Czarny bóg Krzysztof Wroński 7,0
Dziś pod lupą kolejna polska, „okołolovecraftowska” pozycja wydana nakładem budzącego mieszane uczucia Wydawnictwo Novae Res. „Czarny Bóg” od Krzysztofa Wrońskiego.
Na wstępie – zaintrygował mnie opis, ulokowanie akcji w powojennym polskim grajdołku, zachęciły dobre opinie. I mam z tą książką problem. Z jednej strony doceniam rozeznanie w temacie, warsztat pisarski, dobre oddanie epoki, z drugiej zaś pozycja okazała się… zwyczajnie nudna. Wiecie, leci człowiek przez pierwsze strony, jest fajnie, język nie przeraża amatorszczyzną, jest jakaś tajemnica, coś czyha, a potem człowiek dalej czyta i czyta, i czyta i mija 200 stron i nic się nie dzieje. W tego typu literaturze element „wciągający” jest niezbędny, to nie proza psychologiczna i wybitny znawca „dusz”, żeby na takie tematy poświęcić tyle miejsca. Opowieść ostatecznie okazuje się rozczarowująca, rozwiązanie akcji niesatysfakcjonujące, wszystko można było (a nawet należało) zmieścić na 300 stronach łącznie i powieść tylko by na tym zyskała.
Niemniej jednak, mimo wielu słabości widać potencjał. Wiem, sam nie przepadam za eufemistycznymi recenzjami gniotów typu „napisał to mój znajomy z grupy, to przecież nie wysmaruję negatywa, że to kiszka, podsumuję zatem słowami typu „widać potencjał, jest nadzieja na lepsze, nieźle jak na debiut””, ale w tym przypadku… po prostu widać potencjał. Mamy dobry warsztat, mamy pomysł, nie ma tutaj typowych dla początkujących autorów niedojrzałości, grafomanii, napuszenia etc.
I na koniec kwestia wydawnictwa. Wiem, że wydawnictwa vanity bywają obśmiewane, ale zdaje się, że akurat w Novae Res zaczynało co najmniej kilku przyzwoitych autorów, którzy nie wiedzieć czemu nie przeszli przez „zwykłą procedurę”. „Czarny Bóg” spokojnie mógłby zostać opublikowany gdzie indziej, jest po stokroć lepszy niż wiele wypocin wydawanych jako „pełne niepokoju, tajemnicy, łamiące schematy literatury grozy…”, które ostatecznie okazują się marnotrawstwem papieru. Widzę, że akurat historia Krzysztofa Wrońskiego ma happy end, publikował w Wydawnictwo Vesper, gdzieś tam się przebił, ale dlaczego do kroćset diabłów „Czarnego Boga” nie przytuliło wydawnictwo nievanity? A może taka była jego wola? By debiut po prostu wrzucić w self-publishingu?