Czytamy w weekend
Dzisiaj przypada piątek trzynastego. Mamy jednak nadzieję, że pech się Was nie ima i że przeżyjecie dzisiejszy dzień w jednym kawałku. Ufamy także, że książki, które wybierzecie do czytania w ten weekend nie okażą się pechowe - trzymamy za to kciuki! Zobaczcie co osoby z naszej redakcji wybrały na nadchodzące dni.
Pamiętam serial „Twin Peaks” Davida Lyncha z czasów później podstawówki. Obowiązkowo, co piątek o godzinie 20.00 siedziałam przed telewizorem z moimi przyjaciółkami Kaśką i Karoliną. Uwielbiałyśmy tajemnicę miasteczka, w którym zginęła Laura Palmer. Były to jeszcze czasy przedinternetowe, więc wiedzę o serialu czerpałyśmy z serialu, książek i gazet.
W tamtym czasie na polskim rynku pojawił się „Sekretny dziennik Laury Palmer”napisany przez Jennifer Lynch (córkę reżysera). Była to wtedy dla nas pozycja obowiązkowa. Ważna była też muzyka. Pamiętam jak w sklepie muzycznym w Świnoujściu kupiłam sobie kasetę Angelo Badalamentiego. Wszystko, co dotyczyło „Twin Peaks” było kultowe. Agent Cooper, Pieńkowa Dama czy Olbrzym ze snów agenta. Po latach wróciłam do serialu, gdy jedna z telewizji wyemitowała wszystkie odcinki. Film się zestarzał, ale sentyment i tajemnica pozostały.
W tym roku pod choinką znalazłam Sekrety Twin Peaks napisane przez współtwórcę serialu Marka Frosta. A odkąd dowiedziałam, że David Lynch postanowił po latach wrócić do historii Laury Palmer i że nowy serial ukaże się już w 2017 roku, śledzę wszystkie kanały socialmediowe, żeby być na bieżąco z newsami z Twin Peaks.
Książka jest świetnie wydana, zawiera wiele zdjęć, przedruków ze starych gazet, dokumentów policyjnych, notatek służbowych. Jestem bardzo ciekawa, czy dowiem się czegoś więcej o serialowych tajemnicach , czy będzie to tylko nadmuchany marketingowo produkt, który ma być kolejną maszynką do zarobienia pieniędzy przez Lyncha.
Dla prawdziwych fanów Twin Peaks – pozycja konieczna, bo kto z nas nie zastanawiał się przez te lata o co chodziło w stwierdzeniu: Sowy nie są tym, czym się wydają. Czarno-białe zdjęcie sowy znajduje się też w książce...
W najbliższy weekend będę czytał Głód Martína Caparrósa. Długo przymierzałem się do tej lektury. Po zapoznaniu się z recenzjami i opiniami znajomych trochę bałem się tego, co mogę w niej wyczytać, ile złudzeń, błędnych założeń o otaczającym mnie świecie będzie ona w stanie roztrzaskać na kawałki. Ostatecznie nie mogłem dłużej odkładać konfrontacji. Uważam, że przychodząc na świat wśród etnicznej większości kraju bogatej północy (nawet jeśli odrobinę uboższych jej peryferii), ciesząc się dobrym zdrowiem, dachem nad głową i ciepłym posiłkiem codziennie, łatwo wziąć taki dobrostan za pewnik. Coś przynależnego w oczywisty sposób. Książki takie jak ta, są potrzebne żeby przebić ową bańkę. W trakcie czytania, duże wrażenie na mnie robi fakt, że książka Caparrósa nie jest zwykłym reportażem. Nie jest to robota stricte dziennikarska. To monumentalny esej o głodzie. Decydując się na taką formę mógł on bez skrępowania zrzucić maskę bezstronności. Bycie obojętnym w jego oczach oznacza podłość. Autor nie unika oceniania, pokazuje palcem kto jest winien obecnej sytuacji. A wygląda ona tak, że niemal miliard ludzi na świecie głoduje. Kilkanaście tysięcy dzieci umiera z tego powodu każdego dnia. „Głód” skrzy się od liczb. Nie da się tego uniknąć. Caparrós nie próbuje jednak schować się za suchą statystyką. Wystrzega się prostych wyjaśnień. Przemierzył pół świata żebym móc na pierwszy plan wyciągnąć konkretne historie prawdziwych ludzi. Jego książka jest aktem oskarżenia wobec kapitalizmu, nierówności i znieczulicy. „Jest wiele przyczyn głodu. Brak żywności już do nich nie należy”.
Ostatnio powieści w ogóle mnie nie interesują. Kolejne próby wciągnięcia się w jakąkolwiek fabułę kończą się fiaskiem. Po części tłumaczę to niską jakością fabuł, z którymi miałam ostatnio do czynienia (piję tu do „Roku królika” Joanny Bator), a po części moim ogólnym znużeniem literaturą. Wolę teraz czytać biografie, eseje i publicystykę – te jeszcze są w stanie mnie zaangażować. Od paru tygodni regularnie wracam do książki Naomi Klein To zmienia wszystko. Czytam ją i trochę przypomina mi się „Piosenka o końcu świata” Miłosza, a trochę wiersz T. S. Eliota „Wydrążeni ludzie”. I tak się właśnie kończy świat / Nie hukiem ale skomleniem.
Literacką odtrutką dla tezy Klein, że żyjemy sobie beztrosko na ginącej planecie, i dla wzrastającego poziomu smogu jest dla mnie Sekretne życie drzew Petera Wohllebena. Ilekroć otwieram tę książkę, mam wrażenie, że wchodzę do lasu. Może to zasługa pięknego albumowego wydania ze zdjęciami z polskich puszczy, które dostałam na gwiazdkę, a może narracji autora-leśnika, w której wyczuwa się prawdziwą pasję i czułość wobec drzew. Jest coś kojącego i zmuszającego do zatrzymania się w myśli, że żyjące setki lat drzewa, niemi świadkowie naszej nieraz absurdalnej codzienności, odczuwają świat, ostrzegają się w chwilach zagrożenia i wspierają. I milczą o tym wszystkim, co wiedzą – a przynajmniej nam tak się wydaje.
komentarze [200]
Żar. Oddech Afrykiniestety mało miałe czasu na czytanie:(
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
U mnie na tapecie również "Sekretne życie drzew". Podobnie jak Pani Joanna lubię odskocznie od powieści, tyle że w odwrotnej sytuacji: jak przeczytam super powieść z niezwykłą fabułą, to muszę odreagować czytając coś spoza beletrystyki.
W kilku miejscach książka jest dosyć irytująca, ale generalnie na plus. Autor zapomniał chociażby o Puszczy Białowieskiej twierdząc, że w...
Weekend generalnie na stoku, ale wieczorami przy grzanym winie skończyłem Obietnica krwi i jeszcze pozostaję w Adro na stronach Krwawa kampania
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postSzkoda tylko, że Fabryka Słów nie pali się do wydania innych powieści/opowiadań z tego uniwersum.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postBardziej opowiadań bo kolejna powieść czeka na premierę. A co do samych opowiadań, to szanse raczej nikłe - to jednak nie Sanderson :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Skończyłem :
Klub Mefista
i zaczynam czytać :
Chemia śmierci
Liczę na wstrząsającą lekturę :).
Mnie "Chemia śmierci" bardzo się podobała. Simon Beckett potrafi pisać tak, aby zainteresować czytelnika. Życzę przyjemnej i wciągającej lektury.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJestem dalej niż chciałem i rzeczywiscie ksiązka przykuwa uwagę. Beckett ciekawie pisze i podoba mi sie coraz bardziej, ale zobaczymy jak zakończy powieść :). Dziękuje :).
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postU mnie dla zmiany klimatu czytanych książek na deser Potęga podświadomości, natomiast do biegania i samochodu "buczek" Człowiek nietoperz. Po zlasowaniu mózgu "Potęgą" zabiorę się za "Zwiadowców" Flanagana.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postGłód świetnie otwiera oczy, oby jak najwięcej osób przeczytało tę książka. A ja czytam w weekend Dumę i uprzedzenie :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post