Kōhei Horikoshi to japońska mangaka pochodząca z Prefektury Aichi. Na swoim koncie ma 3 serie shounenów: Ōmagadoki Dōbutsuen, Barrage, oraz najświeższą - Boku no Hero Academia. Wszystkie są lub były publikowane na łamach Weekly Shōnen Jump.
My Hero Academia – Team-up missions wykorzystuje olbrzymią ilość postaci, jakie przewijają się w głównej mandze i to jak ciekawe uniwersum wykreował autor serii. Ze względu na strukturę historii i tempo prowadzenia akcji nie ma tam za dużo miejsca na przedstawianie akcji bohaterów w misjach niepowiązanych w żaden sposób z głównym wątkiem. Trudno też wykorzystywać wszystkich uczniów czy bohaterów. Zwłaszcza gdy nie są niezbędni do rozwoju opowieści. Team-up missions jest właśnie okazją, by poświęcić więcej uwagi drugoplanowym bohaterom i ukazać ich codzienną pracę.
ZJAWIA SIĘ MIDORIYA
I kolejna porcja shounenowego, bitewaniakowego łupnięcia z iście epickim zacięciem. Dopiero co łyknąłem kolejną odsłonę „Fire Force” i było mi mało, teraz dopchnąłem się „My Hero Academią” no i tu trochę bardziej nasyciłem, bo wiadomo, jak „MHA”, to i sporo gadania, nawet w trakcie starć potrafi się na tym polu dziać konkretnie. Ale dynamika jest, a przede wszystkim było na co popatrzeć, bo graficznie i widowiskowo ta seria stoi na najwyższym shounenowym poziomie i potrafi dobrze zrobić czytelnikowi.
Wróg stał się tak potężny, że wydaje się, iż nie ma już nadziei i nic nie zdoła go zatrzymać. W zaistniałej sytuacji władza rozważa nawet kapitulację. Ale przecież na placu boju wciąż są bohaterowie, którzy nie zamierzają się poddawać. Poza tym i tak jedyna nadzieja to Midoriya, który w końcu pojawia się na miejscu i…
https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2024/02/my-hero-academia-akademia-bohaterow-37.html