Rosyjska pisarka, autorka powieści o rozkułaczaniu w latach 30. XX wieku „Zulejcha otwiera oczy”, laureatka nagrody „Wielka Księga” (Большая Книга) i „Jasna Polana” (Ясная Поляна). Urodziła się w Kazaniu, ukończyła Kazański państwowy instytut pedagogiczny, wydział języków obcych; od 1999 roku mieszka w Moskwie, pracowała w branży PR, reklamy, marketingu. Ukończyła wydział scenariuszy Moskiewskiej Szkoły Filmowej (2015). Publikowała w czasopismach „Newa”, „Oktiabr'”. W czasopiśmie „Syberyjskie światła” ukazały się fragmenty jej debiutanckiej powieści „Zulejcha otwiera oczy”. Po nieudanych próbach samodzielnego znalezienia wydawcy powieści przypadkowo spotkała właścicielkę agencji literackiej Elkost Jelienę Kostiuchowicz – w rezultacie za pośrednictwem tej agencji książka ujrzała światło dzienne i okazała się sukcesem.
W lutym 2016 r. agencja TASS poinformowała, że powieść zostanie przetłumaczona na 16 języków świata.
Żona to orna ziemia, którą mąż zasiewa nasionami potomstwa – pouczała matka, zanim wysłała ją do domu Martazy. Oracz przychodzi na pole, kie...
Żona to orna ziemia, którą mąż zasiewa nasionami potomstwa – pouczała matka, zanim wysłała ją do domu Martazy. Oracz przychodzi na pole, kiedy chce, i orze dopóki starczy mu sił. Nie przystoi polu sprzeciwiać się swojemu oraczowi.
Kiedy Zulejka miała oczy zamknięte? Chyba wtedy, gdy w domu teściowej była wciąż "zmokłą kurą". A nawet wtedy, gdy tygodniami tułając się coraz bardziej na wschód, w wagonach pełnych siłą wysiedlanych ludzi i ich krzywd, ucieczka nie jawiła się jej wybawieniem. To nie kułactwo otwarło jej oczy, a surowe, ciężkie życie na Syberii. To miłość i walka o syna pozwoliły Zulejce spojrzeć na świat takim, jakim jest naprawdę. To prawda wyzwoliła w niej bunt, krzyk, a w końcu wielką siłę...
Autorka bardzo dobrze nakreśliła postaci głównych bohaterów, którzy przechodzą przemianę wewnętrzną. Oddała w sposób jak najbardziej realistyczny, wszak inspirowała się opowieściami swej babci, los kobiet w dawnym Związku Radzieckim. Wreszcie po mistrzowsku wykreowała naturalistyczny obraz syberyjskiej tajgi o różnych porach roku.
"Zulejka otwiera oczy" to wspaniała, epicka opowieść o losach rozkułaczonych ludzi w dawnym Związku Radzieckim. To opowieść wiecznej walce o przetrwanie. W końcu to powieść o krzywdzie ludzkiej wyrządzonej dla dobra kolektywu oraz o tym, ile znaczy jednostka dla systemu.
Smutna prawda wyziera z kart powieści.
Powieść, mimo sporej objętości, pochłania się w trzy wieczory. Polecam.
Guzel Jachina "Eszelon do Samarkandy", przełożyli Henryk Chłystowski i Magdalena Hornung,
Nie wiem, od kogo Guzel Jachina otrzymała ten wyjątkowo szczególny dar budowania akcji swoich kolejnych powieści w sposób, który powoduje, że uwalniający się z nich ładunek emocjonalny jest zawsze najmocniejszego kalibru, a tworzone przez nią na początku wydawałoby się negatywne postacie, w miarę rozwoju akcji okazują się być całkiem innymi osobami niż mogłoby ma to wskazywać ich wcześniejsze zachowanie.
I choć za mną już trzecia powieść autorki, nie potrafię wybrać tej, która podobała mi się najbardziej. Czy możliwe jest bowiem dokonanie wyboru pomiędzy silną, walczącą jak lwica zesłaną na daleką Syberię Zulejką, balansującym na pograniczu jawy i snu, bezwzględnie strzegącym swojej tożsamości przedstawicielem zamieszkującej Rosję mniejszości niemieckiej Jacobem wreszcie pokiereszowanym przez życie Diejewem, dla którego bezwzględne wykonanie rozkazu okaże się pełną niewygód podróżą w kierunku zachowania człowieczeństwa i to w dodatku pociągiem wypełnionym głodującymi dziećmi. A jeśli do tego dodamy jeszcze kolejnych drugoplanowych, często nie mniej ważnych i równie mocno skaleczonych przez życie bohaterów, wybór będzie jeszcze trudniejszy.
Tym niemniej "Eszelon do Samarkandy" i jego zwielokrotniona do pięciuset dziecięcych żyć krzywda jest z pewnością najbardziej grającą na emocjach. Złamie serce wszystkim tym, którzy sięgną po powieść o bezbronnych głodujących dzieciach wiezionych w latach dwudziestych ubiegłego wieku, tygodniami przez tereny Związku Radzieckiego w miejsce, które da im jakąkolwiek nadzieję na przeżycie.
Tym dobitniej wybrzmiewają wypowiedziane pod koniec powieści, jakże ważne słowa Diejewa– "Nie powinienem był cię zmuszać. I to oszukując. Wybacz. Kiedy zabierałem je po drodze, wierzyłem, że tu na pewno zostaną przyjęte. Mądrzy towarzysze mówili, że nic z tego. A ja, głupi, wierzyłem, że się uda. Wszyscy spotykani przez te półtora miesiąca, a było ich dporo, wszyscy się zgadzali. Nie dlatego, że jestem uparty czy fartowny. Tylko dlatego, że jakoś trzeba być człowiekiem. Nawet w tym młynie mielącym wszystko –jednak człowiekiem".