P. S. Nienawidzę cię Winter Renshaw 6,8
"O ile tylko w ciągu następnych dni nie będzie żadnymi kwiatów, żadnych słodkich słówek, żadnych nieopatrznych szeptów, żadnych pochopnych obietnic i żadnego patrzenia na siebie maślanym wzrokiem... to wszystko będzie dobrze i obydwoje powinniśmy wyjść z tego bez szwanku, bez żadnych bitewnych ran czy blizn."
Maritza jest kelnerką w popularnej naleśnikarni. Gdy przy jednym ze stolików usiadł niesamowicie przystojny Isaiah, nie wywarł na dziewczynie najlepszego wrażenia. Był oschły i arogancki, lecz mimo to wciąż przyciągał spojrzenie dziewczyny. Gdy los postawił ich na swojej drodze ponownie, postanowili dać sobie szansę na niezobowiązującą znajomość - w końcu Isaiah za kilka dni wyjeżdżał do Afganistanu. Obiecali sobie spędzić ze sobą każdy dzień przed rozpoczęciem misji chłopaka tak jakby był sobotą, wolną od trosk i zmartwień. Określili też dwie zasady - żadnych romantycznych gestów i żadnych kłamstw. Wraz z wyjazdem chłopaka ich relacja miała opierać się na wysyłanych sobie nawzajem listach. Niestety Isaiah, mimo obietnicy, że zawsze będzie odpowiadał, nie dotrzymał słowa. Złamał obietnicę i serce Martizy. A później wrócił.
"PS Nienawidzę cię" to bardzo przyjemna historia o tym jak niespodziewane spotkanie, może całkowicie zmienić sposób postrzegania świata, jak wbrew wszelkim postanowieniom miłość zawsze znajduje sposób, by zwyciężyć wszelkie przeciwności i jak trudno czasami dać samemu sobie szansę na prawdziwe szczęście. Lekki styl autorki, duża ilość dialogów, krótkie rozdziały z punktu widzenia obojga bohaterów przyczyniły się do tego, że książkę przeczytałam bardzo szybko i spędziłam z nią całkiem miłe popołudnie. Przedstawiona w niej fabuła, postacie, wątek dotyczący wysyłania listów oraz krótka intryga, która poróżniła głównych bohaterów zostały bardzo fajnie skomponowane w całość, która w mojej ocenie była i interesująca i wciągająca. Na pewno wyróżniającym elementem jest kreacja głównego bohatera. Lubię wątki dotyczące wojskowych i osobiście cieszyłabym się, gdyby był on jeszcze bardziej rozbudowany. Jednak domjnujaca tajemniczość Isaiaha, jego skrytość i pewnego rodzaju ostrożność, wynikająca.z nabytych doświadczeń, wzbudzały we mnie chęć jeszcze lepszego poznania go. Postać Maritzy, choć wykreowana na miłą, pomocną, oddaną przyjaciołom, momentami wydawała mi się odrobinę zmanierowana, niedojrzała, popadająca ze skrajności w skrajność - albo zbyt pozytywna, albo zbyt zacięta w uporze. Sama fabuła i historia głównych bohaterów była bardzo przyjemnie przedstawiona, pełna wdzięku i uroku, które wcale nie zostały przyćmione późniejszymi problemami. Przekonała mnie ich relacja, tempo jej rozwoju, uczucia którymi się kierowali. Były w niej momenty zabawne, seksowne, wzruszające. Podczas czytania mogłam odczuć emocje bohaterów, ich niepewność, radość, zmartwienie, tęsknotę, strach, złość, nadzieję i miłość. Oczywiście, jak to przy tego typu książkach, było przewidywalnie, ale zupełnie nie przeszkadzało mi to w odbiorze. Wręcz przeciwnie, jestem zadowolona z lektury, odpoczęłam przy niej, zrelaksowałam się, więc ze swojej strony Wam ją polecam