Przynęta José Carlos Somoza 6,8
ocenił(a) na 72 lata temu Somozę dotąd znałem z dwóch powieści - „Klucza do Otchłani” (moja ocena na LC: mocne 7/10) oraz „Jaskini Filozofów” (moja ocena na LC: lekko zdobyte 8/10). Doceniłem autora, bo umiejętnie potrafi zaspokoić pewną czytelniczą niszę, w której można zanurzyć się w pełnych determinizmu światach. Takich, gdzie rozkosz będąca jednocześnie nieskończoną przyjemnością i bólem przyprawia o stany, w której bohaterowie ćwiartują swoje własne rodziny i siebie z uśmiechem na ustach. W tym wszystkich zawsze jest też hołd autora do wybranego podmiotu, posegregowany niezwykle umiejętnie w kolejnych rozdziałach. „Przynęta” jest utrzymana wiernie w tej samej konwencji – świat bez wolnej woli, odsłaniający kolejne warstwy krwawych tajemnic i spisków, ponury, z listem miłosnym Somozy do tego, co go zainspirowało.
Zmienia się tylko sceneria i adresat tego listu. W tym przypadku jest to świat teatru i odgrywanych masek na tle bogatej twórczości Szekspira. Lekko futurystyczny – z komputerami kwantowymi, pełen terroryzmu i przemocy. W tym świecie odkryto, że każdego człowieka można przyporządkować do konkretnej filii, a potem wystarczy już odpowiedni gest, ubiór, sceneria, aktorski trik i można zneutralizować lub nawet zawładnąć całkowicie drugim człowiekiem. W tym obnażonym z wolnej woli świecie świadomość tego faktu stosują przynęty, ludzie wykorzystujący aktorsko-psychologiczne umiejętności do zwabiania i neutralizowania seryjnych morderców, gwałcicieli, trucicieli. Mamy protagonistkę z tego barwnego fachu, postać opiekującą się siostrą dzielącą jej profesję i pragnącą odejść z zawodu, przed czym powstrzymuje ją jedynie strach, że Widz, najbrutalniejszy i najskuteczniejszy od lat seryjny morderca może kiedyś złapać jej zbyt ambitną, porywającą się na niego siostrą. W tle tajemnice wydziału, ukazywanie kolejnych filii i kontrujących je „masek”, tajemnica Widza, poboczny antagonista w postaci Truciciela, trauma Diany i jej siostry oraz ciekawie zarysowane sylwetki Gensa, mistrza i twórcy tych deterministycznych koncepcji, których pierwsze odkrycie ujrzał już w dziełach Szekspira. Dodatkowy bagaż emocjonalny dochodzi w postaci jeszcze kobiety pozbawionej zdrowia psychicznego oraz gdy partnerem Widza okazuje się być jego własny syn.
Niestety, jest to dotąd ze wszystkich przeczytanych dla mnie książek Somozy najsłabsza. Hołd dla Szekspira nie porywa za szybko, zachęcając do jego twórczości dopiero po przeczytaniu całości – zakładając, że wcześniej się mistrza nie znało. Osadzenie filii i masek w przedstawionym świecie, który jest nam dosyć bliski, z czasem staje się problemem wraz z kolejnymi zwrotami akcji. Autor ma wiele pomysłów na maski, na scenerie, na nawiązania do mistrza dramatu, ale to są wytrychy, by ukazać nam niewiarygodne zwroty akcji. Maski i filie nie są już ani pewną metaforą, ani nawet fantastyką naukową. W odczuciu czytelnika stają po prostu elementem fantastycznym, z którego wyprowadzić autor może absolutnie wszystko co tylko zapragnie. Co najgorsze, Somoza w tej książce ma o wiele mniej do powiedzenia niż dotychczas. Ze znanych mi dotąd książek dał się poznać jako ktoś, kto stawia jasne, bezpośrednie koncepcje, lepiej lub gorzej je argumentuje, ale zawsze konfrontuje się z czytelnikiem i jego strefą komfortu. Tutaj tego nie ma za wiele. Po wypracowaniu sobie koncepcji na literaturę jest już tylko autopilot.
Są oczywiście plusy i wyraźne kroki naprzód. Profile psychologiczne bohaterów nie są może wybitne, ale Somoza przedstawia je coraz lepiej. W tym wszystkim jest napięcie, tajemnica i momenty, w których czytelnik potrafi się głęboko zaangażować. Widz i jego syn to mała perełka - za równo na poziomie ich relacji, różnych formach używanej przemocy oraz przerażeniu jakie może wywołać bycie ich ofiarą. Potem, wraz z kolejnymi zwrotami akcji „kto za tym wszystkim naprawdę stoi”, zdają się tracić na znaczeniu, ale z czytelnikiem nie zostanie fantastyczne odwrócenie układu sił w powieści, lecz jedno słowo – TOKARKA. I to ukazuje w czym Somoza jest najlepszy.
Przyznaję 7/10, podobnie jak „Kluczowi do Otchłani”, ale zaznaczając, że to nie tak dobra książka. Fanom koncepcji obranej przez Somoza polecam, pozostali niech wystrzegają się zbyt wielkich nadziei jeśli chodzi o rozwiązania fabularne.
PS Brutalność, ogrom rozkoszy bohaterów, różnorodne scenerie oraz ogrom pomniejszych elementów składowych sprawiają, że „Przynęta” to książka wybitnie nadająca się ekranizacji. Magia ekranu wydaje się być dla tej pozycji niemal stworzona.