Najnowsze artykuły
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński6
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać7
- Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Maria Głowacka
2
6,2/10
Pisze książki: popularnonaukowa
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,2/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
9 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Kobieca proza science fiction w Polsce. Teoria trzech kręgów
Maria Głowacka
6,2 z 9 ocen
20 czytelników 1 opinia
2018
Nagroda Nobla jako symbol globalnych norm i idei społecznych
Maria Głowacka, Marcin Różycki
0,0 z ocen
1 czytelnik 0 opinii
2016
Najnowsze opinie o książkach autora
Kobieca proza science fiction w Polsce. Teoria trzech kręgów Maria Głowacka
6,2
Szczerze mówiąc, nie jestem przekonana, czy powinnam o tej książce w ogóle pisać i w ogóle podejmować się próby jej „recenzji”, ale wydaje mi się, że tak czy siak, warto po prostu dać znać o tym, że istnieje i ewentualnie – poddać się pewnej polemice. Dlatego że to w gruncie rzeczy praca (popularno?)naukowa i nie oszukujmy się, tak naprawdę moja „recenzja” będzie w tym przypadku jeszcze mniej profesjonalna, niż jest zwykle. W końcu specjalizacja w literaturze fantastycznej nie od razu oznacza, że znać się będę na książkach omawiających gatunek. No ale kto, jeśli nie ja?
Chodzi tutaj – jak pewnie dobrze widzicie – o „Kobiecą prozę science fiction w Polsce. Teorie trzech kręgów” Marii Głowackiej. To książka wydana przez Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego i jeśli chcecie ją znaleźć, znajdziecie ją właśnie na stronie wydawcy. Ja sama kupiłam ją przez wzgląd na moją pracę magisterską i od razu przyznam – tak, była w tym względzie przydatna. Dlatego jeśli piszecie cokolwiek związanego z kobiecą prozą, czy polską fantastyką (głównie z lat 80. XX w.) ta pozycja może się Wam po prostu przydać.
Ale co to właściwie jest za książka? Głowacka bada problem niewielkiej liczby pisarek SF w Polsce. Jak zauważa, o ile współczesne fantasy jest dość popularne wśród autorek, o tyle drugi z głównych podgatunków fantastyki już nie. Szczególnie jeśli mowa o latach 80. I fakt, z tym trudno się nie zgodzić. Nawet ja, jako osoba która trochę w tym temacie grzebie, znam z tamtego okresu co najwyżej pojedyncze autorki fantasy. Głowacka jednak podaje kilka autorek SF z tamtego okresu. I tu pojawia się mój problem z oceną tej pracy. Autorka skupia się właśnie na latach 80., podając ówczesne problemy i skandale, a ja osobiście… kompletnie nie znam osób, o których ona pisze, przynajmniej jeśli o pisarki właśnie chodzi. Dlatego w tej chwili nie mam narzędzi, by móc obiektywnie ocenić przeprowadzane przez Głowacka analizy.
Autorka w pierwszej części często wspomina np. o mężczyznach trzymających ze sobą „sztamę” i nie wpuszczających kobiet do swojego grona, akceptujących przy tym tylko te panie, które wpasowały się w ich styl bycia. Z jednej strony być może faktycznie tak było. Męskie grono, często pijane w trakcie konwentów, nie zawsze musiało pragnąć kobiecego towarzystwa lub też było względem płci pięknej natarczywe/niemiłe. Nie ma co się oszukiwać, tak bywa.
Z drugiej strony, zdarzało mi się w takich męskich środowiskach bywać… i zawsze byłam w nich mile przyjmowana. Oczywiście, być może te 40 lat temu sytuacja wyglądała nieco inaczej, ale przecież chyba jako ludzie nie zmieniliśmy się aż tak? Poza tym chyba warto zauważyć, że nawet dziś nowa osoba wchodząca do grona zgranych ze sobą ludzi musi dopasować się do zasad grupy. Inaczej nie będzie w niej lubiana. To też wydaje mi się dość normalne? Z tego względu uwagi Głowackiej wydały mi się często dość jednostronne oraz – najzwyczajniej w świecie – niezbyt empatyczne. Bo choć rozumiem, że jakiś problem pewnie był to wydaje mi się, że może autorka nie wzięła pod uwagę wszystkich czynników związanych z tym, czemu kobiety SF piszą rzadziej (np. mogą pisać rzadziej, bo STATYSTYCZNIE rzadziej mają ścisły umysł, a ten gatunek fantastyki tego, na Merlina, wymaga. Ja mocnego SF nie planuje pisać, bo po prostu NIE UMIEM, nie znam się na technikaliach).
Rzecz jasna w książce nie mogło zabraknąć też postaci Macieja Parowskiego i konfliktów z nim związanych, a tak się składa, że o tej wielkiej osobistości dla polskiej fantastyki trochę wiem. Głowacka przywołuje konflikt z jedną z autorek, zauważając, że mimo mijającego czasu, redaktor wcale nie załagodził sporu z nią. Dlaczego? Dlatego że w swojej książce z 2017 roku podkreślał, że choć pomylił się co do Anny Brzezińskiej (z którą też miał olbrzymi konflikt) to druga pisarka nic ważnego po swoim tekście już nie napisała. Badaczka wydaje się być poirytowana faktem, że Parowski stwierdził fakt. A właśnie to zrobił: STWIERDZIŁ FAKT. Nie napisała nic, co by mu się podobało. Więc czemu ma ją lubić i chwalić po latach?
Miałam tę przyjemność, że redaktora mogłam spotkać i mogłam z nim porozmawiać. Nie chcę mówić, że zawsze był osobą sprawiedliwą, że nie popełniał błędów, że czasem nie zdarzyło mu się postąpić źle. Ale wydaje mi się, że gdyby nie lubił kobiet (co zdaje mu się Głowacka zarzucać) to mnie (osobę, dla której mógłby być dziadkiem) tym bardziej traktowałby z góry. A kompletnie nie traktował. Dlatego nie umiem się pozbyć wrażenia, że badaczka jest w tym przypadku bardzo stronnicza, a NIE POWINNA taka być, jako osoba pisząca pracę naukową.
Pod koniec pracy można znaleźć ankietę na pięciu niby-anonimowych współczesnych pisarkach SF, choć tu warto zauważyć, że faktycznie mamy tak mało pisarek tego gatunku, że osoba „siedząca” w fandomie raczej domyśli się, która z ankietowanych to jaka pisarka, przynajmniej częściowo. Sama Głowacka zauważa, że to zbyt mała pula osób, by móc wysnuć jakiekolwiek większe wnioski, nie wnosi to w sumie zbyt wiele, ale może dać pewną perspektywę. I właściwie tu chyba nie ma co dodawać.
Mogłabym oczywiście przytaczać więcej rzeczy, z którymi mam problem, jeśli chodzi o tę pracę, ale po prostu… nie chce. Nie czuje potrzeby. Podsumowując, wydaje mi się, że Głowacka wzięła się za analizę ciekawego problemu, bo właściwie czemu by o takich rzeczach nie mówić, ale jednocześnie odnoszę wrażenie, że przelała w te badanie za dużo samej siebie. Zbyt wiele swoich poglądów, zbyt wiele swoich myśli, bez oddzielania ich od części badawczej. Chociaż kto wie, może to ja się nie znam i się mylę? W końcu żaden ze mnie profesjonalny badacz, a jak wspominałam, lwiej części autorek nawet nie kojarzę. Ale tak czy siak, naprawdę jestem przekonana, że o takich pracach warto mówić.