Książka Angusa Watsona "Czas Żelaza" została nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2015 lubimyczytać.pl w kategorii Fantastyka, fantasy. W wieku lat dwudziestu kilku Angus Watson miał już za sobą liczne i różnorodne doświadczenia zawodowe, od operatora wózka widłowego po bankiera inwestycyjnego. Odkąd ukończył 30 lat wykonywał rozmaite zlecenia jako pisarz freelancer: na potrzeby artykułu do „Telegraph” szukał Wielkiej Stopy w Ameryce, nurkował z niemiecką flotą w Scapa Flow, aby napisać do „Financial Timesa”, pływał wśród lwów morskich u wybrzeży Wysp Galapagos na potrzeby artykułu dla „The Times”. Teraz, przekroczywszy czterdziestkę, Angus jest szczęśliwym mężem Nicoli i wychowuje w Londynie swojego synka Charliego. Będąc fanem zarówno powieści historycznych, jak i epickiej fantasy, zwiedzając brytyjskie forty w ramach wykonywania zlecenia dla „Telegraph”, wpadł na pomysł napisania powieści fantastycznej osadzonej w realiach epoki żelaza, a koncept fabularny rozwinął, przemierzając starożytne brytyjskie szlaki podczas pracy nad kolejnymi artykułami. Możecie zaczepić go na Twitterze (@GusWatson) lub odwiedzić jego stronę internetową (www.guswatson.com).http://www.guswatson.com/
Atakowanie nienawiścią jest jak chlapanie w przeciwnika zaczerpniętym gołymi rękami roztopionym żelazem, miast z korzystanie z narzędzi i wy...
Atakowanie nienawiścią jest jak chlapanie w przeciwnika zaczerpniętym gołymi rękami roztopionym żelazem, miast z korzystanie z narzędzi i wykucie sobie miecza.
Skończyłem czytać trylogię Czas żelaza, która bardzo mi się spodobała, więc zabrałem się od razu do czytania następnej serii Watsona. Myślałem, że ciężko będzie się oderwać autorowi i wymyśleć coś oryginalnego, ale udało się znakomicie. O ile Czas żelaza ociekał czarnym humorem, to ta książka jest przezabawna. W poprzedniej serii bardziej Watson opierał się na historii rzymskiej inwazji na Brytanie, to praktycznie w tym cyklu, nic nie wiemy co się działo w tamtych czasach, więc jest jazda bez trzymanki i ogromna wyobraźnia autora, od tradycji, wierzeń, magii po plemiona i
nazwy (jedni np. są wychowani w przeświadczeniu, że im więcej przeklinają tym bardziej okazują męstwo).
Więcej tutaj fantastyki, świetnie wykreowane postacie bohaterów ale taż postaci drugoplanowych. Książka wciąga od początku i ciężko się oderwać, wartka akcja i ten humor,
chociaż tak jak w Czasie żelaza nie brakuje brutalności i trup pada często i jest krwawo, ciężko przestać dobrze się bawić i śmiać, z rozterek życiowych głównych bohaterów, ich nieporadności, pecha i niespełnionej miłóści.
Wikingowie 100 lat przed wydarzeniami opisanymi w książce przypłynęli do jakiegoś fantastycznego odpowiednika Ameryki południowej. Nie do końca wiadomo co dokładnie się wtedy wydarzyło, ale obecnie zamieszkują wioskę Harówka, mają zakaz opuszczania swojej wioski w promieniu 10 mil. A sąsiadujące plemię dostarcza im pożywienie. W pasie tych neutralnych 10 mil nie ma zwierzyny łownej.
Taki układ doprowadził do maksymalnego rozleniwienia się wikingów. Najstarsi nawet już nie pamiętają po co był wóz i jak robić koło. Nikt nie pracuje. Z jakiegoś powodu utrzymują w każdym pokoleniu grupę 10 wojowników, oni mają obowiązki - muszą codziennie trenować.
W odległej Calnii cesarzowa ma wizjonerski sen. Horda grzyboludzi (wikingów) ma zniszczyć świat i zabić wszystkich ludzi.
Wikingowie mają tak jasną skórę, że w kolorze przypomina im grzyby.
Wysyła armię 400 wojowników aby zgładzili Harówkowian (potomków wikingów) i od razu też przy okazji może plemię, które ich dokarmia. Tam akurat nie było przepowiedni, ale coś się nie zgadzało w podatkach i wznieśli bunt w stolicy.
Tak zaczyna się wielka przygoda Finna i jego przyjaciół. Przepełniona walką, ucieczką, chęcią przetrwania. Kierunek wyznacza niepełnosprawny chłopiec Ottar niemowa. Rozumie jego słowa tylko siostra, ale za to zawsze trafnie ostrzega przed zagrożeniem.
W pościg rusza grupa 10 bezwzględnych morderczyń o magicznie wspomaganych umiejętnościach bojowych. Brak uczuć czyni je niemal robotami.
W odróżnieniu od czasu żelaza cykl na zachód od zachodu jest jakiś bardziej pogodny. Mottem przewodnim czasu żelaza było wszyscy zginiemy bo Cezar.
Tutaj też wszyscy zginiemy, ale to nic, bo dołączymy do naszych w Valhalli.
Zakończenie to ciekawa zajawka do drugiego tomu. Polecam, praktycznie nie mogłam się oderwać od czytania.