Punisher Epic Collection: Krąg Krwi Mike Baron 7,3
Punisher to kultowy już antybohater i szczerze przyznam, że moja ulubiona postać z uniwersum Marvela. Zbiorcze wydanie pierwszych samodzielnych komiksów o Franku Castle co prawda nie rozdziera serca jak serialowa wersja, ale nie jest tanim akcyjniakiem. „Krąg Krwi” zawiera osiem historii i materiały bonusowe w postaci okładek, szkiców, a także zabawnego mini komiksu. Punisher fit-terrorystą, kto by pomyślał ;)
Choć to początek serii, nie oczekujcie przypomnienia, co robił Punisher przez wcześniejsze 12 lat pojawiania się w różnych komiksach Marvela. Czytelnik niespodziewanie zostaje wrzucony do więzienia wraz z Frankiem, który musi ustalić, kto się do tego przyczynił. Kolejne historie wiodą przez boliwijską dżunglę, nazistowską organizację, sektę z dziwnymi zasadami, wysypisko śmieci, firmę farmaceutyczną oraz chińską restaurację.
Komiks czyta się lepiej niż ogląda niejeden film sensacyjny, ale nie jest przy tym pozbawiony dylematów moralnych. Grupa ludzi u władzy, nazywająca siebie Zaufanymi, oferuje Punisherowi pomoc w zwalczaniu przestępczości, ale czy na pewno na jego warunkach? I co zrobić ze śledzącym go młokosem, synem zabitego przez Punishera szefa mafii? Niejednoznaczna jest też Sekta Ocalonych, bo choć wyzyskuje finansowo swoich wyznawców i ogranicza ich wolność, hasła przez nią głoszone są szlachetne, a jej przywódca ma unikalny dar, dzięki któremu mógłby uratować wielu ludzi. Gościnny występ Daredevila w innej opowieści rzuca nowe światło na szalonego zabójcę, który nie mógł odnaleźć się w zmieniającej się rzeczywistości. Moja ulubiona historia z tego zbioru, o Gildii Zabójców z sumieniem, przedstawia złożony problem zbrodni i kary, a czarna dziura w miejscu, gdzie kiedyś Frank miał serce, zostaje chwilowo zasklepiona.
Nadal nie pojmuję, dlaczego w solowym komiksie o mścicielu nie uwspółcześniono jego wyglądu i uparto się na zostawienie absurdalnych białych rękawiczek i kozaczków. Skoro Punisher jest dzieckiem swoich czasów i symbolem wymierzonej sprawiedliwości, gdy prawo staje się zawodne , miksem kinowych twardzieli, to bardziej do kamizelki kuloodpornej z czachą już w latach 70-tych pasowały glany lub buty wojskowe, a nie sięgające połowy łydki i lśniące bielą kalosze, a czystości rękawiczek po akcji mogłaby mu pozazdrościć Małgorzata Rozenek.
Graficznie pozytywnie wyróżnia się „Gildia zabójców” - wspaniałe, niemal portretowe zbliżenia na twarze, kipiące ukrywanymi emocjami, i wzruszające dwustronicowe flashbacki po pytaniu o rodzinę Franka. Pozostałych sześciu rysowników tworzy w podobnym do siebie stylu i trzeba się wnikliwie przyjrzeć, aby zauważyć niuanse ich kreski. Komiks poraża wręcz feerią barw, nawet w scenach rozgrywających się w nocy mrok jest bardzo umowny, a zachód słońca na pełnym morzu wzbudził by wściekłość Janusza Kowalskiego, bo jest wręcz tęczowy. Dziwi mnie jedynie, że amerykański wydawca nie poprawił kolorów i większość Afroamerykanów przez pierwszych kilkadziesiąt stron jest zielona…
Ten komiks jest jak sam Punisher – wielki i kanciasty, a na jego widok spodziewasz się mnóstwa mordobicia. Gdy zagłębiasz się w fabułę, poznajesz tragedię kryjącą się za motywacją Franka, to kibicujesz mu, choć jego metody działania i selekcja przestępców na groźnych i użytecznych nie zawsze ci się podobają. Kolorowe rysunki nie są w stanie przyćmić całej gamy szarości moralnej kryjącej się za działaniami poszczególnych bohaterów, więc nie jest to tylko pusta rozrywka na kilka godzin czytania.