzymać się razem, żeby źli mężczyźni nie zrobili im krzywdy. Albo po to, żeby odegrać się na tych złych mężczyznach. I żeby wspierały się nawzajem bez względu na wszystko. Ogólnie takie girl power. Tylko zostało to przedstawione w bardzo miałki i nudny sposób. Sposób przedstawienia mężczyzny w tej książce - jako tego złego samca, który tylko chce zrobić kobiecie krzywdę - bardzo skojarzył mi się z "Śpiącymi królewnami" panów King. Nic pośrodku.