Minjan. Moje spotkania z ortodoksyjnymi Żydami J.S. Margot 6,0
ocenił(a) na 812 tyg. temu „Niewierzący Żyd nie jest prawdziwym Żydem.(…) My jesteśmy swoimi przodkami. (…) Nawet niewierzący Żyd w pewnym momencie zda sobie sprawę z tego, że nasza religia to jego początki, że od tego nie ucieknie.”
Fascynujący jest ten reportaż, a zarazem zapis rozmów autorki z żydowskimi mieszkańcami Antwerpii, tymi ultraortodoksyjnymi i tymi nie przestrzegającymi tak ściśle wszystkich zasad judaizmu. J.S. Margot, belgijskiej dziennikarce i pisarce, gojce przecież, udało się zdobyć zaufanie i sympatię osób, które z reguły ani zaufaniem ani sympatią nie szafują. Stało się tak, ponieważ jej żywe zainteresowanie tym niezwykłym, a z reguły ukrytym przed niepowołanym wzrokiem, światem koszerności i modlitwy, bezwzględnie przestrzeganych zasad i obyczaju, jest prawdziwe, nacechowane szacunkiem i taktem oraz chęcią zrozumienia. Jej znajomości z bohaterami reportaży, Danem, Esther, Leah, Mosje, nie kończą się wraz z wydaniem książki. Wiele z nich trwa dalej, przeradza się w przyjaźń. To relacje autentyczne i obopólne, a więc i to, co czytamy w „Minjanie” ma swój ciężar gatunkowy i szczere emocje.
Okazuje się też, że środowisko Żydów, nawet tych ortodoksyjnych, nie jest w żadnym razie jednolite, a poszczególne grupy rzadko utrzymują z sobą ściślejsze kontakty.
Zaczynamy od wystawy w koszarach Dossin, miejsca znanego wszystkim żydowskim rodzinom w Antwerpii. To stąd rozpoczynała się wędrówka tutejszych Żydów po śmierć. Tym razem jednak autorzy wystawy stawiają na życie, na ukazanie codzienności żydowskiej społeczności Antwerpii. „Znamy naszą przeszłość. Jest wpisana w naszą teraźniejszość i stanowi jeden z powodów, dla których tak niestrudzenie trzymamy się naszej tradycji.”
I właśnie tę codzienność, obudowaną symboliką, zaklętą w odwieczną formę, poznajemy na kartach „Minjanu”, a wraz z nią zyskujemy szersze spojrzenie na ten ciekawy świat, który przemycił dawny sztetl do współczesnego miasta, troszcząc się od setek lat, by przetrwał w jak najmniej zmienionej postaci. Splatają się tutaj różne żydowskie losy. Czemu jedni zostają ortodoksami, inni zaś, jak Simon, całkiem stracili wiarę i zaufanie do swojego Boga? „W wieku czternastu lat Simon był już sierotą w kraju, który po wojnie bynajmniej nie pałał chęcią przyjęcia Żydów ocalałych z piekła. To nie wszystko. Do komory gazowej trafiła także siostra Simona. Ani w języku niderlandzkim, ani w jidysz, ani w hebrajskim nie ma słowa opisującego osobę, która utraciła brata albo siostrę – nie rozumiem tej luki w języku. Nie rozumiem też ognia, jakim płoną oczy Simona.” Jak się więc dziwić, że wielu z tych, którzy przeszli przez piekło, potem wybrało milczenie, chcąc zamknąć przeszłość na sto zamków i wyrzucić klucz. Niektóre fragmenty reportażu wzruszają, inne wywołują uśmiech, są też takie, które zadziwiają. Niemniej jednak zawsze towarzyszą lekturze emocje, które autorka potrafi w przedziwny sposób z nas wydobyć.
Za każdym razem wraz z autorką dostrzegamy nie tylko istotę rzeczy, zjawisko, czy opisywaną sytuację, ale też, co bardzo ważne, wszystkie towarzyszące im wzruszenia, drobne znaki, wahania, które bohaterowie muszą w sobie zwalczyć. Nie wszystko da się prosto opowiedzieć, wytłumaczyć. A przecież chcielibyśmy nie tylko poznać zwyczaje, jakie towarzyszą Purim czy Sukot, te wszystkie liczne i ścisłe zasady obowiązujące w życiu codziennym, których w „Minjanie” jest bez liku, ale też pojąć ich istotę, związek z wiarą, z Torą, głębszy sens. I dostajemy to. I zapiera nam dech, że nie tylko wiara, ale jej praktykowanie może zająć każdą niemal minutę dnia, że tyle trzeba spamiętać, by nie popełnić błędu, to dla nas trudne do ogarnięcia rozumem. Jak bardzo trzeba wierzyć, by podporządkować temu całe swoje życie. Czytając, coraz lepiej wczuwając się w racje bohaterów, czujemy się trochę współuczestnikami tych rozmów, chcielibyśmy zadać swoje pytania, ci, wszyscy ludzie stają się nam w pewien sposób bliscy. To wiąże z lekturą. Uczy też akceptacji.
„We współczesnym świecie należy najpierw pomyśleć, a potem działać. W judaizmie jest odwrotnie. Najpierw działamy, czyli przestrzegamy Tory i Talmudu. Później się nad nimi zastanawiamy, sprawdzamy, skąd się wzięły te zasady i dlaczego istnieją. Czasem znajdujemy wyjaśnienie, a czasem nie.” Dlatego miedzy innymi drogi ortodoksyjnych Żydów i reszty społeczeństwa pozostają rozbieżne, a nawet chasydzi i nowocześni ortodoksi to podział nie do przeskoczenia. Jedna z bohaterek stwierdza: „(…) my, umiarkowani ortodoksi, nie znamy naszych sąsiadów chasydów. I odwrotnie.” To zamknięta, surowa społeczność.
Niekiedy zawiązuje się dyskusja nad sensem szabatu i jego praw, nad nauczaniem w żydowskich szkołach, przez wielu uznawanym za staroświeckie i pozbawiające młodzież dostępu do współczesnej wiedzy. Nie rozumiemy niechęci do internetu, telewizji, dużych marketów, nakazu przymusowego odpoczynku w soboty, kiedy to nawet myśleć o pracy nie można, a pracą zdaje się wszystko. Czyli co robić w taki dzień? I to nie raz w roku, ale co tydzień!
Mamy tutaj koktajl judaizmu o różnym ciężarze właściwym, od niewiary przez umiarkowanie do bezwzględnie surowej pryncypialności. Jeszcze ciekawsze jest zetknięcie się świata ortodoksyjnego judaizmu z europejskim laicyzmem i ateizmem, co między innymi prezentuje autorka. Wzajemna próba wytłumaczenia sobie dwóch tak różnych rzeczywistości, a także zaakceptowania różnic, to wielka siła tego reportażu. Ciekawość wymusza zadawanie pytań, odpowiedzi na nie zderzają się zaś z obu stron dyskusji z niedowierzaniem, które trzeba oswoić i nakarmić wiedzą. Świat jest niezmiernie bogaty, wielowymiarowy, i na te liczne ewentualności pozostaje w nim dość miejsca. Wierzmy więc, że dzięki takim lekturom, świadomość ta dotrze do wielu ludzi i jeśli się postarają otworzyć trochę na owo „inne”, to niemożliwe stanie się możliwe.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/