Gdyby przyrównać książki do posiłków, wówczas na mój gust ta pozycja byłaby niczym osiemsetstronicowy garnek mocno rozwodnionej zupy. W 80 % składa się z historiograficznej wody, głównie na temat Europy i Chin. Jedynie pozostałe 20% to treściwe kawałki poświęcone refleksjom na pograniczu geopolityki i mechaniki rozwoju cywilizacji.
Opisy historii poszczególnych państw czyta się całkiem przyjemnie. Jednak w mojej ocenie są one nieproporcjonalnie rozbudowane w porównaniu do wyciąganych z nich wniosków. Najciekawsze z nich są następujące:
- różnice biologiczne pomiędzy ludźmi zamieszkującymi Europę oraz Chiny są zbyt niewielkie, by mogły one oddziaływać na poziom cywilizacyjnego rozwoju poszczególnych ośrodków,
- wpływ decyzji przywódców na bieg historii jest przeceniany. Ich indywidualne postanowienia mogą co najwyżej przyspieszyć lub opóźnić bieg wydarzeń, które zazwyczaj i tak są nieuchronne, gdyż wynikają z uwarunkowań geograficznych lub "ducha czasów",
-geografia ma istotny wpływ na tempo rozwoju społecznego. Zarazem rozwój społeczny z czasem zmienia sposób oddziaływania owej geografii (przykładowo morza stanowiące niegdyś barierę stały się głównym łącznikiem),- przez ostatnie kilka tysięcy lat Wschód i Zachód rozwijał się generalnie w podobnym tempie. Zachód zyskał przewagę dzięki mniejszej odległości pomiędzy Europą a Ameryką, oraz dzięki rewolucji przemysłowej. Przewaga ta według autora zostanie zniwelowana na początku XXIIw.
Głównym miernikiem rozwoju społecznego stosowanym przez autora, jest wskaźnik oparty o 4 komponenty: poziom zużycia energii, poziom urbanizacji, potencjał militarny oraz przepływ informacji.
Powyższą książkę stawiam na trzecim miejscu w moim prywatnym rankingu dzieł opisujących ewolucję cywilizacji. Na pierwszym miejscu (za doniosłość, esencjonalność i oryginalność stawianych tez) pozostaje bezkonkurencyjna "Strzelby, maszyny, zarazki" Jareda Diamonda, zaś na drugim "Od zwierząt do bogów" Harariego.
Książkę kupiłem w okresie fascynacji Bartosiakiem i innymi szamanami geopolityki i, o jak się cieszę, że przeczytałem ją dopiero teraz!
Oczekiwałem, że będzie to wielka pochwała geopolityki, na ponad 700 stronach, o tym jak przepływy strategiczne i inne mądrze brzmiące słówka wpływają na determinizm świata i historii, a tym czasem nie, miałem przed sobą wysokiej klasy syntezę historii ludzkości z podziałem na "Wschód" i "Zachód", których definicje mogą zaskoczyć niejednego współczesnego komentatora życia (geo)politycznego. Ian Morris w bardzo szczegółowy sposób próbuje nam pokazać gdzie i dlaczego ten czy inny ośrodek cywilizacji był lepszy, gdzie osiągał przewagę, jakie działania i, często, przypadek, wpływały na jego rozwój czy upadek. Gdzieś czytałem opinię, że jest to teoria historii na miarę Marksa i faktycznie, coś w tym jest. Choć sam Morris jako archeolog, raczy nas ponad 200 stronami opowieści o tym co działo się zanim w ogóle jakaś cywilizacja powstała, to dalej przebrnięcie przez historię wydaje się tyle szybkie, co i pełne. Cieszy to, że nie ma tu olewczości, a każdy okres otrzymał swój sprawiedliwy kawałek w tej syntezie. Koniec końców nie wiemy chyba dlaczego Zachód rządzi, ale mamy chociaż naszkicowaną możliwą odpowiedź. I jest to zrobione przy ogromnym wysiłku autora, przed którym czapki z głów!