Najpierw obejrzałam film. Płakałam. Wywołał lawinę refleksji, ale też trudnych rozmów z bliskimi, bo temat raka przewija się w moim życiu od jakiegoś czasu.
Po książkę sięgnęłam dopiero dwa miesiące po seansie. Może tym razem nie płakałam, ale ścisnęło mnie za gardło.
Są głosy, że Ania nie jest na tyle "wielką" postacią, by pisać o niej biografie i kręcić filmy.
Dla mnie stała się trochę archetypem. Kobiety, matki, aktorki. Dziewczyny z sąsiedztwa.
Książka porusza wiele wątków - od ról zawodowych Ani (na czele z Marylką ze "Złotopolskich") do jej życia prywatnego. Pozwala poznać jej różne twarze, co mi się bardzo spodobało. Bo aktor to człowiek, jak każdy. Myślę, że też na tym polegał jej fenomen - była blisko nas. Może nawet za blisko, patrząc po zachowaniach paparazzi, które także zostały wspomniane.
Mnie się podobała, jest napisana bez zbędnego upiększania i plotkarskiego zaciągu. Dla fanów Przybylskiej to lektura obowiązkowa.