Najnowsze artykuły
- ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać1
- ArtykułyJedna z najważniejszych nagród literackich w USA odwołana po proteście pisarzy z powodu GazyKonrad Wrzesiński2
- ArtykułyRozdajemy 100 książek i konta premium w aplikacji. Konkurs z okazji Światowego Dnia KsiążkiLubimyCzytać20
- ArtykułyCi, którzy tworzą HistorięArnika0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ania Majchrowska
Znana jako: Anna MajchrowskaZnana jako: Anna Majchrowska
1
6,2/10
Pisze książki: literatura piękna
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,2/10średnia ocena książek autora
10 przeczytało książki autora
8 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Po godzinach. Antologia nowej prozy Paweł Paliński
6,2
Pokrzywnica: I znów Pies Łańcuchowy podzielił się z nami pyszną kością. Jak Ci się podobała antologia „Po godzinach”?
Ciernik: Smaczna!
Pokrzywnica: A kto, Twoim zdaniem, rozbił bank? Ja uważam, że tym razem Łukasz Błaszczyk ze swoim „Golemem”.
Ciernik: A mnie z głowy wyjść nie może „Pjongjang” Pawła Sajewicza.
Pokrzywnica: Ha! Wychodzi na to, że jesteśmy wiernymi fanami duetu Błaszczyk – Sajewicz! Nie odnosisz wrażenia, że panowie trochę jakby… zamienili się osobowościami? Mam w pamięci obie powieści („Gwelfów i gibelinów” Sajewicza oraz „Miesiąc miodowy w Blachowni” Błaszczyka) i to jest tak, jakby oni się umówili: napisz trochę bardziej jak ja, a ja napiszę trochę bardziej jak ty. I Sajewicz troszkę w harakiri i flaczki poszedł, a Błaszczyk w dopracowaną kompozycję literacką. Odwrotnie, niż to robili w swoich powieściach.
Ciernik: No i na dobre im to wyszło, bo to dwa najlepsze teksty w całej antologii. „Pjongjang” jest wspaniale duszny, ciemny i klaustrofobiczny. Pełen niedopowiedzeń otwierających umysł. Trąci teoriami spiskowymi, a bohater ma pewną wstydliwą tajemnicę natury seksualnej, zresztą wyobcowanie bije z większości jego myśli i zachowań. A do tego rewelacyjne, wręcz hipnotyczne zakończenie. Trochę kojarzy mi się to wszystko z jakimś niedobrym, gęstym tripem.
Pokrzywnica: A mnie z bolesnym zrywaniem zaschniętego strupa. Mocny tekst.
Ciernik: Zostawiło mnie to opowiadanie z pytaniem: jak sobie radzić z takimi mrocznymi namiętnościami? Niby nie są groźne, ale społeczeństwo ich nie akceptuje. Ukrywanie, jak widać na przykładzie bohatera, nie zawsze jest dobrym wyjściem. Z drugiej strony, chwalić się też nie ma czym. Ot, dylemat zwierząt społecznych, tutaj chyba zawsze będzie istniało napięcie, tarcie, a skoro tak, to i źródło energii. Twardy, osobisty orzech do zgryzienia.
Pokrzywnica: A do tego wszystkiego podróż. Motyw podróżowania przewija się przez całą antologię, są to wyprawy w przestrzeni, do egzotycznych krain, albo w czasie, a wtedy w jedną tylko stronę: do starości, niepełnosprawności, demencji i śmierci.
Ciernik: „Golem”! Jedna wielka podróż bez początku i końca.
Pokrzywnica: W dodatku to nie człowiek się w nią wybiera, lecz ona wybiera człowieka. Przychodzi po niego nieuchronnie jak śmierć. „Leon zapewnił jednak, że nie zostawi go z niewykorzystanym biletem lotniczym, że sam też poleci do Tirany i mimo wszystko wciąż będą się świetnie bawić.
I James się zgodził. Trochę przez wzgląd na Leona, trochę też z uwagi na bilet, którego nie mógł zwrócić, bo panicznie bał się rozmów z półautomatycznymi konsultantami wszelkich infolinii. Jako zwolennik postępu tę akurat przemianę – zastąpienie żywych, policzalnych ludzi z ajencji armią anonimowych botów generowanych w wylęgarniach call centre lub outsource’owanych z krajów trzeciego świata – postrzegał jako znak, że oto kapitalizm nie bierze już jeńców”.
Ciernik: Czasami te podróże człowieka zmieniają. A czasami zmiana polega na zrozumieniu, że nie chce się żadnych zmian.
Pokrzywnica: A zauważyłeś, jak niesamowicie jest napisane to opowiadanie? Tam jest kilkanaście historii, wielkich historii ściągniętych, skompresowanych do kilku zdań, jak ta:
„Golem. W przeciwieństwie do Jamesa Leon nie dostrzegał nic zabawnego w nazwie rodzinnej miejscowości. Kimkolwiek byli jej założyciele, też raczej nie słyszeli o Jehudzie Löw ben Becalelu; a już zwłaszcza fundatorzy dzisiejszego Golem, którzy wznosili wzdłuż Adriatyku jednakowo toporne, betonowe konstrukcje o turystycznym przeznaczeniu, zrównując z ziemią jakiekolwiek ślady starszego niż parę dekad osadnictwa, jakby chcieli wymazać historię tego miejsca. Gdy Wielki Rabin lepił w Pradze człowieka, w Golem czas nawet się nie zaczął”.
Jakby całą wielką opowieść zapisać w kilku znakach na małej karteczce. I takich karteczek jest w tym opowiadaniu wiele, a bohaterowie miotają się pomiędzy nimi w pustce. Żaden język nie jest ich, żadnej z tych historii nie mogą uznać za własną, żadna nie wprawi ich w prawdziwy ruch, chociaż oni przecież wciąż się przemieszczają!
Ciernik: Pasuje to świetnie do międzynarodowej ekipy. Bohaterowie to wyrwani z korzeniami emigranci. Tekst podoba mi się właśnie ze względu na tę przestrzenność. Jest pod tym względem zupełnie inny niż duszny „Pjongjang”. Tutaj bohaterowie cierpią na inny rodzaj marazmu.
Pokrzywnica: Bo golem nie porusza się bez tej karteczki! Jest tylko martwą bryłą gliny. Jeśli mu zabierzesz Słowo, znieruchomieje.
Ciernik: I nieważne, czy wyjedziemy do Korei, Albanii bądź Londynu, czy pozwolimy żeby padał na nas mroczny cień Jasnej Góry.
Pokrzywnica: Możemy jeszcze zostać w Dziale Wieszaków. Też jakieś wyjście.
Ciernik: A jak inne opowiadania ze zbioru? Coś jeszcze Cię zainteresowało?
Pokrzywnica: „Teresa śniąca” Katarzyny Walas – rewelacyjnie wykreowana, bardzo wiarygodna bohaterka, piękne dialogi. I „Pinakolada” Alicji Sawickiej – tu spodobała mi się konstrukcja, treść z formą zawiązana na przemyślny supeł. Ach, i jeszcze „Ostatnie dni Rzeszy Wielkomorawskiej” – opowiadanie zabawne, ale przecież lekki dreszczyk egzystencjalnego lęku na plecach pozostawiło.
Ciernik: Tak, „Rzesza…” jest urocza! To takie współczesne opowiadanie o zaprzedaniu duszy. Podobały mi się też „Urodziny” Łukasza Hassliebe, bo choć troszkę wulgarne, to jednak z pomysłem i fajnym zakończeniem. Właściwie nie ma w tej antologii złych opowiadań. Może jedynie „Plac” Radka Światłowskiego był trochę słabszy.
Pokrzywnica: Ale to jest debiut! Jak na pierwszy raz, wyszło naprawdę nieźle, nie przesadzaj. Mnie za to zmęczył „Projekt przerywany” Jana Lete. Redaktora chyba zresztą też, bo to jedyny tekst w całym zbiorze, który zaatakował mnie rogatym bykiem: „ubrała płaszcz”.
Ciernik: Oj tam, drobnostka! A „Projekt” to całkiem zabawne opowiadanie! I jak ładnie autor buduje obraz Marianny W. z niedopowiedzeń! Dostajemy portret upierdliwej, ale utalentowanej autorki, na której wydawnictwo koniecznie chce zarobić. Podobali mi się bohaterowie, każdy ze swoją jazdą i parciem na sukces. Gra pozorów, że niby chodzi o coś więcej niż pieniądze. A na koniec dostali to, co sami dawali.
Pokrzywnica: No to wygląda na to, że każda potwora znajdzie swego amatora, a w antologii „Po godzinach” każdy czytelnik znajdzie swego smoka, który go wystraszy, oraz swoją księżniczkę, która go pokocha!
Ciernik: Ale się poetyczno-aforystyczna zrobiłaś!
www.leniwiecliteracki.pl
Po godzinach. Antologia nowej prozy Paweł Paliński
6,2
Wawrzyn Kowalski, Ostatnie dni rzeszy wielkomorawskiej. Oderwana od teraźniejszości (a jakże by inaczej!) praca historyka, którą skwitować można zdaniem z opowiadania: "Przeszłości nie ma. Ty, on, każdy - konstruujecie ją wedle własnego uznania". Tak więc początkowo nużące wtręty naukowe (?) prowadzą do prawdziwej bomby fabularnej - pojawia się tajemnica, biały kruk w postaci mikrofilmu, prawdziwa gratka dla badaczy. Aż chce się powiedzieć, że kto pracował naukowo ten wie, zna tę badawczą ekscytację. Interesujący obrazek środowiskowy z nieco wydumanym zakończeniem i tendencją do językowych łamańców ("szedł ociężale, jakby jego żołądek trawił żelazne łyżki").
Paweł Sajewicz, Pjongjang. Klaustrofobicznie i w ciemności, którą rozświetla okienko internetowego czatu. Narracja kreuje atmosferę pułapki, w którą wpadła ofiara, ale jeszcze tego nie wie. Interesujące, lecz nienachalne zestawienie karaluchów i atmosfery współczesnego korpo. Zakończenie potwierdzające skłonność współczesnej literatury do udziwnień.
Łukasz Błaszczyk, Golem. No dobra, literatura nie musi zawsze skupiać się wyłącznie na wielkich problemach egzystencjalnych małych tego świata, ale tutaj mamy nudnawą prezentację miałkich problemów życia codziennego emigracji. "Golem" pozostawia czytelnika w rozczarowującym poczuciu, że chyba nie chce czytać sentencji typu "możesz mieć chujową wędkę, ale jeśli łowisz dniami i nocami, to coś w końcu złowisz".
Łukasz Hassliebe, Urodziny. Zbudowane wokół rozczulającego zdania, iż: "do trzydziestki urodziny są super, a potem to już coraz bardziej nie". Opowiadanie początkowo budzące obawy, że będzie oparte wyłącznie na rozmowach z półgłówkiem Janeczkiem. Na szczęście później - że pozwolę sobie sparafrazować język autora - "JEB!" i Karolek nagle zyskuje niezwykłą umiejętność, dzięki której czytelnik poznaje liczne anatomiczne szczegóły osób wokół bohatera. Warte przeczytania chociażby ze względu na barwne (i tylko chwilami tendencyjne) opisy anatomii człowieka.
Paweł Paliński, Lajf. Jak w tytule - z angielska, ale spolszczone: życie. Autor nie chciał widocznie popaść w patos, stąd w tym krótkim, nagle urwanym opowiadaniu jakże wymowne sentencje typu: "każdy ma swój wózek i go pcha, po co więc pieprzyć, że kółka trzeszczą". Lapidarne studium kaca pod postacią poimprezowego spaceru ulicami Warszawy, zbudowane w zasadzie na zawoalowaniu kilku prostych prawd. Nic bardziej nie tłumaczy braku zakończenia, jak zawarta w biogramie informacja, że to fragment powstającej powieści (do której raczej nie zajrzę).
Jola Gomółka, Zakalec. Opowiadanie zalicza się do tej części literatury, która traktuje o Matce. A skoro Matka, to i choroba. Rozczulające, antropomorficzne przedstawienie chorób umysłowych (jakkolwiek to brzmi!). Emocjonalna, trudna lektura z obezwładniającym zakończeniem i przerażającym, masochistycznym żalem, że to koniec.
Agnieszka Jelonek, Osiem kawałów. Historia tragicznej miłości pośród budynków w stadium budowy. Pewnie miało być wzruszająco, wyszło nijako.
Alicja Sawicka, Pinakolada. Być może ma to być sztuka dla sztuki, której nie pojmuję, bowiem ta cała nostalgia za przeszłością i wymienianie całej galerii (najlepiej starych, babcinych) przedmiotów nie wydaje się nieść za sobą nic innego. Autorka raczy czytelnika fragmentarycznym strumieniem świadomości, podczas gdy w piekarniku piecze się biszkopt na tort. Pomimo niewielkich rozmiarów tekstu kilkukrotnie chce się, trochę za namową autorki, "pizdnąć tym tortem o ścianę i zapomnieć". Posłusznie więc to uczyniłem i naprawdę ledwo pamiętam to opowiadanie.
Anna Majchrowska, O Hance, która pragnęła zapomnieć się w miłości. Początkowo sielski i swojski obrazek ciepłej i prostej dziewczyny, która - jakże bezwstydnie banalnie - lubi koty i pragnie miłości. Uroczo, ale i fatalnie zakochana w swoim pracodawcy, Ignacym. Bohaterka nie dostrzega jego bezwzględności, a wymierzony jej policzek traktuje jako ich pierwsze zbliżenie, pretekst do dalszych fantazji w stylu: "moim milusińskim jest Igniątko". Budzi to litość, a wiadomo, że lubimy się pochylać w żalu nad fikcją.
Katarzyna Walas, Teresa śniąca. Open space, outlook i korporacyjny pęd za szczęściem, który kończy się na samotnym wieczorze z butelką wina i żarciem na telefon lub wymuszoną randką z kimś z pracy. Czyta się z przyjemnością, niestety refleksyjne zakończenie rozczarowuje.
Jan Lete, Projekt przerywany. Ukazuje smutną prawdę, że chyba wszyscy więcej udają, że pracują, niż pracują naprawdę. Podczas gdy każdy w wydawnictwie skupia się na tym jakby tu się od pracy wymigać, spada na wszystkich brzemię spraw ostatecznych. Przerwane zlecenie powoduje irytację, bo przecież "klienci nie powinni ot tak umierać", popychając pracowników do zdumiewającego posunięcia, którego ujawnienie byłoby bezlitosnym spoilerem. Raczej polecam.
Radek Światłowski, Plac. Eksperymentalnie. Autor wziął na spytki mieszkańców i przedstawia ich widzenia placu, któremu jest to obojętne, mimo że dla niektórych (najbardziej chyba dla autora) jest muzą i inspiracją. Wiem jak to brzmi, ale to opowiadanie naprawdę tak wygląda. Przed autorem jeszcze sporo pracy i wcale mnie nie zdziwiła informacja z biogramu, że to jego pierwsza publikacja.
Agnieszka Burton, Gorący styczeń (szkice, próby, fragmenty). Napawają mnie niepokojem dookreślenia z nawiasu. Chyba słusznie, bowiem pomimo zręcznie opisanej wycieczki w przeszłość, lekturze towarzyszy uczucie niejasności. Co prawda trudno jednoznacznie wypowiadać się o fragmentach jak o zamkniętej całości, ale jeśli takowa powstaje, zapowiada się obiecująco.