Zwyczajna opowieść o miłości Steven Camden 7,0
ocenił(a) na 85 lata temu O okładce: Imitująca stronę skoroszytu, poplamiona i pokreślona okładka w różowawym odcieniu zdaje się idealnie pasować do skrywanych w środku treści, a ja bardzo lubię kiedy opakowanie ma coś wspólnego z wnętrzem.
"Nie możesz wybierać własnych uczuć. Możesz tylko zdecydować, czy chcesz się nimi kierować".
Kilka słów o książce: Całą historię poznajemy z perspektywy Luka, młodego chłopaka uczęszczającego na zajęcia z filmografii, gdzie poznaje drugą z okładkowych postaci - Leię. Bez obaw, mimo zbieżności imion nie będziecie tu mieć do czynienia z nową odsłoną Gwiezdnych Wojen.
Czas teraźniejszy przeplatany jest w książce rożnego rodzaju zapiskami z notatników, krótkimi opisami scenografii, wspomnieniami, cytatami bliskich osób (często poddawanym rozważaniom),a nawet snami. Jest tu też pewien, że tak powiem, bardzo ŻYCIOWY scenariusz.
Dużą (jeśli nie największą) rolę tej historii odgrywa przeszłość, która jest czytelnikowi stopniowo odsłaniana. Przyznaję, że dzięki temu, że nie wszystko zostało powiedziane od razu byłam naprawdę ciekawa co stanie się dalej, jak pewne sprawy się potoczą i czy happy end jest w ogóle możliwy. Dawno już w żadnej książce nie zaznaczyłam tylu wartych uwagi fragmentów.
"Ściany działają w dwie strony. To, co cię chroni, jednocześnie cię izoluje".
Plusy: Bardzo podoba mi się forma w jakiej Camden postanowił napisać swoją powieść (przy okazji dodam, że gdybym nie wiedziała, że autorem jest mężczyzna, pewnie nigdy bym tego nie odgadła).
Ale za największy plus uważam to, że to naprawdę jest "Zwyczajna opowieść o miłości". Nie cukierkowa, nie przesadzona, a bardzo życiowa, słodko-gorzka, z miejscem na ból i łzy.
"Życie to zapętlona płyta. Musimy po prostu pokochać znajdujące się na niej piosenki".
Moja opinia: Lubię, kiedy nie mam większych oczekiwań względem książki, a ona pozytywnie mnie zaskakuje. Tak było w przypadku Zwyczajnej opowieści o miłości.
Zacznę od tego, że nigdy w życiu nie domyśliłabym się skąd autor wziął pomysł na tytuł. Nie chcę Wam tego zaspojlerować, powiem tylko, że u mnie wywołało to wielki uśmiech na twarzy.
Oczywiście mogłabym tu streścić fabułę, napisać co, kto, kiedy i dlaczego zrobił, ale odebrałoby to całą przyjemność z odkrywania tym, którzy po powieść zamierzają sięgnąć. A naprawdę warto przejść przez to samemu. Jeśli szukacie czegoś co czyta się „samo”, a nie jest jednocześnie cukierkową opowiastką o miłości to polecam.