Średniak. Kiedyś to zapewne robiło większe wrażenie ale dziś jasna strona Venoma nie jest dla nikogo nowością. Jak na tak krótką historię - 6 zeszytów fakt, że Bagley narysował tylko pierwsze 3 jest rozczarowujący. Ale był już to 93 rok gdy terminy goniły a Spider był wydawany masowo z zabójczą dla jakości częstotliwością. Oceniam 5/10 można przeczytać, można kupić ale jak pominiesz to nic się nie stanie i Venom wcale nie zje Twojego psa!
PopKulturowy Kociołek:
Akcja Venom: Zabójczy obrońca przenosi zarówno czytelnika, jak i głównego bohatera na zachodnie tereny Stanów Zjednoczonych (bardziej uściślając do San Francisco). Nowe miasto nie oznacza jednak braku starych kłopotów. Eddie Brock ma bowiem pełno wrogów, którzy tylko czekają na to, aby uprzykrzyć mu życie. Największym z nich jest oczywiście znienawidzony pajęczak (Spider-Man). Silne animozje pomiędzy bohaterami muszą jednak zostać zepchnięte na dalszy plan. Szczególnie, wtedy kiedy na scenie pojawia się nowy potężny przeciwnik.
Zarys fabuły komiksu brzmi dość sztampowo i nie ma co ukrywać, że historia taka właśnie jest. Mamy tutaj do czynienia z dziełem powstałym początkiem lat 90tych, z całym mnóstwem charakterystycznych dla tego okresu elementów. Bardzo mało jest tutaj momentów, w których mielibyśmy do czynienia z wewnętrznymi rozterkami Eddiego Brocka (świetnie pokazanymi w nowych filmach) czy jego trudną współegzystencją z krwiożerczym symbiontem. David Michelinie głównie stawia tu na akcję (chwilami przekraczającą współczesną „poprawność”) i pod tym względem komiks prezentuje się znakomicie. ”Retro” widowiskowość nie jest jednak jedyną zaletą albumu. Ciekawie i angażująco wypadają również momenty, w których scenarzysta pozwala kosmicznej istocie stać się bardziej niezależną od swojego nosiciela. Prowadzi to do wielu naprawdę dobrze napisanych scen, pozwalających troszkę lepiej poznać Venoma/Eddiego.
https://popkulturowykociolek.pl/recenzja-komiksu-venom-zabojczy-obronca/