rozwiń zwiń

Trzeba wyłączyć swoją osobowość. Rozmowa z Bernadetą Prandzioch

LubimyCzytać LubimyCzytać
08.06.2017

Czy bycie psychologiem pomaga czy przeszkadza w pisaniu powieści? Czy kryminał może być formą terapii? M.in. na te pytania odpowiada Bernadeta Prandzioch, debiutantka wśród autorek kryminałów, autorka powieści „Terapeutki”.

Trzeba wyłączyć swoją osobowość. Rozmowa z Bernadetą Prandzioch

Bernadeta Prandzioch to ślązaczka od pokoleń mieszkająca w katowickiej dzielnicy Załęże. Z wykształcenia psycholog, absolwentka Uniwersytetu Śląskiego. Publicystka, pisała m.in. dla „Znaku”, „Opcji”, „Popmoderny” i „FA-artu”. Jej opowiadania ukazały się na łamach „Chimery”, „Nowej Fantastyki” oraz w antologii Pożądanie (2013). Zakochana w portugalskich Azorach, gdzie zawsze panuje wiosna. Właśnie ukazuje się jej debiutancka powieść kryminalna „Terapeutki”.

Listopadowy poranek. W ogrodzie gabinetu terapeutycznego zostają znalezione zwłoki dziecka. Choć pracująca tam terapeutka Marta Szarycka stara się trzymać na uboczu, szybko zostaje wciągnięta w bieg wydarzeń za sprawą dziwnych wiadomości, które otrzymuje, a także policjanta prowadzącego śledztwo. Młoda, świetnie zapowiadająca się psycholog, której nienaganny wizerunek naruszają skłonność do przygodnego seksu i angażowanie się w związki bez przyszłości, zostanie zmuszona do skonfrontowania się z najbardziej bolesnymi doświadczeniami z przeszłości. Ile będzie musiała poświęcić w grze, w której stawką jest życie kolejnych dzieci?

Intrygująca fabuła ze świetną, nieszablonową postacią Marty Szaryckiej. To, co wydaje się uporządkowane i bez skazy, w rzeczywistości toczy rak traumy z przeszłości.

Ksiązka ukazuje się nakładem Domu Wydawniczego Rebis pod patronatem lubimyczytać.pl.

 

Pracujesz jako psychoterapeutka i właśnie wokół terapii osnułaś wątek powieści. Jak wyglądał początek? Co wpłynęło na decyzję o napisaniu książki? Myśl o niej przyszła podczas pracy, miała związek z jakimś etapem kariery zawodowej?

W zasadzie to pracuję jako psycholog, przez kilka lat współprowadziłam terapie grupowe, ale teraz zawodowo działam bardziej w obszarze medycznym – szkolę lekarzy z relacji z pacjentami, służę pacjentom swoją psychologiczną wiedzą, tworzę materiały edukacyjne i kampanie społeczne.

Maciej Parowski zawsze powtarza debiutantom, że najlepiej jest pisać o tym, co się zna, dlatego wątki psychologiczne wydały mi się naturalne na początek. Od pierwszych przebłysków intuicji do wydania książki minęło kilka lat – zarys powieści powstał pod koniec moich studiów, a więc wtedy, kiedy dopiero zaczynałam pracę psychologa.

Czujesz się bardziej psychologiem czy pisarką? A może jednym i drugim? Z pacjentami o książkach nie rozmawiasz?

    Na pewno nie czuję się jeszcze pisarką, psychologiem – zdecydowanie bardziej. W sferze zawodowej te dwie rzeczywistości są dla mnie rozdzielone, zresztą od dawna – już podczas studiów równolegle zajmowałam się literaturą – pisywałam sporo recenzji, esejów do różnych czasopism i publikowałam też swoje opowiadania.

    Natomiast na pewno jest tak, że psychologia niesamowicie pomaga w pisaniu, bo tak naprawdę jedno i drugie sprowadza się do tego samego: próby zrozumienia drugiego człowieka, wniknięcia w jego motywacje, poznania mechanizmów rządzących zachowaniem i wywiedzenia z tego jakiegoś wzorca. Przy czym w psychologii służy to pomocy innym, a w literaturze pozwala stworzyć przekonujących bohaterów oraz – co wydaje mi się istotniejsze – opowiedzieć czytelnikom coś ważnego, z czym być może będą mogli się zidentyfikować albo co pozwoli im spojrzeć na rzeczywistość z innej perspektywy.

    Łączenie wiedzy psychologicznej ze śledztwem było wielokrotnie z powodzeniem wykorzystywane w powieściach i serialach. Czym wyróżnia się Twoja książka na tle szeregu podobnych na rynku?

      Pewnie przede wszystkim tym, że napisana jest z perspektywy osoby, która zupełnie nie ma ochoty w śledztwie uczestniczyć. Zwykle w powieściach i serialach podążamy za bohaterem, który prowadzi dochodzenie albo jest w nie aktywnie zaangażowany, a Marta najchętniej uciekłaby przed wszystkim, co dotyczy sprawy zabójstwa. Tym samym utrudnia nieco czytelnikowi znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto jest mordercą, i wybija ze znanego z innych książek rytmu.

      Opowiesz o doświadczeniu, jakim było tworzenie bohatera? Marta Szarycka jest taka, jak sobie ją od początku wyobrażałaś, czy zmieniała się w trakcie pisania?

        Tak, Szarycka jest taka, jaką ją od początku widziałam, ale sprawiła mi niemało trudności podczas pisania. To nie jest bohaterka, którą łatwo polubić. Jej zachowania są często nieracjonalne, czy wręcz irytujące. To było dla mnie momentami wyzwanie: zupełnie wyłączyć siebie, swoją osobowość, i podążać za bohaterką, starać się myśleć nią, przeżywać nią. Trochę tak jakbym użyczała komuś siebie. Mój przyjaciel po lekturze książki zadzwonił do mnie, żeby podzielić się wrażeniami, i pierwsze, co powiedział, to: „Ależ mnie ta Szarycka wkurzała. Najchętniej wepchnąłbym ją pod tramwaj za te jej akcje”. To był dla mnie duży komplement. Nie ma nic trudnego w stworzeniu bohatera, z którym czytelnik od razu się identyfikuje. A ja chciałam go wkręcić, żeby na koniec musiał zrewidować swoje poglądy.

        Twój kryminał jest szczególny. Czytając, miałam wrażenie, że najbardziej fascynującą częścią książki jest odkrywanie zagmatwanej historii głównej bohaterki i że to ona jest ważniejsza niż zbrodnia. Morderstwo zmusza do tego, by zmierzyć się ze starymi ranami, czyli jest jak dziwna, okrutna, ale jednak – terapia?

          Świetnie, że zwróciłaś na to uwagę, bo właśnie taki był zamysł. Dla mnie od początku najważniejsza była Marta i jej historia. Opowieść o kimś, kto pozornie rewelacyjnie radzi sobie w życiu, odnosi sukcesy, jest spełniony, ale jednocześnie nosi w sobie bagaż trudnych doświadczeń i nie do końca zaleczone rany. Myślę, że często nie zdajemy sobie sprawy, ile takich osób jest wokół nas. Mamy skłonność do surowego oceniania innych, zwłaszcza gdy w naszej ocenie postępują niewłaściwie, nieracjonalnie – nie zastanawiamy się, co może się za tym kryć.

          Ale żeby to opowiedzieć, potrzebowałam czegoś, co zaintryguje czytelnika, poprowadzi go przez książkę. I tak powstała kryminalna intryga, zapoczątkowana morderstwem dziecka. Chciałam, żeby powieść można było odczytywać na różnych płaszczyznach. Jeśli kogoś interesuje jedynie klasyczne podążanie tropem tego „kto zabił” – może to zrobić. Ale jeśli ma ochotę spojrzeć na to wszystko głębiej, to dostrzeże inne, zupełnie niekryminalne wątki.

          Myślisz już o kolejnych powieściach? Zamierzasz pozostać przy kryminale, może stworzyć cykl książek z Martą Szarycką, jeśli oczywiście możesz uchylić rąbka tajemnicy?

            Myślę, że z Szarycką pożegnałam się na dobre. Potrzebuję teraz kilku tygodni oddechu. Mam parę pomysłów na następną powieść, ale muszę przeanalizować, który z nich jest na tyle dobry, by związać się z nim na kolejnych kilkanaście miesięcy. Czy będzie to kryminał – tego nie mogę obiecać.

            (Materiały wydawnictwa Rebis).


            komentarze [1]

            Sortuj:
            Niezalogowany
            Aby napisać wiadomość zaloguj się
            LubimyCzytać 08.06.2017 12:03
            Administrator

            Zapraszamy do dyskusji.

            Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post