Aremil iluzjonistów. Wschodnie rubieże Alicja Makowska 7,1
ocenił(a) na 74 lata temu Ellen i Yaxiel to iluzjoniści. W ich świecie nie oznacza to wyciągania królików z kapelusza ku uciesze publiczności - iluzjoniści to elitarna grupa wojowników wykorzystująca umiejętność kreowania iluzji w walce. Ellen i Yaxiel tropią swoją przyjaciółkę Luv, chcąc zrozumieć dlaczego dopuściła się ona zabójstwa i uciekła by dołączyć do rosnącej w siłę grupy rewolucjonistów na Wschodzie. Tłem dla ich przygód jest targany wojną świat, w którym dzięki iluzji wszystko jest możliwe.
Nie jest żadną tajemnicą, że fantastyka jest moim ulubionym gatunkiem i chętnie sięgam po rekomendacje w tym zakresie. Tym razem zaufałam Asi z bloga Asia Czytasia i widząc jej liczne zachwyty nad tą serią, postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom cyklu o iluzjonistach. Nie miałam przesadnie wysokich oczekiwań względem tej lektury - tym bardziej, że ta książka jest debiutem Pani Makowskiej, ale miałam nadzieję na fajną, wciągającą przygodę. No i cóż, dostałam mniej więcej to, czego się spodziewałam - kawałek całkiem niezłej fantastyki.
Rzeczą, która potencjalnych fanów gatunku najbardziej odstrasza od fantastyki, jest różnorodność światów. Każda książka to osobna rzeczywistość, która rządzi się swoimi prawami, a my - czytelnicy - musimy się w nich zorientować. Różne sposoby organizacji społeczeństwa, różne układy polityczne, różne systemy magii, różne rasy - to tylko czubek góry lodowej. Początek każdej opowieści tego gatunku to mozolne przedzieranie się przez niezrozumiałe terminy i próba ułożenia natłoku informacji w logiczną całość. Część autorów decyduje się na przydługie opisy tłumaczące zawiłości ich świata, inni pozwalają, by czytelnik uczył się "w biegu", śledząc fabułę. Ja jestem zwolennikiem tej drugiej metody i to ją właśnie zastosowała autorka, co bardzo mi się podobało. Mimo to przez pierwsze 100 stron czułam się jak dziecko we mgle. Nie wiem czy to Pani Makowska nie ma jeszcze wprawy w tłumaczeniu zawiłości wytworów jej wyobraźni, czy to ja jestem zwyczajnie głupia, ale miałam z tym problem. Mnie, miłośnika fantastyki, to nie zraziło, ale innych może zrazić dość łatwo.
Po tych pierwszych 100 stronach akcja naprawdę się rozkręca i chociaż nie jest to jedna wielka, epicka wyprawa jak we "Władcy Pierścieni", czego się po cichu spodziewałam, to dałam się wciągnąć fabule i śledziłam ją z przyjemnością. Mamy tutaj kilka fragmentów, gdzie pojawia się tak zwane "ględzenie", ale są nieliczne i - przyznaję - potrzebne, żeby nakreślić sytuację polityczną i społeczną świata przedstawionego. Poza tym to czysta przygoda i bardzo dobrze opisane sceny walki. Jak już wspominałam, ta książka to debiut autorki, było więc bardziej niż prawdopodobne, że będzie tu kilka niedociągnięć - i takowe w istocie znalazłam. Przede wszystkim w warsztacie. Krzywiłam się na widok niezręcznych lub niepoprawnych stylistycznie sformułowań wystarczająco dużo razy, żeby utkwiło mi to w pamięci, chociaż niewystarczająco często, by mnie to zirytowało i zepsuło odbiór książki.
Te wszystkie drobne szczegóły to pikuś i rzecz normalna w przypadku debiutu, łatwa do poprawienia w kolejnej pracy. Jednak do tej pory, a jestem już dwa tygodnie po lekturze, nie daje mi spokoju jedna kwestia, a mianowicie nielogiczność całej walki na iluzje. Rozumiem koncept, ze walczymy na miecze a iluzją się wspomagamy, by utrudnić przeciwnikowi walkę. Ale skoro możemy go rzucić na bagna, żeby utrudnić mu poruszanie się, to czemu po prostu nie otoczymy go klatką i nie zetniemy głowy, gdy będzie unieruchomiony? Po co się bawić w walkę na miecze? Że to niby niehonorowo? A czym się różni wsadzenie w grząskie bagna od wsadzenia w klatkę? Jeśli to takie niehonorowe, to dlaczego w ogóle ktoś pomaga sobie iluzją? Niech walczą na miecze bez sztuczek i pokażą kto jest lepszy. Tak samo skoro do przerwania iluzji wystarczy się zadrapać, to czemu nikt z tego nie korzysta, tylko bezwolnie zgadza się walczyć na zasadach przeciwnika? Nie rozumiem. To nielogiczne. A kiedy coś w książce jest nielogiczne, to ja się stresuję i obniżam za to ocenę.
To jedna z tych recenzji, gdzie tego nie widać, ale książka się recenzentowi podobała. No bo tak to jest: świat przedstawiony nie najlepiej wytłumaczony ale bardzo ciekawy, warsztat do poprawy ale lepszy niż w większości debiutów, bohaterowie momentami nieprzekonujący ale właściwie sympatyczni, intryga może trochę przekombinowana ale dość oryginalna. To wciąż nie brzmi za dobrze, prawda? No to powiem to jasno i wyraźnie: to była naprawdę fajna książka, która dała mi dużo dobrej zabawy i zaskoczyła oryginalną koncepcją iluzji. Z pewnością sięgnę po pozostałe powieści z tej serii. A i Wam ze spokojnym sumieniem mogę ją polecić.