rozwiń zwiń

Nad szczęściem trzeba pracować

Milena Buszkiewicz Milena Buszkiewicz
27.05.2017

Od Kim Holden bije niezwykła energia, a jej śmiech jest zaraźliwy. Mimo że od wielu lat nie jest już nastolatką, pisze książki, które trafiają do tysięcy młodych czytelników. Mówi, że bardziej od pisania kocha muzykę. Choć sięga po tematy trudne i poruszające, to w każdym ze swoich czytelników rozpala płomyk nadziei. Kim Holden opowiada o swoich pasjach, depresji i codziennej radości z życia.

Nad szczęściem trzeba pracować

Po Promyczku i Gusie przyszedł czas na Franco - niepokornego i uroczego perkusistę, który przyprawi czytelników o wiele uśmiechów i niejedną łzę.

Milena Buszkiewicz: Kiedy przyszedł moment, gdy pomyślałaś, żeby zacząć tworzyć książki?

Kim Holden: Gdy chodziłam jeszcze do szkoły, wielką przyjemność sprawiało mi pisanie. Zawsze też marzyłam o napisaniu książki, ale wtedy tego nie zrobiłam. Nie zdałam matury z angielskiego, więc nie poszłam na studia. Kiedy mój syn się urodził, byłam oczywiście skupiona przede wszystkim na nim, jednak gdy troszkę podrósł, miał wtedy może pięć lat, a ja byłam już po trzydziestce, to stwierdziłam, że teraz, albo nigdy. Choć pracowałam na pełen etat, wiedziałam że nie będzie lepszego momentu, by zacząć. Wtedy napisałam pierwszą książkę. Zajęło mi to jakieś cztery lata. Czasami przerywałam pisanie na miesiące… Kiedy skończyłam powieść, myślałam, że to już definitywny koniec, ale tak się nie stało. Pisanie sprawiało mi ogromną przyjemność. Okazało się, że jest to książka dla wszystkich, że każdy może po nią sięgnąć. Spodobała się mojej mamie i mogłaby spodobać się wielu innym, pisałam ją właśnie z taką myślą. Jednak „Promyczka” napisałam tylko dla siebie, chciałam stworzyć powieść, którą sama chętnie bym przeczytała. I tak... Spotykamy się pięć książek później, a ja cały czas piszę.

Powiedziałaś, że myślałaś o pisarstwie odkąd byłaś mała, ale to zawsze ma jakiś początek. Czy pamiętasz co było bodźcem do rozpoczęcia pierwszej strony?

Zawsze bardzo lubiłam czytać, od jakichś dwudziestu lat czytam bardzo dużo. Czytanie ogromnie inspiruje. Jest mnóstwo książek, które uwielbiam, jednak najważniejsze jest znalezienie książki, która naprawdę cię poruszy, zmieni sposób twojego myślenia. W moim przypadku był to Buszujący w zbożu. Było to trzydzieści lat temu… Jeszcze w szkole średniej. Podobnie w moim pisarstwie, najważniejsze jest dla mnie poruszenie czytelnika. Jeśli mam wystarczająco dużo szczęścia, udaje mi się to osiągnąć. To największy dar jaki w życiu mnie spotkał, poza moim mężem i synem. Doświadczenie, kiedy ktoś przeczytał „Promyczka” i ta książka pomogła mu albo jej poradzić sobie w czasie depresji, bądź kiedy musieli poradzić sobie z ciężką chorobą, jest niesamowite. Tacy ludzie później podchodzą do mnie na spotkaniach autorskich i mi za to dziękują. To naprawdę mnie motywuje.

We wszystkich twoich książkach pojawiają się bardzo trudne tematy, już o niektórych z nich właśnie wspomniałaś. Czy historie, które opisujesz są po prostu zasłyszane, czy może sama ich doświadczyłaś?

Cały pomysł na „Promyczka” wziął się z tego, że najpierw wymyśliłam najpozytywniejszą postać, jaka tylko mogła przyjść mi do głowy. Postać łączącą w sobie wszystko, co kocham, taką, którą chciałam być, gdy dorastałam. Jest nią główna bohaterka „Promyczka”. Dla kontrastu stworzyłam mroczny temat. Chciałam, żeby Kate z czymś się zmagała, dlatego jej bitwa dotyczyła raka. To problem, z którym mierzy się każdy na świecie, niekoniecznie osobiście, ale każdy z nas zna kogoś, kto chorował lub choruje na raka. Taki temat przyszedł mi o tyle łatwo, powiedzmy… „łatwo”, ponieważ w ten sposób straciłam dziadka. Większość moich znajomych odeszła w podobny sposób, były to w dużej mierze osoby starsze ode mnie, ale byli wśród nich też ludzie młodzi.

W „Gusie” jest depresja i z nią akurat zmagałam się osobiście w mojej młodości. Wiem, że w moich książkach poruszane są trudne tematy, ale w mojej głowie one zawsze kończą się dobrze, za każdym razem chcę zostawić czytelników ze szczęśliwym zakończeniem.

W przypadku „O wiele więcej” trudny temat dotyczył rozwodu i podziału opieki nad dziećmi. To akurat nie był mój problem, ale znam osoby, które przez to przeszły.

Oczywiście piszę o bardzo trudnych sprawach i czytając moje powieści ludzie najczęściej płaczą, ale w opowiadanych historiach zawsze staram się umieścić jakieś pozytywne przesłanie.

Piszesz książki Young Adult, New Adult, głównie kierowane do młodzieży, młodszych dorosłych, dlaczego zdecydowałaś się pisać dla tej grupy odbiorców?

Piszę to, co sama najchętniej czytam. Colleen Hoover to moja ulubiona autorka, która pisze historie o miłości i lekcjach, jakie potrafi nam dać życie. Jej powieści są niepowtarzalne, po prostu wyjątkowe. Uwielbiam Johna Greena i Rainbow Rowell piszących do nieco młodszych osób, ale wciąż tworzących takie powieści, które mogę odnieść do swojego życia. Cenię także Tiffanie DeBartolo, autorkę How To Kill a Rock Star, ona jest moim nowym objawieniem.

Piszę po to, by ludzie mogli się z moimi powieściami utożsamiać, by mogli się do nich bezpośrednio odnieść, bo coś podobnego przeżyli, coś zbliżonego kiedyś ich spotkało. Nie piszę też wyłącznie dla kobiet czy mężczyzn, wydaje mi się, że opowiadane przeze mnie historie są uniwersalne. W tym roku skończę czterdzieści pięć lat, ale czuję się i myślę o sobie jakbym nadal miała dwadzieścia.

Emanujesz pozytywną energią i nie dałabym ci więcej niż trzydzieści kilka lat. A czy pamiętasz jaką byłaś nastolatką?

Wydaje mi się, że faktycznie jestem bardzo pozytywną osobą. Cieszę się z tego, jak ułożyło się moje życie, choć pewnie coś bym w nim zmieniła, ale tak ma chyba każdy z nas. Pamiętam, że czas kiedy dorastałam z moim rodzeństwem był wspaniałym okresem w moim życiu. Moja mama wychowywała nas naprawdę cudownie, dzięki niej wydawało mi się, że jestem superkobietą, superdziewczyną, a jednak mimo wszystko pod koniec szkoły średniej zachorowałam na depresję. Nie wiadomo jak to się stało, ale stało się... Przez jakiś czas trudno mi było sobie z tym poradzić. Mojego męża, z którym już jestem dwadzieścia siedem lat, poznałam właśnie w szkole średniej. Razem przeszliśmy przez ten okres. Od tamtej pory staram się być zawsze pozytywna, ale też trzeba pamiętać, że w taki stan rzeczy wkładam ogrom pracy. Taki poziom pogodności nie bierze się znikąd. W „Promyczku” jedna z bohaterek mówi, że nad szczęściem trzeba pracować, bo nie zawsze pojawia się ono w naszym życiu samo z siebie.

Jedną z radości w twoim życiu i jego ważną częścią jest muzyka, prawda?

Kocham muzykę, chyba nawet bardziej niż książki! Muzyka mnie inspiruje. Na szczęście mój mąż i syn mają taki sam gust muzyczny jak ja. Uwielbiam alternatywny rock, kocham chodzić na koncerty, pojawiam się na siedmiu do dziesięciu rocznie. Całkiem niedawno poleciałam do Anglii na Sunset Sons.

Seria zaczynająca się od „Promyczka” jest skoncentrowana na muzykach, między innymi dlatego, że Gus to facet moich marzeń! Uwielbiam takie zespoły jak Nothing But Thieves, Hannah, 30 Seconds To Mars z niesamowitym Jaredem Leto… Gdybym mogła go spotkać, to byłabym przeszczęśliwa. W pewnym sensie muzyka jest dla mnie wszystkim.

Wspominasz o Gusie, ale ja bardzo się cieszę, że całą najnowszą książkę poświęciłaś Franco, który jest perkusistą, zawsze miałam do nich słabość.

Pierwszy raz piszę o Franco, gdy Gus nagrywa drugi album w Los Angeles. Wtedy Franco opowiada mu, że poznał niesamowitą Angielkę, i że może coś z tego będzie… Do Warszawy przyjechałam z moją przyjaciółką, Angielką, która kiedyś mnie podpuściła, mówiąc, że powinnam rozwinąć postać Franco i sprawić, żeby się w niej zakochał. No i dałam się podpuścić. Franco to jedna z moich ulubionych drugoplanowych postaci z „Promyczka” i „Gusa”. Sama bardzo lubię perkusistów. Moi ulubieni muzycy to co prawda gitarzyści, ale perkusiści też są w porządku.

Gus jest naprawdę zabawną i dowcipną postacią, ale w porównaniu z Franco wypada dość blado. W pierwszych książkach służył mi za taką postać, która nagle wpadnie i powie coś zabawnego. W powieści „Franco” miałam miejsce, by zrobić z niego prawdziwą postać, pokazać jego poważniejszą stronę. Wydaje mi się, że na tle moich inny książek, „Franco” jest tą zabawniejszą, choć oczywiście są tam poruszane także poważniejsze tematy. Bardzo się cieszę, że mogłam poświęcić mu trochę więcej czasu i zrobić z niego prawdziwego człowieka.

Skoro muzyka odgrywa tak ważną rolę w twoim życiu, to dlaczego nie zostałaś muzykiem?

Chciałabym umieć śpiewać i grać, dlatego tyle o tym piszę. W przyszłym życiu, jeżeli to możliwe, chciałabym być rockmanką, grać przed tysiącami ludzi. Póki co przychodzi mi tylko śpiewać z radiem przed synem i mężem. Bardzo chciałabym grać na gitarze, ale niestety nie jestem wystarczająco skoordynowana!

Wróćmy do twojego obecnego życia. Choć dopiero co skończyłam czytać „Franco”, czuję niedosyt. Czy nad czymś obecnie pracujesz?

Jakiś miesiąc temu zaczęłam pisać kolejną książkę, ale mój syn właśnie kończy podstawówkę i wybiera się do szkoły średniej, więc chcę mu trochę pomóc w tym czasie. Na tę chwilę odłożyłam pisanie. Tworzenie nie jest też moim głównym źródłem dochodu, nie utrzymuję się z tego. Na co dzień pracuję w księgowości. Spisałam już plan następnej książki, co jest niesamowite, bo nigdy do tej pory tego nie robiłam. Mam nadzieję, że równie niesamowita będzie treść tej powieści. Jej akcja rozgrywa się w latach 80. Znowu jest sporo muzyki, między innymi The Cure. Tym razem to książka kierowana do trochę młodszych czytelników, YA. Historia nieco smutniejsza, pisana z perspektywy siedemnastoletniego chłopaka. Jednak będzie również pokazane to, jak postrzegają go inni ludzie i jak on sobie z tym radzi. Póki co nazwałam książkę roboczo „Other side” i nie znam jeszcze całej historii, ale bardzo lubię pisać męskie postaci. Jestem chłopczycą, nie wiem czy powinnam się do tego przyznawać. Niejednokrotnie spotkałam się z posądzeniem o to, że męskie postacie pisze mi jakiś facet, bo są tak dobrze odwzorowane. 


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
balanga 28.05.2017 14:45
Czytelniczka

Kurcze, jaki szczery wywiad. Aż miło mi się go czytało. Zainspirowała mnie Kim. Znam jej dzieła, ale żadnego nie miałam do tej pory w ręku, a żałuję bo "Promyczek" wielokrotnie wskakiwał w moje ręce w księgarni.
Kim, dziękuję za słowa, motywujesz.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
sagamilka 05.01.2018 08:49
Czytelnik

Nieświadomie zabrałam "Promyczka" na wakacje i to był błąd, bo koniec czytania przypadał na podróż powrotną w samolocie, płakałąm jak małe dziecko i ukradkiem ocierałam łzy. Książka cudowna nie można się oderwać :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Milena 26.05.2017 18:14
Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post