Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Nick Webb wraca z siódmym tomem cyklu Stara Flota. Po tomie 6. zapowiedziałem oczekiwanie na kolejną część i po 3 latach 𝘷𝘰𝘪𝘭𝘢. Mamy kolejny tom,zapowiedź 8. też już jest już jest. Obstawiam, że dla większości jest to wiadomość obojętna i nawet niekoniecznie wiedzą, że w ogóle taka seria istnieje. Siebie natomiast zaliczę do grona „grangerystów” (kultu głównego bohatera książki, rzeczywiście istniejącego na łamach książki),więc jak zobaczyłem okładkę to, wiadomo, wsiąkłem. Przecież powrót 3-iej części cyklu nie może mnie ominąć. Do czynienia mamy z klasyczną space operą. Floty kosmiczne, obce rasy, zagłada grodząca ludzkości, bohaterowie. Jak z szablonu, tylko że wszystko w ciekawej formie. A koncept na zakrzywienie czasoprzestrzeni Webba jest naprawdę ciekawy i koło czasu się zamyka. Kapitan Timothy Granger. W zasadzie nie lubię spojlerowac, ale wydawca zrobił to za mnie, więc… Nadciągają Findiri, tajemnicza rasa stworzona do walki z zaborczym Rojem, poszukujący teraz swojego… stwórcę. A jest nim nie kto inny, tylko ＯＮ， Ｇｒａｎｇｅｒ. Ziemianie znowu ścigają się z czasem, chociaż podróż z jednego krańca Galaktyki na drugi zajmuje, bagatela, kilka godzin. Przede mną jednak kilka tygodni przygotowania się do skoku przestrzennego i czekania na tom 8 (albo 2. trzeciej części, zależy jak spojrzeć). Ogólnie to nie jest tak, że można cykl zacząć od tomu 7. Bo się nie da, znaczy teoretycznie się da, ale się nie da. Bez wiedzy z poprzednich części, bez chronologii wydarzeń wiele wątków z tego tomu będzie niejasnych, niekompletnych i bezsensownych.